niedziela, 31 sierpnia 2014

011: " You can be next, chicka"

*Perspektywa Dawida*

Minął miesiąc. Okrągłe, równe cztery tygodnie. Przez ten okres tak właściwie wiele rzeczy uległo zmianie. Wyprowadziłem się z mojego rodzinnego domu, Daria jest na dobrej drodze do  wyleczenia, Gang Kacpra jej nie porwał, Michniewicz wyszła z ukrycia, ale nie będę wdawał się w szczegóły. Ogółem to nie działo się nic ciekawszego. Nikt nie był w niebezpieczeństwie.  Daria wraca do szkoły, w jej organizmie jest znaczna poprawa, jak już zresztą mówiłem, dlatego może wrócić na razie do nauki w szkole. Nie ominęło jej tak dużo, jeżeli chodzi o to co się dzieje w znajomościach. Natomiast z nauką może mieć trudności. Ale jest bardzo mądra, na pewno da radę. Ja dzisiaj mam kolejny koncert, więc nie pojawię się w szkole. Właściwie to często mnie w niej nie ma. Przez ostatni okres byłem trochę załamany, bo ludzie są pełni zawiści i tak naprawdę w bardzo prosty sposób mogą zniszczyć drugiego chociażby grą słowną, więc miałem okres przerwy jeśli chodzi o moją karierę. Chodziłem do szkoły, postarałem się wrócić do normalnych zajęć które robiłem zanim stałem się sławny. Po pewnym czasie uznałem że to mój żywioł i nie mogę tego zostawić. Nie mogę zawieść osób które są dla mnie zawsze i wspierają mnie. Nie tylko ja jestem obrażany na każdym kroku, ale i również moi fani, oraz przyjaciele. Szczególnie jeśli chodzi o Darię. Często pojawiają się o niej komentarze w internecie typu "niech ta szmata zginie", "mam nadzieję że wreszcie pozbędziesz się tego paszteta". Ale ku mojemu zaskoczeniu jej to nie rusza. Wręcz przeciwnie - śmieje się i bawi ją to, że zawistne osoby nie potrafią wymyślić czegoś oryginalniejszego. Szczerze to dla mnie też to jest śmieszne, ale nie jestem jeszcze taki odporny, mimo że sam na każdym koncercie pytam się "Gdzie mamy hejterów?" na co publiczność odpowiada "w dupie!" Moi fani.. Są najlepsi, mówiąc krótko. Każdego dnia dziękuję Bogu za to że ich mam, za to że są przy mnie gdy jest źle. Za to że wiem że gdy nikogo nie będzie oni zostaną, będą mnie wspierać. Kocham ich.. Mówię to po raz tysięczny, i powtórzę jeszcze 10 razy tyle.
                                                                                
                                                                     *****

Ciemne, Warszawskie ulice tego wieczora były bardzo oświetlone. Nie to, że zazwyczaj nie są, ale dla osób które tutaj mieszkają po prostu nie da się tego nie zauważyć.Wszystko było takie inne. Bardziej, uhm.. Jasne,kolorowe? Nie umiem dobrać tego w słowa. Po prostu inny klimat. Nie taki szarobury jak zawsze. Było tu bardziej ruchliwie niż jest normalnie. Szczerze to nie zastanawiałem się dlaczego tak jest. Jedyne co aktualnie znajdowało się w moich myślach to Daria. Spędzałem z nią coraz mniej czasu, interesowałem się nią to pewne, ale nie spotykaliśmy się, nawet prawie nie pisaliśmy. Spędzałem więcej czasu z Aloha Teamem. Nie było żadnych rozrób, wojen gangu i innych rzeczy które wydają się straszne. mimo że jestem do tego przyzwyczajony, a raczej byłem, bo taka długa przerwa oducza pewnych przyzwyczajeń. Nie rozwoziłem narkotyków, nie nosiłem przy sobie pistoletu, nie jarałem fajek jak posrany, nie imprezowałem tyle. Znormalniałem - najprościej mówiąc. Nie byłem taki jak oni. Nawet gdy niedawno wróciłem do gangu, po prostu nie potrafiłem jeszcze wrócić do tego co kiedyś było. Ale muszę. W obronie mojej rodziny, dziewczyny, przyjaciół, którzy pakując mnie ponownie w to gówno - pomijając fakt że sam się w to pakuję - narażają siebie na niebezpieczeństwo. Może tego tak nie widać, ale przyciągam same kłopoty. Poważnie. Ostatnimi czasy gdy imprezowałem zawsze znajdowały się o mnie jakieś artykuły typu "Kwiatkowski ćpunem". Najgorsze jest być jakoś tam znanym w branży muzycznej, albo aktorskiej, czy jakiejkolwiek innej na skalę krajową, bo gdzie nie wyjdziesz tam robią Ci zdjęcia, śledzą. Czasem nawet robią to moi fani. Przykro, nie ukrywam. Wracając do niebezpieczeństwa, na które narażam innych.. Po prostu jestem opryskliwy, łatwo mnie zdenerwować, szybko pakuję się w jakieś bójki które później nie kończą się dobrze, + kolejne artykuły, takiej jak "Kwiatkowski pobity" wtedy to już jest cholernie denerwujące, czasem powoli tracę cierpliwość. Gdy tak myślałem co ja w sumie robię i dlaczego oddalam się od własnej dziewczyny postanowiłem do niej pójść. Może to i chore, bo była druga w nocy, a ona pewnie już spała, to musiałem przeprosić ją teraz. Zmieniłem kierunek i praktycznie pobiegłem w stronę jej domu. Chciałem żeby wiedziała że ją kocham, mimo wszystko. No i chciałem oczywiście mieć pewność że ona mnie też. Nie mówię tu o wiecie jakim pokazaniu, o jakiej pewności. Chciałem to usłyszeć. Jej łagodny głos który mówi że wszystko będzie dobrze, że nic się nie stało, że ona też mnie kocha. Potrzebowałem tego. Ostatnio było u mnie źle, mimo że tego nie widać, ona też nie wiedziała, w końcu mało się do niej odzywałem, mam nadzieję że nie zrozumiała mnie źle, że nie płakała przeze mnie. Wtedy czułbym się jak kompletny palant. Wróć - jestem nim. Potrzebowałem jej całej. Jej oczu, jej zapachu, jej słów. Kiedy znalazłem się pod jej domem poczułem dziwne ukłucie w sercu. Czyżbym się bał? Zignorowałem to i zacząłem wspinać się po rynnie. Okno miała otwarte, Więc bez problemu dostałem się do jej pokoju, usiadłem cicho na jej łóżku i patrzyłem na nią. Spała. Wyglądała tak pięknie, nawet jeżeli zawsze tak wyglądała. Po prostu oniemiałem.Pogładziłem ją po policzku, a jej zamknięte dotychczas oczy delikatnie się otworzyły. Wpatrywała się chwilę prosto w moje oczy, ale jej wzrok był jakiś przybity. Nie wiedziałem o co chodzi, ale szczerze to cholernie się bałem. W końcu postanowiłem się odezwać.
-Co się stało? - Wyszeptałem prawie bezgłośnie.
-To chyba ja powinnam zapytać Ciebie co robisz w MOIM domu, siedząc na MOIM łóżku, o prawie trzeciej w nocy, nie sądzisz? - Powiedziała tonem przecież-to-najbardziej-oczywista-rzecz-na-świecie, prawie się uśmiechając.- A tak na poważnie.. Dlaczego tak długo się nie odzywałeś?
-Właśnie przyszedłem za to przeprosić, mam nadzieję że mi wybaczysz,huh? -Podrapałem się delikatnie po karku.
-No nie wiem, nie wiem.. - Uderzyła delikatnie palcem wskazującym w brodę, tak jakby się zastanawiała. - No pewnie dupku, przecież Cię kocham, wiesz o tym. - Uśmiechnęła się i pacnęła mnie delikatnie w ramię.
-Też Cię kocham.. Ale teraz muszę już iść.. A Ty-śpij dobrze,mała.

