niedziela, 28 września 2014

015 "Because you love me."

Dawid's POV
Kompletnie nie wiedziałem jak zareagować. Zobaczyłem załamane miny chłopaków. Jedyne co podpowiadał mi mój umysł to "Zadzwoń po karetkę"  Już miałem wyciągać telefon, gdy Grzesiu mnie zatrzymał.
-Nie rób tego.  - Powiedział niezrozumiale spokojnym głosem.
-Czy Wy pozjadaliście wszystkie rozumy? On się zaraz wykrwawi!
-Jaki jest Twój pieprzony problem, Dawid? I co powiesz w szpitalu? Że jesteśmy dilerami i na akcji jeden został postrzelony? - Parsknął śmiechem i przewrócił oczami.
-Co masz więc zamiar zrobić? Zostawić go tutaj żeby umarł? Błagam Cię, to Twój kumpel, serio jesteś taki podły i chcesz go opuścić? - Zmierzyłem go wzrokiem, i przysięgam że gdyby spojrzenia mogły zabijać...
-Dobra chłopaki skończcie do jasnej cholery te babskie kłótnie, on zaraz umrze i będziecie obwiniać siebie. Mam kumpla lekarza. Znaczy się nie kumpla, ale sypiał z moją matką więc no znam go, możemy go trochę nastraszyć, on go opatrzy i damy radę. - Powiedziała Karla przerywając Naszą kłótnię. - Mam jego numer, dzwonić?
-Tak, natychmiast dzwoń, zanim będzie za późno..  - Odparłem szybko. Byłem wystraszony. A co jeśli będzie za późno? Karla wykręciła numer i włączyła tryb głośnomówiący, trochę trzęsła jej się ręka, a ja Kwiatkowski gentleman nie chciałem żeby ją upuściła, więc sam wziąłem ją do ręki.
-Halo? - Odezwał się niski, gruby, zachrypnięty głos. Przez chwilę przeszły mnie ciarki, ale moi znajomi nie musieli o tym wiedzieć. Po prostu wiedziałem że skądś go znam.. Nie mogłem się mylić.
-Eee, pan Grund? - Odkaszlnęła niespokojnie Karolina. Patrzyła się to na mnie, to na Sarę.
-Tak, to ja. A z kim rozmawiam?
-Karolina.. Karolina Mazowiecka.. Zna pan moją mamę. - Powiedziała już bardziej ogarnięta. - Potrzebuję pańskiej pomocy..
-Co się dzieje i dlaczego dzwonisz z tym akurat do mnie? - Warknął zdenerwowany ehmm... nazwijmy go nazwiskiem, mimo że to nie ładne.No więc dobra.. Zdenerwowany Grund. Lecimy dalej..
-Proszę na mnie nie warczeć, bo nie jestem pańską koleżanką. Potrzebuję pomocy i dzwonię do Pana..
-A co jeśli Ci nie pomogę, dziecinko? - Parsknął śmiechem "lekarz"
-Dobra, nie będziemy się tak bawić. - W końcu warknął Igor.
-Posłuchaj chuju, nie mów tak do niej, to raz. Dwa, nie zwracaj się tak do nikogo stąd, bo gorzko pożałujesz. Więc albo nam pomożesz, i damy Ci spokój. Masz jeszcze drugą opcję. Możesz odmówić, ale wtedy każdy kto Cię zna będzie uważał za dziwkarza. Rozumiemy się? - Po chwili cisy usłyszeliśmy jakiś szelest, a potem głos.
-Czego potrzebujecie?
-Przyjedź pod ten adres ze wszystkim. Mamy postrzelonego, i oczekujemy pomocy. Nie wypytuj o nic, każdego słowa możesz żałować. - Podałem mu adres i w zamian usłyszałem dźwięk zamykanego samochodu i głos odpalanego silnika.
-Zaraz będę. - Odparł i rozłączył się. Po upływie 40 minut już wszystko było w porządku. Uratował jego życie i mam nadzieję zdrowie też..
-Więc co z nim?
-Na razie jest w pewnego rodzaju śpiączce. Nie groźnej, ale po prostu może się nie obudzić przez parę dni. Zawsze ktoś z Was musi być przy nim. Utracił dużo krwi, a gdyby Wasza reakcja była późniejsza, no... nie byłoby go tu z Nami. - Mówił spokojnym tonem lekarz, podczas gdy ja miałem nogi jak z galarety i trzęsły mi się niemiłosiernie ręce. Zobaczyła to Madzia która poklepała moje dłonie i popatrzyła na mnie uspokajającym wzrokiem. Wiedziała przez co teraz przechodzę i w ogóle, jako jedna z nielicznych po prostu podnosiła mnie na duchu. No wiecie, znam ją w cholerę długo. Nasi rodzice prowadzili razem lodowisko, ale niestety nastąpił wybuch w którym umarł jej tata. Wiem doskonale przez kogo był spowodowany i przysięgam, zrobiłbym coś ale każdy by na tym coś utracił. Biedna dziewczyna, straciła Ojca przez to czym się zajmuje.
 Zawieźliśmy Sebastiana do domu. Ustaliliśmy że dzisiaj dziewczyny z nim zostają, a ja przejadę się do Darii, bo w końcu ona też mnie potrzebuje i byłbym strasznym chłopakiem gdybym tak ją zaniedbywał. O ile mnie już za takiego nie uważa. Pożegnałem się z grupą i odszedłem wsiadając do mojego samochodu. Zapaliłem go i ruszyłem wsłuchując się w nieznane dla mnie piosenki z radia. Niedbale poruszałem kierownicą rozmyślając o tym jak bardzo chore jest moje życie i dlaczego nie mówię o tym osobom które są narażone na to że w każdej chwili może im się coś stać. Tak, to łatwa odpowiedź. po prostu nie chcę ich stracić, wiecie - to proste niczym... 2+2? Tak najłatwiej to  opisać. Gdy z głośników w aucie leciała melodia którą doskonale znałem, zauważyłem że małe kropelki zaczynają błyskawicznie szybko pojawiać się na moim samochodzie. Deszcz. Włączyłem wycieraczki i przyglądałem się im wycierającym moją szybę, abym mógł lepiej widzieć. No tak.. Często przyglądam się chociażby drobnostkom i patrzę co robią, jak przebiega ich rola. To dziwne ale takie moje. Wiecie - niektórzy nie zauważają nic. Spieszą się, odchodzą, biegną. A ja? Ja stanę. Przyjrzę się i pójdę dalej. Wolę wiedzieć na czym stoję i kogo ranię tym co robię.

