Życie sprawia nam dużo bólu. Szczególnie wtedy, gdy wszystko zaczyna się układać.
Minął miesiąc. Okrągłe cztery tygodnie. Ani ja nie odzywałam się do Dawida, ani on do mnie. Tak jakbyśmy się nie znali. Codziennie zerkałam na swojego twittera i opisywałam różne historie, które według mnie były ciekawe. Tak dla jasności - O sobie pisałam jako "Ri" a o Dawidzie "Wi" Tak było najprościej, a znana byłam z tego że nie podawałam swoich danych osobowych, ani nikogo z mojego otoczenia. Postanowiłam że posłucham jakiś piosenek. Włączyłam moją ulubioną playlistę, a pierwszą piosenką było "Morze Łez". Zgadnijcie kogo? Ha! Moje szczęście. Piosenka niczego sobie, tekst bardzo życiowy, więc postanowiłam że opublikuję na twitterze kawałek.
Pokaż jak naprawdę ranić, już nie oszukuj mnie. Ludzie wyczuwają co jest złe. - dontfuckmymind
Po paru sekundach już dużo osób odezwało się do mnie, pod tweetem. Parę oznaczyło Kwiatkowskiego, ale pewnie tego nie zobaczy, kiedyś weszłam na jego tt, tyle spamu. Gdy upłynęło parę minut postanowiłam znów przejrzeć powiadomienia. "@kwiatkowskioff reblogged your post" W sumie to opadła mi szczęka, dlatego że zauważył to, ale nie jestem jego fanką tylko byłą dziewczyną, no halo. Z reguły jestem bardzo wytrzymałą i silną osobą, więc nie przeżywam rozstania z Dawidem, szczególnie że to z jego winy bo wiem, że trzeba iść dalej i nie można się poddawać, nigdy. Usłyszałam dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu ukazało się zdjęcie brązowookiego, uśmiechniętego. Nacisnęłam zieloną słuchawkę. Kurwa.
-Czego?
-Daria, proszę. Daj mi wyjaśnić. - Pewnie powiedział.
-My chyba nie mamy sobie nic do wyjaśnienia. - Miałam ochotę parsknąć śmiechem na dobór naszych słów. Praktycznie to samo powiedzieliśmy do siebie w szkole, gdy chciał wyjaśnić zaistniałą sytuację z Karoliną, czy jak jej tam było..
*flashback*
Zadzwonił dzwonek. Wszyscy rozeszli się pod swoje sale, tylko ja stałam jak słup. Stanął przede mną. Nie Bartek, nie żaden nauczyciel. Tylko on. Stanął przede mną Dawid. Z jednej strony miałam ochotę dać mu tak mocno w twarz, a z drugiej przytulić i już nie wypuszczać. Czy ja jestem jakaś nienormalna czy jak?
-Daria...Proszę, posłuchaj mnie. - Głos miał zachrypnięty, brzmiał jakby miał zaraz rozryczeć się jak małe dziecko. To było takie dziwne.
-Nie mam ochoty Cię słuchać, nie mam ochoty nawet na Ciebie patrzeć, nie rozumiesz? Zniszczyłeś mnie psychicznie, nie czujesz przez to się minimalnie winny? Nie czujesz żadnej różnicy w moim zachowaniu, w Naszym zachowaniu? Czy Ty nic do cholery nie widzisz? Okulary Ci kupić, czy jak?!
-Proszę.. Nie odtrącaj mnie, daj mi wyjaśnić.
-My chyba nie mamy sobie nic do wyjaśnienia.
*end of flashback*
-Wiesz co? Nienawidzę tego, że nie dajesz mi dojść do słowa, tak samo jak kurwa nienawidzę mojej osoby. Jesteś niemożliwa, nie każę Ci do cholery do mnie wracać, tylko wysłuchać.