*Perspektywa Darii*
-A Ty-śpij dobrze mała. - Powiedział całując mnie w czoło i wyszedł. Leżałam chwilę w bezruchu, rozmarzona o moim księciu z bajki, zastanawiając się czy to nie sen.
Beep. Beep.
Na dźwięk smsa lekko się wzdrygnęłam. Wyciągnęłam swój telefon, a gdy przeczytałam wiadomość-nawet w tej ciemności-byłam pewna że po prostu zbladłam.

Od: Zastrzeżony

Twój książę z bajki ma kiepską przeszłość.
Uważaj chicka, możesz być następna, x













________________________________________________

Boże rozdział cholernie krótki, ale nie miałam w ogóle weny, to jakiś koszmar.

Życzę Wam udanego roku szkolnego miśki które to czytają.
+ Jak myślicie, Daria szybko dowie się o sekretach Dawida?



piątek, 22 sierpnia 2014

010: "Hospital, Karasiov Home"

*Trzecia osoba*

Piękny, letni poranek. Promienie słoneczne przebijające się przez pomarańczowe szpitalne zasłony delikatnie drażniąc skórę dziewczyny, która zrobiona była jakby z porcelany. Tak, taka delikatna była brązowa opalenizna Darii. Przewróciła się na drugi bok, nie mogąc znieść światła dostającego się do jej zamkniętych jeszcze oczu. Była bardzo ładna, nie dało się ukryć. Dawid to szczęściarz-krótko mówiąc. Pomijając jej urodę, której zdecydowanie jej nie brakowało, była bardzo inteligentna. Miała wysoką średnią, ale wśród rówieśników nie miała opinii kujona. Czasem nawet pomagała innym w nauce, gdy nie najlepiej im szło. Miała takie dobre serce. Szkoda, że tyle razy za to oberwała.
W końcu, gdy całkowicie otworzyła oczy wydała z siebie dziwny pomruk. Na łóżku obok nie było charakterystycznego brązowego misia, a na stoliku zdjęcia blondynki, z którą dzieliła szpitalny pokój. Gdy tak o tym myślała, w pokoju znalazła się pielęgniarka.
-To Twoje lekarstwa. - Oznajmiła i podała jej kilka tabletek, oraz szklankę wody.
-Co się stało z Dorotą? - Zapytała nie zwracając szczególnie na tackę z pigułkami, podnosząc się do pozycji siedzącej. Zaciekawiona wpatrywała się w pielęgniarkę, oczekując odpowiedzi. Ta natomiast podrapała się ze zdenerwowania po karku. Odchrząknęła i spokojnie zaczęła.
-Wiesz, Daria. Czasem wszystko staje się słabsze i zło przewyższa każdą siłę. Życie to nie bajka, wiesz? - Chciała mówić dalej, ale brunetka jej przerwała.
-Nie mów że ona.. - Załkała cicho.
-Daria, ona przegrała. Jej serduszko nie dało rady, a organizm na skraju wyczerpania. Poddała się. 0 Jej głos był złamany. - Jest w niebie.
-Nie. - Wstała głośno mówiąc. - Nie. - Podeszła do łóżka, usłanego tą samą białą pościelą. Jedyne czym się różniło, to brak tej pogodnej dziewczyny która nauczyła ją walczyć. - Nie! 0 Rzuciła, i upadła bezsilnie na podłogę. Rozpłakała się zupełnie jak niemowlak. Jej dobra koleżanka po tylu latach walki upadła. Ona nie chciała jeszcze umierać, Dorota pewnie też. Szkoda, miejmy nadzieję że tam będzie jej lepiej. Nagle, ni stąd, ni zowąd w sali znalazł się brunet. Dawid szybko zobaczył skuloną na podłodze dziewczynę. Usiadł koło niej, a ona mimowolnie się do niego wtuliła. Pielęgniarka widząc to, po prostu po cichu wyszła. Para siedziała w przyjemnej ciszy, słysząc jedynie swoje oddechy i coraz bardziej bezgłośne łkanie dziewczyny. Ona, poza tym słyszała jeszcze bicie jego serca. Organu, który bił wciąż dla niej. Myśląc o tym rozpłynęła się i przytulona do niego zasnęła. Jego zdaniem wyglądała słodko gdy śpi. Poprawka. Ona zawsze wyglądała słodko. Była idealna. Przeniósł ją na szpitalne łóżko kładąc na nim. Nakrył ją kołdro, i całując w czoło na pożegnanie po prostu się uśmiechnął. Przez chwilę jeszcze jego oczy wpatrzone były w dziewczynę, ale po pewnym czasie wyszedł, po cichu zamykając drzwi. Wiedział że możliwe że ten moment był ostatnim z ich słodkich - a szkoda.
*Perspektywa Dawida*
Większość rzeczy które dzieją się teraz w mojej głowie tak właściwie nie powinny mieć miejsca. Spojrzałem na zieloną opaskę na moim nadgarstku i westchnąłem. Nigdy nie pomyślałbym że nadejdzie moment, w którym wrócę do swoich "prac" To jest niepojęte. Mam tylko nadzieję, że moi bliscy na tym nie ucierpią. Oni niczym nie zawinili - a szczególnie Daria i moi rodzice. Gdy tak rozmyślałem o sensie tego wszystkiego przechadzając się po zielonych uliczkach Warszawy, obserwując ludzi dookoła w moich uszach rozległ się dźwięk sygnału w telefonie. Na wyświetlaczu pojawiło się "Wrzosek"
-Halo?
-Stary, przyjedź tu. Teraz. - Powiedział ostro nabuzowany Sebastian. - Akcja będzie.
-Uhm, no dobra. Gdzie mam przyjechać? - Zapytałem nieco zdezorientowany.
-Dom Karasiova. - Odpowiedział krótko.
-Zaraz będę. - Po tych słowach rozłączyłem się i zacząłem biec w stronę domu Denego. Złapałem kilka dziwnych spojrzeń od przechodniów, ale w tamtym momencie nie zwracałem na to uwagi. Nagle - wpadłem na kogoś.
-Uważaj jak chodzisz, cwelu. - Do moich uszu dotarł nieprzyjemny głos. Super, pomyślałem.
-Ta, sory, spieszę się. - Spojrzałem na niego, a jego pięści zacisnęły się, powodując u mnie nieprzyjemny dreszcz.
-To Ty.. - Spojrzałem na niego z wyraźnym zdezorientowaniem po raz setny w tej minucie.
-Nie wiem o co chodzi, ale nie przypominam sobie żebyśmy przeszli na "Ty." - Warknąłem.
-Słuchaj, leszczu. Jeszcze raz zobaczę Cię w pobliżu mojej laski, uwierz mi, że będzie z Tobą krucho, chuju. - Splunął z jadem.
-Pedale, ona sama mnie pocałowała, szybko ją odepchnąłem. Ale widocznie nie jesteś dla niej wystarczająco dobry, skoro poleciała na pierwszego lepszego w klubie. Lub inaczej. Twoja dziewczyna to dziwka. - Po tych słowach zarobiłem od niego w twarz. Po chwili sam zacisnąłem pięści, i jedna z nich spotkała się z jego nosem. Zostawiając go zwijającego się z bólu zacząłem biec dalej, przypominając sobie o tym że miałem być u Daniela za chwilę. Po chwili dotarłem na miejsce. Zadzwoniłem dzwonkiem który po chwili rozległ się w całym domu. Usłyszałem kroki, i po paru sekundach drzwi się uchyliły, ukazując sylwetkę Rudego.
-Wchodź. - Powiedział i mocniej uchylił drzwi. Dawno mnie tu nie było. Dużo się tutaj zmieniło od tego czasu szczerze mówiąc. Duży żyrandol powieszony w salonie był bardzo ładny. Pamiętam, jak razem go kradliśmy, stare "dobre" czasy. Były najlepsze, bo z przyjaciółmi. O czym ja tu w ogóle mówię... Białe ściany dobrze komponowały się z kremową skórzaną sofą, na której siedział cały skład Aloha Teamu, który od niedawna był również gangiem Fresh Kings. Twarze wszystkich skierowane były na mnie. Widać było w nich strach, co oznaczało że to coś ważnego.
-Stary..- Zaczął Igor.
-Co się dzieje? - Zapytałem ze zmieszaniem.
-Oni... Wrócili.
-Kto wrócił?
-Mruk i reszta. Oni... Są w Naszym mieście. Oni chcą je zabrać, rozumiesz? - Prawie ryknął, ale powstrzymał się wiedząc, że nie lubię tego.
-Chcą zabrać kogo? - Za dużo pytań zadaje..
-Dziewczyny i... - Zatrzymał na chwilę żeby przełknąć ślinę. - Darię. Chcą ją zabrać.
-Skąd Wy to wiecie? - Po moim pytaniu Igor niechętnie wstał z kanapy i podał mi żółtą karteczkę, która najprawdopodobniej była właśnie od nich. Rozwinąłem ją i zacząłem czytać.

"Lepiej uważajcie kto się między Wami kręci, bo Wasze dziewczynki
mogą zostać bez ochrony, u Nas. Ach, no i jakbym zapomniał..
Do szpitala włamać się bardzo prosto, Daria okna wysoko nie ma,
a takiej laski bym nigdy nie przepuścił. Uważajcie lepiej, zanim coś się im stanie."

Nie mogłem uwierzyć własnym oczom w to, co właśnie przeczytałem. Przecież to nie możliwe, do cholery. Nie mogą uszanować tego że Daria jest chora? Ale przecież chwila.. Daria w szpitalu wiecznie nie jest. Można by ich tam zastać..
-Ej chłopaki.. - Zacząłem powoli. Ich twarze obróciły się w moją stronę wyczekując szczegółów. -Trzeba załatwić Karli, Magdzie i Sarze ochronę. To po pierwsze. - Pokazałem jeden palec, jakbym odliczał. - Po drugie. Daria w szpitalu nie jest zawsze. Jutro już wychodzi, a oni do jutra się tam nie dostaną. Można by ich tam złapać, nastraszyć.. No wiecie o co mi chodzi, prawda? - Skinęli głowami na "tak".
-Czyli trzeba obmyślić plan, okej. - Powiedziała Karla.
-No to tak...

wtorek, 19 sierpnia 2014

009: "Fresh Kings Reactivation"

*Perspektywa Dawida*
Nie chciałem tego. Ale to wszystko było silniejsze. Każda prośba, każdy łamiący się głos Denego. Po prostu nie mogłem temu zaradzić. Wiem, że gdyby Daria, moi rodzice, albo osoby które w jakiś tam sposób są ważne w moim życiu dowiedziały się w jaki sposób kiedyś radziłem sobie z życiem, albo jak pomagałem innym sobie z nim radzić. Bo przemyt narkotyków działa w dwie strony. Nie wiem czy to wiecie, bo ja sam do nie dawna nie wiedziałem. Każdy szmer, każda osoba budziła we mnie jakieś emocje. W tym czasie kiedy należałem do "fresh kings" moje życie było o 180 stopni inne niż moje aktualne życie. Wtedy to nie było życie na jakie zasługiwał ktokolwiek. Nawet mój największy wróg. Wieczne kłótnie, bójki, strzelaniny, takie wojny między gangami. Problemów z policją dotychczas nie miałem.. Ale.. A z resztą nie ważne. Po prostu patrzyłem na każdą osobę z wyższością, z pogardą. Wtedy nie wiedziałem komu można ufać. Myślałem że jestem najlepszy i mogę wszystko, do pewnego momentu, aż nie wymierzono we mnie kulki. Gdy tak rozmyślałem nad sensem mojego życia, i tego co ja właściwie w tym momencie robię, z zamyśleń wyrwał mnie ten znany, przepełniony jadem i brakiem szacunku głos.
-Kwiat! Kopę lat ćpunie! - Poklepał mnie po plecach tak, że prawie się zakrztusiłem własną śliną Kacper. To była osoba która miała niezłe wtyki. No w sumie to ją też można było nazwać wtykiem. Liczne morderstwa, rozróby, miał własny "prywatny" burdel i znęcał się nad dziewczynami w moim wieku. Najczęściej były to dziewczyny, których chłopcy nie mieli już pieniędzy, a one w pewnym stopniu odpracowywały to za nich. Jakie smutne musiało być ich życie, gdy musiały dawać każdemu na około, bez sprzeciwu. Niby dla miłości robi się wszystko, ale takie akcje to zdecydowana przesada.
-Nie jestem ćpunem. - Syknąłem ze złością. Nie mógł się zwracać do mnie w ten sposób. Nie jestem jakąś szmatą, ani męską dziwką jaką był kiedyś on. Po prostu należy mi się szacunek i to chyba najbardziej sobie cenię u innych. Jak ktoś nie ma do ludzi szacunku, na samym początku jest u mnie całkowicie skreślony.
-Nie? A co dostarczałeś Mrukowi? Jeżeli dalej jesteś z tymi swoimi kolegami w gangu, to wiedz że z Tobą dobrze nie będzie. Pamiętaj że z kim przystajesz takim się stajesz. - Prychnął i ironicznie się zaśmiał.
-Nie Twoja w tym główka, Kacper. Lepiej się zamknij, bo wiem co robisz po nocach i uwierz, reszta osób które Cię znają miała by z tego niezłą polewkę. - Ja również sarkastycznie się zaśmiałem na co ten tylko się zarumienił. Baba z niego, pomyślałem.
-Oj Dawidku, mało wiesz o życiu. Jeżeli tylko byś spróbował coś powiedzieć, byłbyś krótko mówiąc martwy. Zresztą już jesteś w cholernym niebezpieczeństwie, bo to jak się do mnie odzywasz przekracza ludzkie granice. - Powiedział do mnie tonem matki ochrzaniającej swoje dziecko za to że wrócił później z podwórka.
-Czego chcesz? Pieniędzy, ubrań, władzy? Dlaczego męczysz mnie zamiast zacząć sobie układać normalne życie? Sam wiesz, że w życiu jesteś nikim. Jesteś do dupy, stary. Cały czas Ci się wydaje że możesz rządzić każdym, ale ludzie tak naprawdę się Ciebie boją, bo możesz ich zabić.
-Ciebie też mogę.
-Tak, ale nie zrobisz tego. -Posłałem mu spokojne spojrzenie, wiedziałem co robić w takiej sytuacji.
-Jesteś tego taki pewien? - Wyciągnął z kieszeni pistolet i wycelował nim we mnie. Zaśmiałem się mu prosto w twarz, niby nie można igrać z ogniem - no cóż, ja jestem ogniem, on może jakimś marnym płomyczkiem.
-Chcesz dostać dożywocie? - Tak, tego by nie chciał. Jestem pewien. Ba! Nawet bardziej niż pewien. Po prostu to wiem.
-Nikt się nie dowie, to pustkowie, Kwiatkowski.
-Wiesz... Możesz mnie zabić, ale jeżeli to zrobisz to wszystko wyjdzie na jaw.
-Dlaczego jesteś taki pewny siebie, Dawid? - Zapytał, całkiem poważnie, jak mniemam.
-Jeżeli bym się przed Tobą kulił i błagał o życie byłbym wtedy dziewczynką w skórze nastolatka. - Wyjaśniłem krótko.
-Ujdziesz z życiem, pod jednym warunkiem. - Wyjął karty i liczył że zagram z nim w wojnę? Niedoczekanie.
-Pieprz się, nie stawiaj mi warunków, nie jestem psem. 
-Może moja oferta Cię zainteresuje.  
-Czego chcesz, Kacper?
-Nagraj jak się zabawiasz ze swoją laską.
-Pogięło Cię? Jaką satysfakcję będziesz miał?
-Po prostu to zrób. Nie bój się, nie musisz być z nią delikatny, spodoba jej się to. - Mrugnął do mnie z humorem.
-Łatwo Ci mówić, ale trudno zrobić. Daria ma białaczkę, nie zrobię jej tego, idioto.
-To z jakąś inną dziewczyną. - Co?!
-Czy boli Ciebie ten Twój durny łeb, pojebało Cię stary i to ostro. -Zacząłem przeklinać, mimo że rzadko to robiłem. Boże.
-Z dziewczyną Michalika się nie krępowałeś. -  Z dziewczyną kogo? O co chodzi?
-Nie rozumiem o czym Ty mówisz..
-Czerwona sukienka, klub Meduza, ubikacja.. Nic Ci to nie mówi? - Zaśmiał się. Ten fałszywy śmiech zaczyna mnie poważnie denerwować.
-Kurwa, skąd wiesz? - Jak już wiedział, to ja też chcę wiedzieć skąd on ma takie informacje.
-Myślisz że Karolina naprawdę trzymałaby język za zębami? - Zacisnąłem zęby, myślałem że zaraz odpadnie mi szczęka. Buzowała we mnie taka złość, że uderzyłem w ścianę.
-Cholera! - Nie wiem czy mój krzyk był spowodowany nagłym bólem, czy zaistniałą sytuacją, ale nie jestem babą dlatego wybieram opcję drugą, okej? -Boże, nie cierpię jej.
-Nie ważne. Co Ci szkodzi? Przecież to będzie szybka znajomość. Bez zobowiązań.
-Co będę z tego miał? - Zapytałem niepewnie.
-Oprócz przyjemności? Twoja dziewczyna ujdzie z życiem, jeżeli tego nie zrobisz ona umrze. Moi chłopcy się upewnią że będzie cierpiała tak długo, dopóki nie będzie miała siły cierpieć.
-Dlaczego to robisz?
-Robię co? - Sukinsyn ma jeszcze czelność się pytać. Ludy, ratujcie mnie.
-Niszczysz.
-Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Nie pamiętasz jaki koszmar niedawno przez Ciebie przeżywałem? Zniszczyłeś mnie. Teraz ja niszczę Ciebie. Zastanów się i przyjdź. Wiesz gdzie mnie szukać. - Odwrócił się i po prostu wyszedł. Zabrał mi resztki godności. Ja miałbym się całować z zupełnie obcą dla mnie dziewczyną,  nakręcić to, a w dodatku jeszcze mu wysłać? Za tym coś się kryło, ale  ja musiałem się dowiedzieć co. Postanowiłem reaktywować nasz gang śledczy. Wykręciłem numer do Wrzoska. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Czwarty. Już miałem się wyłączać kiedy nagle jego głos odbił się echem w moich uszach.
-Czego? - Ups. Chyba ktoś tu ma okres.
-Potrzebuję Was, cholera. Natychmiast.
-Ulica?
-Magazyn za garażami, wiecie gdzie. - Odpowiedziałem krótko.
-Zaraz będziemy. - Po tych słowach rozłączył się, jakby wiedział co się stało. Czy oni mają jakiś podsłuch, czy co? Usiadłem na jakiejś dużej cegle i oczekiwałem ich przyjścia. Cholera, cholera, cholera! Nie mogłem zrobić tego Darii, ale ona by umarła, ten gość jest psychiczny, zabił już tyle ludzi.. Nie mógł zrobić tego jej. Ona niczym nie zawiniła. Nie wpakowywałem jej nigdy w to bagno, nie miałem takiego zamiaru. Dlaczego ona przez moje "prace", jeśli tak to mogę nazwać ma cierpieć? Kochałem ją. Ufałem jak nikomu innemu, nei wiem co bym sobie zrobił jakby jej nie było. A teraz - tak czy tak ją stracę. Usłyszałem kroki, odwróciłem się i zobaczyłem cały Aloha Team, który teraz wyglądał inaczej niż rok temu. Dojrzalsi, bardziej muskularni. A ja? Dalej taki sam. Ale oni zabijali, niszczyli. Nie mogłem taki być, ale to była nagła sytuacja.
-Co jest, Dawid? - W końcu odezwał się Sebastian.
-No bo.... - Zacząłem.
-Zaczynaj, do chuja pana. Nie mamy całego dnia! - Warknął na mnie. Eh. Zawsze nabuzowany Wrzosiu. 
- Spotkałem się z Kacprem.
-Co?! I co Ci nagadał? - Ciekawska dusza, już wiem po kim to mam. Co ja wygaduję...
-Powiedział, że jeżeli nie nagram mojego pocałunku z jakąś laską i mu nie wyślę to on zabije Darię. - Przełknąłem głośno ślinę, a w gardle utworzyła mi się wielka gula. -Nienawidzę go, z całego mojego pieprzonego serca!
- I co chcesz żebyśmy zrobili? - Zapytał.
-Reaktywujmy "fresh kings" -Oznajmiłem.
-Stary, "Fresh Kings" już dawno nie istnieją. Nie możemy tego tak po prostu reaktywować.
-Mam to w dupie czy to istnieje, czy nie, póki moja dziewczyna jest w gównie i może jej się coś stać, do cholery! - Zdenerwowałem się i nie chciałem go słuchać - ale nie mogłem sobie tak po prostu pójść, bo wiem że nic się nie uda bez jego pomocy, a trzeba szybko działać zanim coś jej się stanie.
-Dobra, dobra! Chłopaki - co o tym myślicie?- Zwrócił się do Daniela, Grzecha, Igora i paru innych chłopaków, ale nie pamiętałem ich imion. Dziwne, co? Oni tylko skinęli głowami i spojrzeli porozumiewawczo na mnie. - No więc dobra, ja mam zawsze wszystko w gotowości, więc to Wasze opaski. - Spojrzałem na zielone bransoletki, na każdej było napisane coś po innym języku. Założę się że to Nasze imiona, ale nigdy tak naprawdę chyba się nie dowiem, a pytać nie będę, bo wyjdę na takiego co nic nie wie. Podał każdemu jedną i kazał zapiąć na ręce. Posłusznie wykonaliśmy zadanie, i spisaliśmy od siebie numery jeszcze raz, aby upewnić się że mamy do każdego kontakt. Nie będę słuchać jego rozkazów tylko dlatego że coś na mnie ma. Stawia mi chore warunki i myśli że będę latał za nim jak pies tylko dlatego, że on wie że ja tak naprawdę się go nie boję, ale moja dziewczyna jest dla mnie najważniejsza i nie mam zamiaru po raz kolejny jej ranić. Po krótkiej rozmowie wszyscy udaliśmy się do swoich samochodów. To znaczy: Ja do swojego, oni do busa, czy czegoś tam. Nie wiem czy wszyscy mieli własne samochody, ale wydaje mi się że taki bus to prostsza sprawa. Ciekawe czy kradziony, może raz nie igrali z ogniem i po prostu go wypożyczyli? Tak. Następny żart proszę. Żadna z rzeczy która należy do nich nie jest robiona z czystymi rękoma przy końcowym efekcie. Zawsze jest zamieszany w to gang, a nie po prostu grupka przyjaciół. Bywa. Gdy dojechałem do domu, zgasiłem silnik i stanąłem przed drzwiami musiałem się jeszcze raz zastanowić i pomyśleć jaką będę miał wymówkę że nie było mnie  3 dni w domu. Przemycałem narkotyki i zawiozłem je na drugi koniec kraju? Ta informacja chyba by się nie spodobała mamie. Pomyślałem jeszcze chwilę, a gdy już wymyśliłem moją super wymówkę odchrząknąłem i przekręciłem klucz. Dostałem się do domu, a w progu stała mama z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Super.
-Mogę wiedzieć gdzie podziewałeś się przez trzy dni? Od zmysłów odchodziłam! Twój ojciec też! - Na ostatnie zdanie wzdrygnąłem się. Ojciec rozmawia z matką? O co chodzi?
-Od kiedy tata nagle się zaczął mną przejmować? Dopiero co Nas zostawił a Ty już z nim rozmawiasz? - Wściekły zacząłem mój monolog, szczerze to wątpiłem że będę w stanie się powstrzymać i zacznę robić kazanie własnej matce. Takim właśnie jestem dupkiem.
-Nie interesuj się, pieprzony gówniarzu! Wyjdź stąd! - Wrzasnęła tak, że zdziwiłbym się gdyby któryś z sąsiedzi jej nie usłyszał. Ale jedyne co mogę robić, to wątpić w to. Bez słowa odszedłem. Założyłem moje czarne słuchawki marki sony i włączyłem pierwszą lepszą piosenkę. Leżąc tak i pisząc z Darią o głupotach tak właściwie, uśmiechałem się do ekranu. Tylko ona nie wiedząc nic potrafi pocieszyć mnie jak nikt inny. Tak. Nie powiedziałem jej o zaistniałej sytuacji. I na razie nie miałem powiedzieć. Wiem, że związek powinien być oparty na zaufaniu, ale nie chcę jej w to mieszać. Dopóki nie będzie możliwości że coś jej się stanie, nic nie będzie wiedziała. Potem - pomyślimy. Na razie nic nie wie i niech tak pozostanie do kurwy nędzy. Co to, jakiś dzień wyzwisk i przekleństw? Przy Aloha Teamie, jeżeli to jeszcze mogę tak nazwać zawsze zmieniam się nie do poznania. Jestem bardziej.. Wybuchowy, nie wiem jak to inaczej ująć. Łatwiej się denerwuję, tyle że to z powodu nagłego stresu. Wiem że w każdym momencie może wyskoczyć ktoś z innego gangu i powystrzelać Nas wszystkich. Och, nie chcielibyście być w mojej skórze. Muszę wreszcie przywyknąć do tego, że życie ma mnie za durnia. Ciągle.


  

czwartek, 14 sierpnia 2014

008. "Don't say that I didn't warn you.."

~Na początku chcę Was poinformować, że nazwy leków i innych podanych tutaj składników itp. nie są przypadkowe, lecz niekoniecznie równają się z tą samą chorobą. Wiem, że skoro to opowiadanie powinno być wszystko perfekcyjnie. Ale chemioterapia jest bardzo trudna do rozgryzienia. Poczytajcie sobie sami, hehe. Nie no, mam nadzieję że nie będziecie mieli mi za złe. A teraz Was zostawiam! Miłego czytania. :')
~Autorka 
  

*perspektywa Darii*
Szpital. Biały kwadratowo/prostokątny budynek. Wygląda skromnie,miło. Fajnie tam jest, ale tylko wtedy kiedy jesteś tam... W sumie bez żadnego głębszego powodu. Szczerze to wolałabym polizać krowie wymiona, niż spędzić tam jeszcze tyle czasu ile potrzebuje mój chory organizm. Smętne twarze pacjentów, odwiedzających, lekarzy, pielęgniarek. To wszystko przyprawia mnie o dreszcze. Nie te, które przechodzą przez Ciebie gdy ktoś szepnie Ci coś słodkiego do ucha, albo muśnie ręką Twoje ramię. To ten dreszcz, który czujesz gdy jest coś złego. Kiedy po prostu się boisz. Szczerze mówiąc to nigdy nie zastanawiałam się co czują lekarze. Codziennie ktoś umiera praktycznie w ich rękach, z ich winy.. Ja często obarczam siebie jak coś się dzieje, a co dopiero kiedy ktoś umiera. Ciężko mi sobie wyobrazić to, co oni czują. W woli ścisłości - wolę nie wiedzieć. Od dłuższego czasu mój organizm przyjmuje chemioterapię. Podczas raka (są różne odmiany, jak już pewnie wiecie) wstrzykuje się dożylnie lub doustnie takie lekarstwo, które wyniszcza wszystko w sumie co ma na swojej drodze. Niszczy te dobre krwinki, jak i te złe. Dlatego osoby "chodzące na takie terapie" - delikatnie mówiąc - mają bardzo wyniszczony organizm. Ich żyły są białe, i ciężko wprowadzić w nie igłę. Oczywiście mówię tu o dożylnych sposobach. Doustne są takie bardziej "nowoczesne" Nie dostajesz lekarstwa w zastrzyku. Są to kapsułki, ew. jakieś płyny. Kiedy dostajemy chemię dożylnie wypadają Nam włosy. Natomiast metoda doustna chroni Nas od tego. Jeżeli mam zdecydować, to chroni tylko od tego. Nie wiem, nie stosuję. Mój organizm nie przyswaja tej metody, dlatego mam coraz mniej włosów, i ciągle boli mnie ręka! Nie chcę narzekać, ale tak już jest gdy jesteś chory. A mnie w przypadku białaczki zdarza się to bardzo często. Utraciłam sporo na wadze. Możliwe, że jest to spowodowane nie tyle co wygłodzeniem, ale po prostu ograniczeniem ilości. Nie mogę pić żadnych gazowanych napoi, soków itp. Nie mogę jeść jajek, mięsa, sera. Jem ciągle jakieś świństwa które są niby zdrowe. Mam nadzieje że to jak najszybciej się skończy. Chemia wpływa na mój organizm na razie pozytywnie, dlatego trzymajmy kciuki żeby tak zostało. Codziennie liczę się z tym, że w danym dniu może mnie braknąć. Ale walczę. Poznałam też dużo osób które są tak samo chore jak ja. Dowiedziałam się o odmianach raka o których nigdy nie miałam pojęcia. Niektórzy znoszą to piekło już parę dobrych lat. Są uśmiechnięci, cieszą się że żyją. Nieraz stykali się ze śmiercią, a teraz co? Teraz tryskają radością i ene.... No dobra, nie mają energii, ale mają siłę. Siłę żeby żyć, a dla mnie jest to wszystkim. Ja tej siły jeszcze nie tracę, to przychodzi z biegiem czasu. Znaczy się jeżeli chodzi o mnie, to wolałabym żeby wcale nie przychodziło. Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, no nie? Nie. Dobra, Cicho siedź moja wredna połówko, dopóki jestem miła masz mieć zamkniętą jadaczkę i słuchać co mówię, bo to ważne! A wracając do  choroby, która jest dosyć ciężkim tematem, ale wszystko czego dowiedziałam się w ostatnich dniach, tygodniach, miesiącach, których co prawda nie było dużo, ale wystarczająco żeby powiedzieć "mam już dosyć, chcę wrócić do normalności". Często podawane mam różne leki. Jest dużo rodzajów, ale ja zażywam tylko 2.  Cytoxan i Blenoxane.  Nie wiem za bardzo co one mi dają i w czym pomagają, bo wolę nie wiedzieć czym codziennie mnie faszerują, ale no.. A co do leków to...
-Daria, musisz zażyć lekarstwo! - Z mojego "transu" wybudziła mnie mama. Jeżeli mogłabym widzieć coś gorszego niż widok mojej mamy w takim, a nie innym stanie - wolałabym zdechnąć na stole operacyjnym. Poważnie mówię. Nie chcecie tego widzieć.
-Dzięki. Mamo, może byś przejechała się przespać? Siedzisz tu już tyle czasu, ja nie umrę jak prześpisz się w swoim łóżku przecież, chyba. - Ostatnie słowo powiedziałam bardziej do siebie niż do niej, więc raczej go nie słyszała. Przynajmniej podawała wrażenie takiej. Jak było to nie wiem, moja mama to nie zła aktorka. Jakby ją dać na jakieś estrady, niezłą fortunę byśmy zbili. Słodki Boże, jaka ja jestem wiecznie rozkojarzona. Wiecznie zmieniam temat, mogę powiedzieć że "rozkojarzona" to moje drugie imię. I trzecie też. Czwartego nie mam - a szkoda..
-Na pewno poradzisz tu sobie beze mnie? -Mama zerknęła na mnie spod swoich długich rzęs, nalewając mi przegotowanej wody do białego plastikowego kubka.Tak bardzo trzęsły jej się ręce, pomyślałam nawet że zaraz cała zawartość czajnika znajdzie się na mojej białej kołdrze (swoją drogą, wszystko tu było białe, zdążyliście zauważyć?) ale na szczęście nalanie wody obyło się bez szkód. - No wiesz, mogę zostać, te szpitalne krzesła wcale nie są aż takie niekomfortowe. -Czy mówiłam już że nie znam lepszej aktorki niż moja mama? No niestety żyję z nią pod jednym dachem już 17 lat, więc zdążyłam przejrzeć ją na wylot, ale przysięgam, że jeżeli nie znałabym jej wcześniej uwierzyłabym i pewnie uległa, ale nie tym razem.
-Dam sobie radę, właściwie to większość mojego czasu tutaj śpię. -Zaśmiałam się pod nosem. - Idź, przecież nic mi nie będzie.
-No dobra, ale jakby coś się działo.. -Przed państwem moja mama - królowa dramatyzowania.
-Idź. -Pokazałam jej na drzwi, były brązowe z drewna... Nie wiem jakiego, co mnie interesuje z jakiej kłody są drzwi, w co ja się zagłębiam, Aniele..
-Dobra, trzymaj się tam! - Pocałowała mnie w czoło i wyszła. Odetchnęłam z ulgą że w końcu odpocznie. Nie chcę żeby ktoś sobie zawracał głowę z mojego powodu. Nawet największy wróg, macie to samo, prawda? Nie jestem odludkiem. Nie wińcie mnie! Chcę dobrze dla wszystkich, zdążyliście zauważyć zapewne! Bawiłam się jeszcze trochę moim telefonem i momentalnie zasnęłam. Wspominałam już że osoby chore jak ja są wiecznie senne i połowę czasu swojego życia śpią?

Obudziłam się o godzinie 10:48. Późno dosyć jakby obliczyć, bo położyłam się dosyć wcześnie - jak na mnie. Leżałam sporo czasu w łóżku i byłam tak od niechcenia. Ciągle spałam albo pisałam z Dawidem, czy z innymi znajomymi sms'y. Było tu WI-FI, więc bez problemu zaglądałam na facebooka, instagrama,czy twittera. Zawsze miałam sporo powiadomień, ale jakoś nigdy nie chciało mi się ich sprawdzać. Leciałam po profilach i pisałam jakieś denne tweety, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Odpowiedziałam dosyć ciche "proszę" i ułożyłam się do pozycji pół-siedzącej, pół-leżącej. Patrzyłam się przez chwile na drzwi których klamka powoli szła w dół. Gdy drzwi całkowicie się otworzyły zobaczyłam w nich moją przyjaciółkę Alicję. Zdecydowanie się zdziwiłam, nie spodziewałam jej się tutaj.
-Daria? -Nieco ściszonym tonem powiedziała,  choć to brzmiało bardziej jak pytanie, niż oznajmienie. Whatever.
-Tak? -Odezwałam się po chwili ciszy.
-No bo..
-Nie ma Cię przy mnie tyle czasu, a jak jesteś to nie umiesz wydusić z siebie słowa? Mów, do cholery- Warknęłam do niej już cała podenerwowana.
 -Nie denerwuj się tak na mnie, to nie jest dla mnie łatwy temat do poruszenia. -Powiedziała, prawie krzycząc.
-No dalej, nic mnie nie zdziwi. -Obojętnie wzruszyłam ramionami, ale w środku się bałam co to może być za wiadomość.
-Ile już jesteś w szpitalu? - Jej pytanie zbiło mnie z tropu.
-Przedwczoraj przyjechałam. - Oznajmiłam. -A dlaczego pytasz?
-Widziałaś się może z Dawidem przed swoim wyjazdem?
-Owszem, widziałam się z nim. Dowiedział się o mojej chorobie i tak dalej.
-Widziałam go odjeżdżającego spod Twojego domu, więc postanowiłam go śledzić..
-Czy Ty nie ufasz mojemu chłopakowi? - Postawiłam zacisk na "mojemu".
-Daj mi dokończyć. - Machnęłam w dziwaczny sposób ręką na znak, aby kontynuowała. - Widziałam go podjeżdżającego pod jakiś duży budynek, a - przykro mi to mówić - gdy z niego wrócił w rękach miał walizkę, w której na dziewięćdziesiąt procent były narkotyki.. -Ostatnie słowo mnie przytkało.
-Wiem że nie cierpisz Dawida, ale ogarnij się wreszcie i zrozum że ja z nim nie zerwę. On by nie zrobił czegoś takiego, nie jest taki. Nie pije, nie pali, NIE ĆPA przede wszystkim. Nie wierzę że możesz mówić o nim takie rzeczy. Przecież Ty go prawie nie znasz. Widziałaś go raz i myślisz że wiesz o nim wszystko. Nie oceniaj ludzi po pozorach, jak masz to w zwyczaju. Mam Cię dosyć.. Wyjdź stąd i nie mąć mi w głowie dobra? Wróć jak się ogarniesz. -Wyrzuciłam to z siebie, wreszcie.
-Ale Daria....
-Wypad, Alicja. Nie chcę Cię tu widzieć, ok?
-Okej, ale nie mów że Cię nie ostrzegałam. - Napięcie się odwróciła i wyszła, zostawiając mnie z myślami. A co jeżeli ona ma racje? Boże, co ja wygaduję, przecież muszę ufać jemu tak jak on ufa mi. Położyłam się z tym wszystkim. Padłam po prostu.

wtorek, 12 sierpnia 2014

007. "No. That's not a joke."

miesiąc później..

*Perspektywa Darii*
Ta choroba mnie wykończy. Ciągłe badania, męczące chemie, brak energii, więcej dni opuszczanych w szkole. Pytania rówieśników... Zaczęły wypadać mi włosy. Nie widać tego jeszcze tak bardzo, ale ja zdążyłam zauważyć niewielką różnicę. Lekarze pytali się mnie, czy nie chcę ściąć włosów. Ale ja nie chciałam. Nie w tym momencie, może nawet nie w tym życiu. No chyba że będę wyglądać jak jakieś gówno, wtedy pomyślę. Jeżeli w tę myśl zajrzeć głębiej, to jak gówno wyglądam od początku tej choroby. Mam podkrążone oczy, bladą skórę, bezsilne ramiona. Moje usta się śmieją, a oczy nie. Wszystko we mnie umiera. Mam nadzieję że każda osoba chora na białaczkę tak ma.. Chyba że jestem odludkiem, tej opcji nie wykluczamy,prawda? Prawda. Często oglądałam jakieś filmy dotyczące tej choroby, ale nie potrafiłam tego zrozumieć, tego jak te osoby się czują, no i w końcu się dowiedziałam na swojej własnej skórze. Szczerze to wolałabym mieszkać w piwnicy i jeść karmę dla kota, niż leżeć w szpitalnym łóżku podłączona do kabli i patrząca na to jak inni cierpią z mojego powodu. Najgorsze uczucie na świecie to jest to, kiedy ktoś się o Ciebie martwi, a Ty nie możesz mu tego zakazać, bo wiesz że Twoje życie niedługo może się skończyć i nie masz na to wpływu. Co jeżeli tak naprawdę nigdy nie wyzdrowieję, a za jakieś parę lat, miesięcy, dni, a może nawet godzin umrę? Od początku tej choroby mam swoje motto. "Każdy dzień traktuj, jakby miał być tym ostatnim. Nigdy nie wiesz co się wydarzy." Motto może i jest, ale czy to co w nim zawarte jest przeze mnie realizowane?  Mimo tego wiem, że życie jest zbyt piękne, żeby je sobie odbierać.
**
Obudziłam się dokładnie o godzinie 07:34. Spojrzałam na telefon, którego nie włączałam od tego czasu kiedy skończyłam na pewien okres naukę w szkole. Prosiłam nauczycieli, dyrekcję, pedagogów żeby nikogo nie informowali co się ze mną dzieje, gdyż miałam nauczanie "domowe". Domowe dlatego, że szpital stał się w pewnym stopniu moim drugim domem. Po prostu nie miałam ochoty patrzeć na to jak inni zamartwiają się z mojego powodu. Dlaczego ktoś ma cierpieć, bo ja się staczam? Eh. Po chwili zastanowienia włączyłam go i to co zobaczyłam potwierdziło moje oczekiwania. 49 połączeń nieodebranych i 120 nieprzeczytanych wiadomości. Większość od Dawida. Miały treści typu "Mała, co z Tobą? Co się dzieje, czemu nie odbierasz? Nie ma Cię w szkole, martwię się!!" Uśmiechnęłam się do ekranu widząc jego zmartwienie. Kochał mnie, ale pytanie - czy na zawsze?  Nie wiem. Tego nie wie chyba nawet on. Dzisiaj miałam jechać do szpitala na kolejną obserwację. Wylęgłam się z łóżka i przygarbiona podeszłam do mojej niewielkiej szafy. Rodziców nie było w domu, zawsze rano jeździli do sklepów, aptek i tak dalej, żebym miała wszystko czego potrzebuję na wyciągnięcie ręki. Wybrałam koszulkę z napisem "DO YOUR THING" Którą dostałam od Roksany, podczas gdy produkowała swoje własne koszulki z nadrukami. Czarne wytarte rurki i biały full-cap założony z daszkiem do tyłu idealnie się wpasowały, więc strój wyglądał w porządku. Umyłam zęby i twarz, po czym usłyszałam głośny dzwonek do drzwi. Nie wiedziałam kto to może być, rodziców nie było w domu, ale mieli klucze więc to raczej nie oni. Zeszłam na dół i to co zobaczyłam przez wizjer nieco mnie wystraszyło. Westchnęłam i przekręciłam zamek.
-D...Da..Daria? -Na mój widok Dawid wyglądał jakby jego oczy miały wyskoczyć z orbit, szczerze to po moim stanie zdrowotnym i po wyglądzie nie dziwię mu się.
-Cześć.. -Utkwiłam spojrzenie w podłogę. Nie miałam odwagi żeby patrzeć mu prosto w oczy.
-Co Ci się stało? - Uniósł mój podbródek w górę tak bym na niego spojrzała, ale mój wzrok nadal utkwiony był gdzie indziej. Tak jak mówiłam po prostu nie miałam odwagi.  -Dlaczego nie odbierasz moich telefonów, dlaczego wiecznie nie ma Cię w szkole, dlaczego masz mniejszą ilość włosów, no i dlaczego do cholery jasnej nie chcesz na mnie spojrzeć?! - Ostatnie zdanie wykrzyczał. Sprawiałam mu ból. Ale nie mogłam mu pomóc. Nie wiedziałam jak.
-Przepraszam. - Tylko tyle mogłam wydusić z siebie. -Naprawdę.
-Przepraszasz? A myślisz że co to daje?! Wiesz ile nocy czekałem na jakąkolwiek odpowiedź z Twojej strony? Wiesz ile? Właśnie nie wiesz! Gówno wiesz! Masz cały czas wyłączony telefon, i jak zauważyłem, wiecznie mnie okłamujesz! Powiedz mi o co chodzi wreszcie, bo ja już nie daję rady. Chcę mieć jakiś kontakt z moją dziewczyną! -Te słowa cięły jak lód, ale miał rację. Nie wiedziałam, czy mu powiedzieć, ale postanowiłam że to zrobię, nie mogłam już tego przed nim ukrywać. Przed kimkolwiek nie mogłam. Jeszcze chwilę milczałam, a gdy miałam otworzyć usta przerwał mi.
-Odezwij się do mnie jak będziesz gotowa wreszcie mi powiedzieć dlaczego się tak przede mną kryjesz. - Odwrócił się i poszedł. Teraz albo nigdy.
-Mam białaczkę! Zadowolony? - Krzyknęłam ze łzami w oczach. Nerwy mi puściły. Słysząc to zesztywniał i odwrócił się w moją stronę, widząc mnie siedzącą na ganku, całą zapłakaną.
-Słuchaj.. Jeśli to żart to..
-Nie, to nie żart. Pamiętasz ten dzień gdy trafiłam do szpitala? Wykryli u mnie białaczkę. Cały czas to przed Tobą ukrywałam, bo nie chciałam Cię ranić, rozumiesz? Ten dzień kiedy poszliśmy na randkę i leciała mi krew z nosa, to dlatego bo mam raka. Mam dużo siniaków, same się robią, nie uderzyłam się nigdzie. Nie chcę Cię już okłamywać, bo za daleko to zabrnęło, a ja nie potrafię tego ukrywać. Możesz ze mną zerwać, możesz mnie zostawić, możesz mnie zwyzywać, ale zrozum że już nigdy nie będzie ze mną tak jak przedtem. Nie wiem czy kiedykolwiek wrócę do szkoły, bo ciągłe chemie mnie już wykańczają psychicznie i fizycznie. Mam dosyć, często modliłam się o śmierć, mimo że wiem ze nie mogę umrzeć. Nie chcę żeby bliscy mieli dodatkowe cierpienie, a moja śmierć może nie złagodziłaby tego, ale po pewnym czasie o mnie zapomnieli i mówili "Głupia samobójczyni" No widzisz, takie jest moje życie, na pewno chcesz być ze mną dalej? Bo szczerze w to wątpię. - Wykrzyczałam i parsknęłam śmiechem.
-Nie zostawię Cię, obiecałem. -Wyszeptał i przysunął mnie do siebie. Mocno mnie przytulił, a ja szlochałam w jego pierś. Gdy się odsunęłam, na miejscu gdzie miał głowę była duża plama, najprawdopodobniej od moich łez.
-Masz mokrą koszulkę, przepraszam..
-Nic się nie stało. -Uśmiechnął się, a ja zobaczyłam pojazd moich rodziców. Gdy z niego wysiedli, zaczęli zmierzać w naszym kierunku.
-Kochanie, pospiesz się bo idziemy na....
-Chemię. Tak tato, Dawid wie. - Uprzedziłam go, zanim palnąłby coś głupiego.
-Chłopcze, nie zostawisz naszej córki po tym jak się dowiedziałeś, prawda?
-Nie. Nigdy jej nie zostawię. Niech będą państwo uświadomieni.
-No ja mam nadzieję, a teraz poprzytulacie się kiedy indziej, musimy jechać.
-Mogę jechać z państwem? - Jego pytanie zbiło mnie z tropu. Po co on w szpitalu? Nie chcę żeby cierpiał..
-Lepiej nie. Wiesz, to bardziej..
-Rozumiem. nie ma sprawy. No to Daria, ile zostajesz w szpitalu?
-2 dni. - Szybko odpowiedziałam uśmiechając się nieszczerze.
-Mogę Cię odwiedzić? - Zapytał.
-Tato.. -Zaczęłam.
-Tak, może. - Tata uśmiechnął się uspokajająco, zabrał moją torbę, skinął na Dawida i ruszył w kierunku samochodu.
-No to.. Do zobaczenia, Dawid. -Pocałowałam go w policzek i ruszyłam w stronę pojazdu zostawiając go, czując jakbym zostawiała go na wieczność. Ale dziwne. Nagle usłyszałam sygnał, który był chyba dzwonkiem oznaczającym że ktoś dzwoni do Dawida, zignorowałam to i wsiadłam w samochód. Tata nacisnął pedał gazu i ruszył.