Daria's POV

Czasami zastanawiam się czy moje życie to nie jakiś pieprzony szpital psychiatryczny. Może mi się tak wydaje bo powinnam tam trafić? Zapewne. Już wiem jakby na mnie mówili. Świruska z rakiem.. Wolę sobie tego nie wyobrażać. Wsłuchiwałam się w hipnotyzujący głos Jamesa Arthura gdy usłyszałem głośne stukanie w szybę. Miałam zasunięte rolety, więc musiałam je podnieść. Gdy tylko zobaczyłam co, a raczej kto tam jest na mojej twarzy pojawił się banan. Stał tam Dawid z bukietem białych róż w ręku. Otworzyłam mu okno i mocno wtuliłam się w niego. Schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi. Po chwili miłej ciszy postanowiłam się odezwać.
-Hej. - Powiedziałam nieśmiało. Czułam się jak zakochana dwunastolatka która nigdy nie rozmawiała ze swoim chłopakiem.
-Hej, piękna. - Odpowiedział, na co krew napłynęła mi do policzków. -Ouch, skarbie.. Rumienisz się. - Zagruchał chichocząc jak największa plotkara.
-Zamknij się, bo zaraz wylecisz z tego okna. - Warknęłam, próbując powstrzymać wielki uśmiech.
-Nic byś mi nie zrobiła, nawet jakbyś próbowała. - Szepnął mi do ucha. -Nie siłuj się, kochanie.
-Skąd taka pewność, Panie Dawidzie? - Parsknęłam śmiechem. Mimo że wiedziałam że ma rację chciałam z nim zagrać w pewną grę.
-Bo mnie kochasz. - Powiedział najsłodszym tonem jaki kiedykolwiek u niego słyszałam. Nie chciał dać mi szansy na odpowiedź i zbliżył się do mnie tak że nasze nosy się stykały. Chciał mnie pocałować, tak? O nie proszę pana, pan dostaje zawsze to czego chce. Tym razem musi pan zasłużyć. Chciałam go zwieść, i po tym co zobaczyłam chyba mi się udało. Zbliżyłam się do niego tak że Nasze wargi się dotykały. Ale nie, nie pocałowaliśmy się. Przesunęłam się i szepnęłam do jego ucha na tyle blisko że podczas mówienia moja warga dotykała jego płatka.
-Przegrałeś, kotku.. - Powiedziałam i odsunęłam się o jakieś 3 metry. On przeszywał mnie wzrokiem. Myślałam że nie zniosę jego intensywnego spojrzenia. Jedyna co zrobił, to zbliżył się do mnie, obszedł mnie dookoła, a ja zastygłam w bezruchu.
-Ja nigdy nie przegrywam. - Powiedział na tyle blisko mojej twarzy bym mogła poczuć jego miętowy oddech. I odszedł. Po prostu wyszedł. Usiadłam oszołomiona na łóżku, gdy nagle dostałam sms'a

Od: Misiek

To dopiero początek, kochanie. Zapłacisz, ale nie bój się. Nie będzie bolało. Kocham Cię, ale nie zaczynaj ze mną, haha.. xx



________________________________________
Nareszcie coś dodaję, taka długa przerwa że o Boże..
mam nadzieję że jest okej, buziaki


                                                                                            

3 komentarze: