Dawid's POV
Kompletnie nie wiedziałem jak zareagować. Zobaczyłem załamane miny chłopaków. Jedyne co podpowiadał mi mój umysł to "Zadzwoń po karetkę" Już miałem wyciągać telefon, gdy Grzesiu mnie zatrzymał.
-Nie rób tego. - Powiedział niezrozumiale spokojnym głosem.
-Czy Wy pozjadaliście wszystkie rozumy? On się zaraz wykrwawi!
-Jaki jest Twój pieprzony problem, Dawid? I co powiesz w szpitalu? Że jesteśmy dilerami i na akcji jeden został postrzelony? - Parsknął śmiechem i przewrócił oczami.
-Co masz więc zamiar zrobić? Zostawić go tutaj żeby umarł? Błagam Cię, to Twój kumpel, serio jesteś taki podły i chcesz go opuścić? - Zmierzyłem go wzrokiem, i przysięgam że gdyby spojrzenia mogły zabijać...
-Dobra chłopaki skończcie do jasnej cholery te babskie kłótnie, on zaraz umrze i będziecie obwiniać siebie. Mam kumpla lekarza. Znaczy się nie kumpla, ale sypiał z moją matką więc no znam go, możemy go trochę nastraszyć, on go opatrzy i damy radę. - Powiedziała Karla przerywając Naszą kłótnię. - Mam jego numer, dzwonić?
-Tak, natychmiast dzwoń, zanim będzie za późno.. - Odparłem szybko. Byłem wystraszony. A co jeśli będzie za późno? Karla wykręciła numer i włączyła tryb głośnomówiący, trochę trzęsła jej się ręka, a ja Kwiatkowski gentleman nie chciałem żeby ją upuściła, więc sam wziąłem ją do ręki.
-Halo? - Odezwał się niski, gruby, zachrypnięty głos. Przez chwilę przeszły mnie ciarki, ale moi znajomi nie musieli o tym wiedzieć. Po prostu wiedziałem że skądś go znam.. Nie mogłem się mylić.
-Eee, pan Grund? - Odkaszlnęła niespokojnie Karolina. Patrzyła się to na mnie, to na Sarę.
-Tak, to ja. A z kim rozmawiam?
-Karolina.. Karolina Mazowiecka.. Zna pan moją mamę. - Powiedziała już bardziej ogarnięta. - Potrzebuję pańskiej pomocy..
-Co się dzieje i dlaczego dzwonisz z tym akurat do mnie? - Warknął zdenerwowany ehmm... nazwijmy go nazwiskiem, mimo że to nie ładne.No więc dobra.. Zdenerwowany Grund. Lecimy dalej..
-Proszę na mnie nie warczeć, bo nie jestem pańską koleżanką. Potrzebuję pomocy i dzwonię do Pana..
-A co jeśli Ci nie pomogę, dziecinko? - Parsknął śmiechem "lekarz"
-Dobra, nie będziemy się tak bawić. - W końcu warknął Igor.
-Posłuchaj chuju, nie mów tak do niej, to raz. Dwa, nie zwracaj się tak do nikogo stąd, bo gorzko pożałujesz. Więc albo nam pomożesz, i damy Ci spokój. Masz jeszcze drugą opcję. Możesz odmówić, ale wtedy każdy kto Cię zna będzie uważał za dziwkarza. Rozumiemy się? - Po chwili cisy usłyszeliśmy jakiś szelest, a potem głos.
-Czego potrzebujecie?
-Przyjedź pod ten adres ze wszystkim. Mamy postrzelonego, i oczekujemy pomocy. Nie wypytuj o nic, każdego słowa możesz żałować. - Podałem mu adres i w zamian usłyszałem dźwięk zamykanego samochodu i głos odpalanego silnika.
-Zaraz będę. - Odparł i rozłączył się. Po upływie 40 minut już wszystko było w porządku. Uratował jego życie i mam nadzieję zdrowie też..
-Więc co z nim?
-Na razie jest w pewnego rodzaju śpiączce. Nie groźnej, ale po prostu może się nie obudzić przez parę dni. Zawsze ktoś z Was musi być przy nim. Utracił dużo krwi, a gdyby Wasza reakcja była późniejsza, no... nie byłoby go tu z Nami. - Mówił spokojnym tonem lekarz, podczas gdy ja miałem nogi jak z galarety i trzęsły mi się niemiłosiernie ręce. Zobaczyła to Madzia która poklepała moje dłonie i popatrzyła na mnie uspokajającym wzrokiem. Wiedziała przez co teraz przechodzę i w ogóle, jako jedna z nielicznych po prostu podnosiła mnie na duchu. No wiecie, znam ją w cholerę długo. Nasi rodzice prowadzili razem lodowisko, ale niestety nastąpił wybuch w którym umarł jej tata. Wiem doskonale przez kogo był spowodowany i przysięgam, zrobiłbym coś ale każdy by na tym coś utracił. Biedna dziewczyna, straciła Ojca przez to czym się zajmuje.