-A wiesz Ty co? To nie ja przelizałam się z obcą dla mnie osobą na imprezie! - Krzyknęłam i rozłączyłam się. Co za idiota. Miałam ochotę się rozpłakać. Ale przez niego nie warto. Westchnęłam i opadłam na podłogę. Wiedziałam, że znowu się rozpłaczę, a tak bardzo tego nie chciałam. Nie lubiłam pokazywać mojej słabości nikomu, rodzicom, Dawidowi. Ale czasem to robiłam. Tak, śmiejcie się, śmiejcie. Ale gdyby Wam ktoś wbił sztylety w serce to tak przyjemnie by nie było, co nie? Postanowiłam się przejść, nie wychodziłam praktycznie z domu, a spacer dobrze mi zrobi. Założyłam czarne trampki za kostkę i zeszłam na dół.
-Gdzie idziesz? - Usłyszałam głos rodzicielki, robiącej coś w kuchni.
-Przed siebie. - I wyszłam. Założę się że nie będzie ze mną dobrze gdy wrócę do domu, ale jestem tak niesamowicie wkurzona, że zaraz sobie coś zrobię. Pamiętam jak miałam 14 lat to gdy moi rodzice mnie denerwowali to chodziłam na treningi boxu, zaprowadził mnie tam mój 18 letni kolega, do dzisiaj to pamiętam.
*flashback*
Ja nie mogę! Jak ona mnie denerwuje! Myśli że będę spełniać wszystkie jej zachcianki! Nie chcę jej tu! Nienawidzę mojej mamy. Nie wierzę, że z Ojcem zrobiła mi takie świństwo! Boże.. Wyszłam z domu i nawet nie pofatygowałam się żeby zamknąć za sobą drzwi, niech sobie sama zamyka, kim ja jestem? Jej służącą? Naburmuszona przechodziłam przez ciemne ulice miasta, gdy nagle na kogoś wpadłam.
-Dariuna, co tu robisz o tej porze? - Nim spojrzałam w twarz osoby, poznałam jej głos. Artur.
-Jestem taka wkurzona, nawet nie próbuj ze mną zadzierać.. - Chciałam go wyminąć, ale on mnie złapał za nadgarstki. Uwolniłam się i uderzyłam go w ramię, aby stracił orientację, i tak było, więc szybko go wyminęłam. On nagle przybiegł i stanął przede mną
-Idę na trening boxu, chcesz może też się wybrać? - Uśmiechnął się zapraszająco.
-Nie wiem... Hmm... - Udałam że się zastanawiam.
-Oj nie bądź taka no, proszę Cię! - Zrobił minę zbitego psiaka.
-Dobra, dobra! Ale nie patrz na mnie tymi oczami! - Powiedziałam i zaśmiałam się, na co on mi zawtórował. Zaczął powoli iść, a ja za nim. Szliśmy długo, nie wiem w sumie ile, ale czas cholernie mi się dłużył. Wreszcie dotarliśmy pod jakiś budynek, trochę opuszczony - ale co tam. Do odważnych świat należy, nie? Gdy przekroczyłam próg tego czegoś, szczerze nie wiem nawet jak to nazwać do moich nozdrzy doszedł zapach potu i... mięty? Nie ważne. Dostałam parę zalotnych spojrzeń z męskiej strony, bo właściwie tylko taka tu była. Byłam akurat przebrana w dresy, więc nie potrzebowałam niczego do pożyczenia.
-Ej młoda, chcesz od razu na walkę, czy wolisz się rozgrzać? - Powiedział Artur.
-No wiesz, nie potrzebuję rozgrzewki, dzięki za troskę. - Pokazałam mu język.
-Okej, w takim razie.. Karol! Chodź, zawalczysz z Darią. - Pomachał ręką w naszą stronę do jakiegoś chłopaka. Na oko w jego wieku, może rok młodszy.
-Wporzo. Nowa jest? - Skinął na mnie.
-Tak.
Stanęliśmy na ringu, usłyszeliśmy gwizdek. Zaczęło się.
*end of flashback*