Zawieźliśmy Sebastiana do domu. Ustaliliśmy że dzisiaj dziewczyny z nim zostają, a ja przejadę się do Darii, bo w końcu ona też mnie potrzebuje i byłbym strasznym chłopakiem gdybym tak ją zaniedbywał. O ile mnie już za takiego nie uważa. Pożegnałem się z grupą i odszedłem wsiadając do mojego samochodu. Zapaliłem go i ruszyłem wsłuchując się w nieznane dla mnie piosenki z radia. Niedbale poruszałem kierownicą rozmyślając o tym jak bardzo chore jest moje życie i dlaczego nie mówię o tym osobom które są narażone na to że w każdej chwili może im się coś stać. Tak, to łatwa odpowiedź. po prostu nie chcę ich stracić, wiecie - to proste niczym... 2+2? Tak najłatwiej to opisać. Gdy z głośników w aucie leciała melodia którą doskonale znałem, zauważyłem że małe kropelki zaczynają błyskawicznie szybko pojawiać się na moim samochodzie. Deszcz. Włączyłem wycieraczki i przyglądałem się im wycierającym moją szybę, abym mógł lepiej widzieć. No tak.. Często przyglądam się chociażby drobnostkom i patrzę co robią, jak przebiega ich rola. To dziwne ale takie moje. Wiecie - niektórzy nie zauważają nic. Spieszą się, odchodzą, biegną. A ja? Ja stanę. Przyjrzę się i pójdę dalej. Wolę wiedzieć na czym stoję i kogo ranię tym co robię.
Daria's POV
Czasami zastanawiam się czy moje życie to nie jakiś pieprzony szpital psychiatryczny. Może mi się tak wydaje bo powinnam tam trafić? Zapewne. Już wiem jakby na mnie mówili. Świruska z rakiem.. Wolę sobie tego nie wyobrażać. Wsłuchiwałam się w hipnotyzujący głos Jamesa Arthura gdy usłyszałem głośne stukanie w szybę. Miałam zasunięte rolety, więc musiałam je podnieść. Gdy tylko zobaczyłam co, a raczej kto tam jest na mojej twarzy pojawił się banan. Stał tam Dawid z bukietem białych róż w ręku. Otworzyłam mu okno i mocno wtuliłam się w niego. Schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi. Po chwili miłej ciszy postanowiłam się odezwać.
-Hej. - Powiedziałam nieśmiało. Czułam się jak zakochana dwunastolatka która nigdy nie rozmawiała ze swoim chłopakiem.
-Hej, piękna. - Odpowiedział, na co krew napłynęła mi do policzków. -Ouch, skarbie.. Rumienisz się. - Zagruchał chichocząc jak największa plotkara.
-Zamknij się, bo zaraz wylecisz z tego okna. - Warknęłam, próbując powstrzymać wielki uśmiech.
-Nic byś mi nie zrobiła, nawet jakbyś próbowała. - Szepnął mi do ucha. -Nie siłuj się, kochanie.
-Skąd taka pewność, Panie Dawidzie? - Parsknęłam śmiechem. Mimo że wiedziałam że ma rację chciałam z nim zagrać w pewną grę.
-Bo mnie kochasz. - Powiedział najsłodszym tonem jaki kiedykolwiek u niego słyszałam. Nie chciał dać mi szansy na odpowiedź i zbliżył się do mnie tak że nasze nosy się stykały. Chciał mnie pocałować, tak? O nie proszę pana, pan dostaje zawsze to czego chce. Tym razem musi pan zasłużyć. Chciałam go zwieść, i po tym co zobaczyłam chyba mi się udało. Zbliżyłam się do niego tak że Nasze wargi się dotykały. Ale nie, nie pocałowaliśmy się. Przesunęłam się i szepnęłam do jego ucha na tyle blisko że podczas mówienia moja warga dotykała jego płatka.
-Przegrałeś, kotku.. - Powiedziałam i odsunęłam się o jakieś 3 metry. On przeszywał mnie wzrokiem. Myślałam że nie zniosę jego intensywnego spojrzenia. Jedyna co zrobił, to zbliżył się do mnie, obszedł mnie dookoła, a ja zastygłam w bezruchu.
-Ja nigdy nie przegrywam. - Powiedział na tyle blisko mojej twarzy bym mogła poczuć jego miętowy oddech. I odszedł. Po prostu wyszedł. Usiadłam oszołomiona na łóżku, gdy nagle dostałam sms'a
Od: Misiek
To dopiero początek, kochanie. Zapłacisz, ale nie bój się. Nie będzie bolało. Kocham Cię, ale nie zaczynaj ze mną, haha.. xx
________________________________________
Nareszcie coś dodaję, taka długa przerwa że o Boże..
mam nadzieję że jest okej, buziaki
niedziela, 28 września 2014
sobota, 13 września 2014
014. : "yolo"
Dawid POV
10:18.
Grałem sobie na gitarze, komponując jakieś krótkie melodyjki. Wiecie - czasem robię to, żeby zabić nudę. To powstrzymuje mnie na przykład od ćpania, picia, a co najważniejsze - palenia. Wolę moje struny, zdecydowanie. Wracając do tego co się działo - z rozmyśleń "wybudził" mnie telefon.
-Ej Chwast, potrzebujemy Cię. No bo.... - Igor zaczął mówić.
-No co jest?
-Capar God's. Musimy być w pełni przygotowani. - Powiedział jakby to była największa tajemnica na świecie. - Musisz tu przyjechać. Nasz magazyn, jak najszybciej. To już nie owijanie w bawełnę. To wszystko zależy od pierdolonego życia każdego z Nas. - Nieco zdenerwowany poinformował mnie gdzie mam przyjechać. Nie dziwię się mu że jest w takim stanie. Jakbym miał jeszcze więcej na głowie sam bym pewnie nie wytrzymał.
-Zaraz będę. - Po tych słowach rozłączyłem się. Wsadziłem telefon do tylnej kieszeni spodni i wyszedłem oknem. Tak żeby było szybciej, dla Waszej wiadomości. Nie to że jestem jakiś nienormalny i nie wiem co to drzwi. Zobaczyłem na drzewie wyryte inicjały. Dla ścisłości, moje i Darii. Wtedy byliśmy przyjaciółmi, to było bardzo dawno temu. Na twarzy pojawił się wielki banan, a ja ruszyłem do swojego samochodu. Nacisnąłem na mały przycisk, aby drzwiczki się otworzyły, po czym wsiadłem i zapiąłem pasy. Zapaliłem silnik z tym charakterystycznym dźwiękiem i włączyłem radio.
Wiedziałem, że gdybym miał jechać normalną drogą (autostrada itp.) pewnie w tych korkach prędzej straciłbym benzynę niż dojechał na miejsce, dlatego zdecydowałem się jechać skrótami. Jak tak teraz o tym myślę, nie wiem czy to dobra decyzja.
Zjechałem z autostrady aby móc wjechać w ciasną uliczkę, która była szybszym sposobem na dostanie się do magazynu. Odkryliśmy już ją dawno temu, gdy magazyn jeszcze funkcjonował. Zawsze wchodziliśmy tam oknem, bawiliśmy się jakimiś plastikowymi mieczami. Któryś z naszych opiekunów zawsze Nas tam zawoził, do momentu gdy znaleźliśmy wąską uliczkę. Dla Nas była szeroka, ale jeśli chodzi o samochody, przejechanie przez taki obszar może być trochę kłopotliwe dla osób które przejeżdżają tu pierwszy raz. Dla Waszej informacji - jestem już obeznany.
Zjechałem w kolejną uliczkę, jeszcze węższą od zjazdu z autostrady. Mimo że dawno tam nie byłem wiedziałem, ze to ona zaprowadzi mnie do miejsca docelowego.
-Zarosło tu trochę. - Pomyślałem przejeżdżając przez błoto. Mimo wszystko było tu trochę inaczej niż ostatnim razem, przysięgam. A może to ja inaczej zapamiętałem to miejsce. Wsłuchując się w hipnotyzujący głos Rihanny nagle poczułem że droga robi się niebezpiecznie stroma. Zacisnąłem mocniej ręce na kierownicy i ruszyłem w dalszą drogę. Przez chwilę myślałem, żeby się wycofać, bo już srałem po gaciach, ale polegając na yolo, nie zrobiłem tego. Dojechałem na wyznaczone miejsce, w którym nic się nie zmieniło. Wszystko było identyczne, no prócz tego że zarosło tu trochę. Ale poznałbym to miejsce. Słyszałem jakieś szelesty. Myślałem że to tylko wiatr, albo że to oni chodzą. Nagle usłyszałem wiązankę przekleństw. Chwila przerwy. Strzał, przeraźliwy krzyk i kroki. Myślałem że oczy wylecą mi z orbit. Wyciągnąłem pistolet i udałem się do miejsca w którym słyszałem wszystko. Kolana miałem jak z waty, ale postanowiłem być silny. Zacząłem biec w tamtym kierunku, a to co zobaczyłem potwierdziło moje najgorsze myśli.
Wrzosek został postrzelony.
_________________________________________________
10:18.
Grałem sobie na gitarze, komponując jakieś krótkie melodyjki. Wiecie - czasem robię to, żeby zabić nudę. To powstrzymuje mnie na przykład od ćpania, picia, a co najważniejsze - palenia. Wolę moje struny, zdecydowanie. Wracając do tego co się działo - z rozmyśleń "wybudził" mnie telefon.
-Ej Chwast, potrzebujemy Cię. No bo.... - Igor zaczął mówić.
-No co jest?
-Capar God's. Musimy być w pełni przygotowani. - Powiedział jakby to była największa tajemnica na świecie. - Musisz tu przyjechać. Nasz magazyn, jak najszybciej. To już nie owijanie w bawełnę. To wszystko zależy od pierdolonego życia każdego z Nas. - Nieco zdenerwowany poinformował mnie gdzie mam przyjechać. Nie dziwię się mu że jest w takim stanie. Jakbym miał jeszcze więcej na głowie sam bym pewnie nie wytrzymał.
-Zaraz będę. - Po tych słowach rozłączyłem się. Wsadziłem telefon do tylnej kieszeni spodni i wyszedłem oknem. Tak żeby było szybciej, dla Waszej wiadomości. Nie to że jestem jakiś nienormalny i nie wiem co to drzwi. Zobaczyłem na drzewie wyryte inicjały. Dla ścisłości, moje i Darii. Wtedy byliśmy przyjaciółmi, to było bardzo dawno temu. Na twarzy pojawił się wielki banan, a ja ruszyłem do swojego samochodu. Nacisnąłem na mały przycisk, aby drzwiczki się otworzyły, po czym wsiadłem i zapiąłem pasy. Zapaliłem silnik z tym charakterystycznym dźwiękiem i włączyłem radio.
Wiedziałem, że gdybym miał jechać normalną drogą (autostrada itp.) pewnie w tych korkach prędzej straciłbym benzynę niż dojechał na miejsce, dlatego zdecydowałem się jechać skrótami. Jak tak teraz o tym myślę, nie wiem czy to dobra decyzja.
Zjechałem z autostrady aby móc wjechać w ciasną uliczkę, która była szybszym sposobem na dostanie się do magazynu. Odkryliśmy już ją dawno temu, gdy magazyn jeszcze funkcjonował. Zawsze wchodziliśmy tam oknem, bawiliśmy się jakimiś plastikowymi mieczami. Któryś z naszych opiekunów zawsze Nas tam zawoził, do momentu gdy znaleźliśmy wąską uliczkę. Dla Nas była szeroka, ale jeśli chodzi o samochody, przejechanie przez taki obszar może być trochę kłopotliwe dla osób które przejeżdżają tu pierwszy raz. Dla Waszej informacji - jestem już obeznany.
Zjechałem w kolejną uliczkę, jeszcze węższą od zjazdu z autostrady. Mimo że dawno tam nie byłem wiedziałem, ze to ona zaprowadzi mnie do miejsca docelowego.
-Zarosło tu trochę. - Pomyślałem przejeżdżając przez błoto. Mimo wszystko było tu trochę inaczej niż ostatnim razem, przysięgam. A może to ja inaczej zapamiętałem to miejsce. Wsłuchując się w hipnotyzujący głos Rihanny nagle poczułem że droga robi się niebezpiecznie stroma. Zacisnąłem mocniej ręce na kierownicy i ruszyłem w dalszą drogę. Przez chwilę myślałem, żeby się wycofać, bo już srałem po gaciach, ale polegając na yolo, nie zrobiłem tego. Dojechałem na wyznaczone miejsce, w którym nic się nie zmieniło. Wszystko było identyczne, no prócz tego że zarosło tu trochę. Ale poznałbym to miejsce. Słyszałem jakieś szelesty. Myślałem że to tylko wiatr, albo że to oni chodzą. Nagle usłyszałem wiązankę przekleństw. Chwila przerwy. Strzał, przeraźliwy krzyk i kroki. Myślałem że oczy wylecą mi z orbit. Wyciągnąłem pistolet i udałem się do miejsca w którym słyszałem wszystko. Kolana miałem jak z waty, ale postanowiłem być silny. Zacząłem biec w tamtym kierunku, a to co zobaczyłem potwierdziło moje najgorsze myśli.
Wrzosek został postrzelony.
_________________________________________________
Ostatnimi czasy rozdziały są bardzo krótkie i nudne. Ten może i krótki, ale to co się stało... Wow.
Mam nadzieję że nie zostawicie bloga bo krótkie rozdziały? :D Mam nadzieję że Wam się podoba,
buziaki, Autorka
niedziela, 7 września 2014
013. "Be Alright"
"Through the storm and through the clouds
Bumps in the road and upside down now
I know it's hard babe to sleep at night
Don't you worry, cause everything's gonna be alright
Be alright"
Życie tak szybko się kończy. Coś jest, a później tego nie ma. Dlaczego to wszystko tak się toczy? Że ktoś jest, wspiera, a później odchodzi? Ty pozostajesz w rozpaczy. Nie wiesz co masz robić, nie wiesz jak się zachowywać. W głowie masz totalną pustkę. Zatracasz się w ciemności...
*Otwierasz oczy. Widzisz biały, szpitalny pokój. O dziwo to nie Ty leżysz w niewygodnym łóżku, tylko siedzisz na krześle, z głową opartą o materac, jedną rękę masz na swoim czole, a drugą trzymasz czyjąś. Wolną ręką, ocierasz zmęczoną twarz, aby móc lepiej zauważyć przestrzeń znajdującą się przed Tobą. Spoglądasz kątem oka na lewo, potem na prawo. Twój wzrok zatrzymuje się. Widzisz śpiącą postać. Delikatne rysy twarzy, mały ślad po kolczyku. Włosy w nieładzie. To on. Ten chłopak z którym pierwszy raz się całowałaś. Ten chłopak z którym przeżyłaś niezapomniane chwile. Ten chłopak leży teraz w bezruchu podpięty do dużej ilości kabli. On Ci pomagał zawsze, a Ty teraz nie możesz mu pomóc. Po Twoim policzku spływa pojedyncza łza, ale Ty szybko ją ocierasz. Nie chcesz płakać. Nie chcesz zatracić się w smutku. Nie wiesz co się dzieje, nie możesz płakać przez własną niewiedzę. Jedyne co robisz, to siedzisz i wpatrujesz się w chłopaka. Nie puszczasz jego ręki, czując po prostu to że może to być ostatni raz kiedy ją trzymasz. Widzisz zamianę miejscami, taką tylko pomiędzy nim a Tobą. Po prostu nie wiesz co robić. Już wiesz jak czują się Twoi bliscy kiedy widzą Ciebie w szpitalu. Ty chcesz się poddać, a oni? Oni są przy Tobie. Tak jak Ty jesteś teraz przy nim. Kolejna łza. Unosisz delikatnie jego dłoń, jakby była z porcelany i mogła się momentalnie potłuc z minimalnym, niedelikatnym ruchem. Głaszczesz ją, i całujesz pojedynczo knykcie. Następna łza. Czujesz że zaraz totalnie się rozkleisz. Nagle czujesz gdy on odwzajemnia dotyk. Uciska Twoją dłoń. Widzisz? Czujesz? On jest, żyje, trwa przy Tobie. Porusza się. Kolejny błysk w Twoich oczach. Otwiera powoli oczy. Praktycznie zaczynasz skakać ze szczęścia. Nagle widzisz jak jego oczy się zamykają, ale potem znowu otwierają. Uf, on tylko przyzwyczaja się do światła, spokojnie. Przygląda się Tobie, z podziwem wpatruje się w Twoje lekko przekrwione oczy. Jego wzrok schodzi niżej, na Wasze splecione razem dłonie. Kąciki jego ust lekko unoszą się ku górze. Spogląda spowrotem na Ciebie. Rozchyla usta, a z jego ust wychodzi cichy pomruk.
-Kochanie... - Zaczyna powoli, w jego głowie słychać ból. Jakby to przeszywało go od środka. - Jestem tu, ale... - Przerywa. Niekontrolowanie kaszle. Już masz zamiar naciskać czerwony guzik, ale on resztką sił łapie Cię za rękę i powstrzymuje. - Nie chcesz spędzać ostatnich chwil ze mną z pielęgniarkami u boku. prawda? - Skrzeczy. Jego głos jest mieszanką przygnębienia, smutku, żalu, bólu. Wszystkiego w jednym. Ała.
-Ale Ty nie umierasz, niedługo mieliśmy jechać na wakacje, obiecałeś.. Mówiłeś że jak ja wyzdrowieję to pojedziemy. A co dostaję zamiast wygrzewania się na piasku? Jakąś pieprzoną zamianę ról, to ja tu leżałam zawsze, pamiętasz? - Twoja głowa opada z bezsilności. Słona substancja wylewa się z Twoich oczu niczym wodospad. - Obiecałeś.. - Ściszasz mój ton do szeptu i równie cicho szlochasz.
-Przepraszam. Kocham Cię.. - Ostatnie słowa z jego ust brzmią głośno i wyraźnie. Zamyka oczy. A Ty krzyczysz, błagasz, płaczesz. Klękasz, modlisz się.. A potem widzisz przed sobą ciemność.
A potem się budzisz. *
__________________________
Przepraszam że tak długo
nie miałam możliwości
a jutro szkoła,
bardzo zależało mi żeby dzisiaj go dodać
obiecuję, że w następnym się zaskoczycie, naprawdę!
Bumps in the road and upside down now
I know it's hard babe to sleep at night
Don't you worry, cause everything's gonna be alright
Be alright"
Życie tak szybko się kończy. Coś jest, a później tego nie ma. Dlaczego to wszystko tak się toczy? Że ktoś jest, wspiera, a później odchodzi? Ty pozostajesz w rozpaczy. Nie wiesz co masz robić, nie wiesz jak się zachowywać. W głowie masz totalną pustkę. Zatracasz się w ciemności...
*Otwierasz oczy. Widzisz biały, szpitalny pokój. O dziwo to nie Ty leżysz w niewygodnym łóżku, tylko siedzisz na krześle, z głową opartą o materac, jedną rękę masz na swoim czole, a drugą trzymasz czyjąś. Wolną ręką, ocierasz zmęczoną twarz, aby móc lepiej zauważyć przestrzeń znajdującą się przed Tobą. Spoglądasz kątem oka na lewo, potem na prawo. Twój wzrok zatrzymuje się. Widzisz śpiącą postać. Delikatne rysy twarzy, mały ślad po kolczyku. Włosy w nieładzie. To on. Ten chłopak z którym pierwszy raz się całowałaś. Ten chłopak z którym przeżyłaś niezapomniane chwile. Ten chłopak leży teraz w bezruchu podpięty do dużej ilości kabli. On Ci pomagał zawsze, a Ty teraz nie możesz mu pomóc. Po Twoim policzku spływa pojedyncza łza, ale Ty szybko ją ocierasz. Nie chcesz płakać. Nie chcesz zatracić się w smutku. Nie wiesz co się dzieje, nie możesz płakać przez własną niewiedzę. Jedyne co robisz, to siedzisz i wpatrujesz się w chłopaka. Nie puszczasz jego ręki, czując po prostu to że może to być ostatni raz kiedy ją trzymasz. Widzisz zamianę miejscami, taką tylko pomiędzy nim a Tobą. Po prostu nie wiesz co robić. Już wiesz jak czują się Twoi bliscy kiedy widzą Ciebie w szpitalu. Ty chcesz się poddać, a oni? Oni są przy Tobie. Tak jak Ty jesteś teraz przy nim. Kolejna łza. Unosisz delikatnie jego dłoń, jakby była z porcelany i mogła się momentalnie potłuc z minimalnym, niedelikatnym ruchem. Głaszczesz ją, i całujesz pojedynczo knykcie. Następna łza. Czujesz że zaraz totalnie się rozkleisz. Nagle czujesz gdy on odwzajemnia dotyk. Uciska Twoją dłoń. Widzisz? Czujesz? On jest, żyje, trwa przy Tobie. Porusza się. Kolejny błysk w Twoich oczach. Otwiera powoli oczy. Praktycznie zaczynasz skakać ze szczęścia. Nagle widzisz jak jego oczy się zamykają, ale potem znowu otwierają. Uf, on tylko przyzwyczaja się do światła, spokojnie. Przygląda się Tobie, z podziwem wpatruje się w Twoje lekko przekrwione oczy. Jego wzrok schodzi niżej, na Wasze splecione razem dłonie. Kąciki jego ust lekko unoszą się ku górze. Spogląda spowrotem na Ciebie. Rozchyla usta, a z jego ust wychodzi cichy pomruk.
-Kochanie... - Zaczyna powoli, w jego głowie słychać ból. Jakby to przeszywało go od środka. - Jestem tu, ale... - Przerywa. Niekontrolowanie kaszle. Już masz zamiar naciskać czerwony guzik, ale on resztką sił łapie Cię za rękę i powstrzymuje. - Nie chcesz spędzać ostatnich chwil ze mną z pielęgniarkami u boku. prawda? - Skrzeczy. Jego głos jest mieszanką przygnębienia, smutku, żalu, bólu. Wszystkiego w jednym. Ała.
-Ale Ty nie umierasz, niedługo mieliśmy jechać na wakacje, obiecałeś.. Mówiłeś że jak ja wyzdrowieję to pojedziemy. A co dostaję zamiast wygrzewania się na piasku? Jakąś pieprzoną zamianę ról, to ja tu leżałam zawsze, pamiętasz? - Twoja głowa opada z bezsilności. Słona substancja wylewa się z Twoich oczu niczym wodospad. - Obiecałeś.. - Ściszasz mój ton do szeptu i równie cicho szlochasz.
-Przepraszam. Kocham Cię.. - Ostatnie słowa z jego ust brzmią głośno i wyraźnie. Zamyka oczy. A Ty krzyczysz, błagasz, płaczesz. Klękasz, modlisz się.. A potem widzisz przed sobą ciemność.
A potem się budzisz. *
__________________________
Przepraszam że tak długo
nie miałam możliwości
a jutro szkoła,
bardzo zależało mi żeby dzisiaj go dodać
obiecuję, że w następnym się zaskoczycie, naprawdę!
środa, 3 września 2014
012: "Ed Sheeran"
Daria's POV
Szlajałam się po moim ciemnym pokoju, w którym aktualnie nic nie widziałam. Straciłam kompletnie ochotę na sen. Chodziłam, a moje oczy cały czas były wbite w ekran telefonu. Jedna wiadomość może nagle zepsuć wszystko do tego stopnia, że zastanawiam się czy moje życie to nie jakieś cholerne talk show, albo ukryta kamera. Ba, jeszcze gorzej! Zdarza mi się pomyśleć że jestem w meksykańskiej telenoweli, nawet jeżeli moja aktualna sytuacja nie wiąże się z żadnym z powyższych. Innymi słowy - nie jest zabawnie. Nawet nie próbujcie zaprzeczyć, bo gdyby tak było pewnie spałabym teraz smacznie w moim łóżku śniąc o jednorożcach szukających garnka ze złotem na końcu tęczy. A zamiast tego jestem chora, dostaję jakieś debilne sms'y, nie mogę spać w nocy i czuję się jakbym zaraz miała wyjść z siebie i stanąć obok. O ile zaraz się tak nie stanie. Spojrzałam ze łzami złości które tworzyły szklankę na moich oczach ostatni raz w ekran telefonu zanim nie rzuciłam nim o ziemię. Mimo że telefon sam w sobie nie jest wytrzymały na szybce zrobiła się tylko rysa. Taka malutka. A szkoda.. Przynajmniej nie byłabym jedyną cierpiącą w tym pomieszczeniu. Jeżeli mowa o personifikacji to chyba za często dodaję różnych cech charakterystycznych do mnie przedmiotom. Kolejna fobia, ups.
Spojrzałam na zegarek. Szósta rano. Nie było sensu już zasypiać, więc po prostu wyjęłam z szafy jakieś ubrania, no bo w końcu dzisiaj znowu idę do szkoły. Ciekawa jestem jak mój organizm to wszystko zaakceptuje. Ledwo spałam, tak właściwie to tyle co nic, Jestem nabuzowana i wściekła, to chyba za dużo jak na leciutkie ciało takiej dziewczynki jak ja, hmm?
Udałam się do łazienki, włosy uczesałam, a następnie spięłam w niedbałego koka. Moje wypadające od chemii włosy nadal mi pozwalały na koki, kucyki itp. Mam nadzieję że tak pozostanie.. Chciałoby się, tak. Umyłam twarz, zęby, po czym wyszłam z pomieszczenia. Zeszłam schodami na dół, po drodze łapiąc torbę służącą do szkoły. Zabrałam z blatu znajdującego się w kuchni klucze i pośpiesznie wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi. Byłam już nieco przemęczona, ale skończyłam już zwracać na to uwagę, bo od momentu zdiagnozowania u mnie białaczki nie było ani jednego dnia w którym czułabym się dobrze. I na pewno nie będzie. W ciągu następnych pięciu minut znalazłam się na przystanku autobusowym. Mój autobus jechał 07:09, a do szkoły jechałam z 40 minut, więc raczej zawsze w szkole byłam parę minut przed dzwonkiem. Chyba że była jakaś kolizja, albo inny wypadek - ew. Autobus się zepsuł, ale tyle co on przeżył nie życzę żadnemu innemu pojazdowi.
Wreszcie nadeszła pora i mój autobus przyjechał, wsiadłam pierwszymi drzwiami, ukazując kierowcy który zresztą już mnie znał swój bilet. Zajęłam pojedyncze miejsce z przodu, i założyłam moje białe beatsy, po czym podłączyłam je do mojego telefonu, który parę godzin temu przeżył mały wypadek.
Ciekawe przez kogo, Daria..
Włączyłam piosenkę Eda Sheerana, który miał wysokie miejsce na mojej playliście. Zakochana jestem w tym rudzielcu, przysięgam! Gdyby nie Dawid, to już bym się za niego brała. A zresztą - nie ja jedyna. No bo niby jakie ma znaczenie to że jestem niezliczoną ilość kilometrów od niego, a on nawet nie wie o moim istnieniu? Kwiat też nie zna wszystkich swoich fanów, a oni nie rozpaczają! A co dopiero Justin Bieber. Dziewczyny próbują się rozdziewiczać przy jego plakatach, to dlaczego mi nie wolno pieprzyć muzyki Eda? Ja wiem że życie nie jest sprawiedliwe, ale chyba mam prawo oczekiwać sprawiedliwości jeżeli chodzi o moich mężów, albo nie wiem, koty, psy. Wolny kraj, wolne decyzje, no halo. Dobra, dobra.. Już koniec! Brudne myśli, wychodzić z mojej głowy! N A T Y C H M I A S T ! Przysięgam na Boga, że zaraz nie wytrzymam. Strzeliłam sobie tzw. "facepalma", ale plask był tak głośny że parę osób w moim otoczeniu odwróciło się i popatrzyło na mnie wzrokiem mówiącym "co to było idiotko?"
Pieprzone poczucie humoru. Pieprzony autobus. Pieprzcie się wszyscy, cholerniki.
Jechałam sobie dalej, wpatrując się w znikające za mnie pola, lasy, domki, i jakieś inne budynki, łąki itp. Wreszcie zobaczyłam budynek, który był moją szkołą. Autobus zatrzymał się parę kroków od szkoły, drzwi otworzyły się, a ja wysiadłam. O mało co nie upadłam, ale na szczęście w porę złapałam się ceglanego murka, który uratował mnie przed upadkiem. Głupi ma zawsze szczęście - coś w tym jest. Znalazłam się dokładnie przed drzwiami żółtawo-limonkowego budynku, który może wyglądał dobrze, ale to jakie znajduje się tam towarzystwo przekracza ludzkie granice. Szczerze to nie lubiłam tam chodzić. Mimo że z nauką nie miałam problemów, a nawet pomagałam niektórym, po prostu nie ciągnęło mnie tam. W sumie to wiadome że większość nie lubi chodzić do szkoły, ale nie wolno patrzeć tylko okiem pesymisty, bo nie zauważa się tych dobrych stron uczęszczania do szkoły. Nauka. Nie chodzi mi tu o naukę z książek, z tablicy, zeszytu albo innych źródeł które wykorzystujemy do nauczania, gdy mamy do zrobienia coś zadane przez nauczyciela. Głównie mam na myśli naukę życia. Poznajemy kogoś, zbliżamy się, oddalamy, poznajemy innych. Czasem osoby które znamy właśnie stamtąd okazują się najlepszymi, a niektórzy największą porażką życia. Ale nie wszystko tak naprawdę jest różowe, słodkie i kochane. Uczęszczanie tu sprawia nam również ból. Nie taki ból, że możesz oberwać linijką po ręce od nauczycielki, tak jak to było za czasów gdy uczyć musieli się moi rodzice, dziadkowie. Idealnie pasuje tutaj przysłowie "Kij ma dwa końce. Jednym się bije, a drugim można oberwać." które jest idealnym odzwierciedleniem relacji między uczniami. Dla Was to może i chore, że opowiadam o szkole z punktu widzenia jakiejś ckliwej, wiecznie dramatyzującej dziewczyny, bo mimo że w moim życiu zdarzają się momenty, które można by nagrać i wsadzić do jakiegoś romantycznego filmu, nie jest wcale kolorowe. To tylko parę osób nadaje mu barw, a reszta jest szara.
Po moich długich rozmyśleniach pod szkołą, gdzie kątem oka mogłam zauważyć wzrok prawie każdego przechodnia na mnie. Nie wiem czy chodziło tu o to, że jestem blada, mam podkrążone oczy, albo to że wyglądam jak jakieś gówno, albo czy stoję na środku schodów z nieobecnym wzrokiem wpatrzona w przestrzeń przede mną.. Nie wiem. Tak samo nie wiem dlaczego nikt się ze mną nie przywitał, nie podszedł. Pieprzeni egoiści. A może to ja jestem tak zadufana w sobie że sama do kogoś nie podejdę? Zostańmy przy opcji pierwszej. To inni są źli, ja jestem okej.. Jestem okej.. Bo jestem, chyba.
Bo przecież nikt nie musi wiedzieć że uważam się za bezwartościowe gówno. Że jestem grubą lochą i nie zasługuję na takiego chłopaka jak Dawid. Przecież nie powinno nikogo obchodzić to że zaraz zdechnę przez tą chorobę i tylko udaję uśmiechniętą. Wyżera mnie od środka i nie mogę nic z tym zrobić. To wszystko zabiera mi całą energię, a codzienne czynności to wszystko utrudniają. Chciałabym zostać sama, bez nikogo. Żeby każdy ode mnie odpoczął, a ja siedziała w ciszy, bo przecież każdy powinien mieć na to wyjebane, a na pytać się co u mnie. Przecież wszyscy doskonale wiedzą, że zaraz mogę umrzeć i nic na to nie poradzę. Mam mówić że jest dobrze? Pewnie. Następny żart proszę. Nie jest i na pewno nie będzie. Jestem jakaś psychiczna. Kurwa, czy to kolejna choroba? Nie dość, że męczę się z białymi krwinkami które robią sobie wojnę z moim niegdyś zdrowym organizmem, to jeszcze mam się leczyć na głowę? Śmieszne jest to, że nikt nie rozumie że mam rację.
Dobrze, że nikt nie siedzi w mojej głowie.
Bo nie siedzi..
Prawda?
__________________________________________________________
Rozdział krótki, ale miałam taką wenę..
W następnym będzie się działo, obiecuję!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)