*Perspektywa Dawida*

-No to... Do zobaczenia Dawid. - Do moich uszu dobiegł głos Darii, był trochę smutny, ale uznałem że muszę się przyzwyczaić, nikt nie każe jej skakać z radości, przecież jest chora. Pocałowała mnie w policzek i ruszyła zostawiając mnie na jej ganku. Gdy tylko wsiadła do samochodu usłyszałem dźwięk połączenia. Na ekranie dostrzegłem napis "Karasiov". Wystraszyłem się i zacząłem zastanawiać czy odebrać, ale po chwili namysłu nacisnąłem zieloną słuchawkę.
-Czego? -Syknąłem, sam nie wiem dlaczego mój głos tak zabrzmiał, ale podejrzewam że to z nadmiaru emocji.
-Stary, potrzebujemy Cię. - Gdy tylko to usłyszałem dłoń która była "wolna" zacisnęła się w pięść. Znów chciał wpakować mnie w to gówno, niedawno z niego wybrnąłem, zakończyłem je, a on tak po prostu chce żebym wrócił? On i reszta chłopaków myślą że to takie super proste? Oni są w tym już długo, wiedzą co ich może czekać, ja natomiast nie, nie mogę żyć ze świadomością że w każdej chwili może mi się coś stać.
-Nie wpakujesz mnie znowu w to gówno, Deny. -W moim głosie było łatwo dostrzec mieszankę strachu i zdenerwowania. Ale czego ja się bałem?
-Proszę Cię. Jeśli tego nie zrobisz będziemy skończeni. Rozumiesz? Skończeni. Zginiemy. Nikt z Nas nie może przekazać towaru, mamy już zajęte ręce. Proszę Cię, ostatni raz, błagam stary, zrób to dla kumpli, nie dla biznesu. - Nie wiedziałem co powiedzieć. Handel narkotykami to była kiedyś moja działka. Szło mi to zajebiście, ale gdy wymierzono we mnie pocisk, powiedziałem sobie dość. Nie chciałem być narażany na coś, co może się źle skończyć. Nie mogłem po prostu. To był koszmar. Ale gdy usłyszałem w jego głosie strach, uznałem, że tylko jeden raz, ale potem koniec z tym wszystkim. Ich też muszę z tego wyciągnąć.
-Gdzie mam przyjść, i o której?

środa, 6 sierpnia 2014

006. "Congratulations"

perspektywa Darii

Ciężko były mi wydusić z siebie cokolwiek. Nie wiem, czy owy powód był po prostu taki, że nie wiedziałam co powiedzieć, czy raczej to, że zapach krwi który nie był moim ulubionym wypełnił moje nozdrza. Ciężko było mi złapać normalny oddech.Dawid spoglądał na mnie z zainteresowaniem zaistniałą sytuacją. Musiałam się przyzwyczaić, że na razie tak będzie już zawsze, a ja nic na to nie poradzę. Kolejny powód przez który nienawidzę tej choroby.
-Okej, teraz powiedz mi co Ci się dzieje. - Z moich zamyśleń wyrwał mnie zdezorientowany głos Dawida.
-Ale o co Ci teraz chodzi? To tylko krew z nosa, zdarza się każdemu. -Próbowałam przybrać głos roześmianej dziewczyny, ale w środku wręcz dusiłam się potrzebą momentalnego rozpłakania się. Ale nie przy nim. Musiałam wytrzymać.
-Okej.. Ale wyglądasz blado. Może idź się przespać do domu, czy coś. Odwiozę Cię. -Jego uspokajający ton głosu był trochę dziwny, ale od razu rozluźniłam mięśnie i go posłuchałam. Chciałam mu podziękować i go przeprosić, ale słowami bym tego nie ujęła. Wpiłam swoje wargi w jego uśmiechając się łobuzersko przez pocałunek. Dawid ręce miał na mojej zaokrąglonej talii i mogłam poczuć, jak bardzo mu tego brakowało. Zresztą nie jemu jedynemu. Po paru minutach nasze płuca paliły z braku powietrza, więc oderwaliśmy się od siebie. Bez słowa wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Czułam się słaba, więc oparłam się o siedzenie i zamknęłam oczy. Zasnęłam. Wiedziałam o tym, bo obudziłam się w swoim cieplutkim wygodnym łóżku jęcząc z braku bliskości z moim chłopakiem. Bardzo mi jej brakowało. Było już ciemno, a ja usłyszałam burczenie w brzuchu.
-Jasna cholera. -Mruknęłam do siebie. Założyłam wygodne kapcie i zeszłam na dół. Powitałam uśmiechem moich rodziców, co odwzajemnili.
-Cześć kochanie. Jesteś głodna? -Ciepły głos mojej mamy odbił się echem w moich uszach.
-Tak, właśnie przyszłam coś zjeść. -Uśmiechnęłam się ciepło.- Mam sobie zrobić, czy wyręczysz mnie z tego jakże trudnego zadania? - Szyderczo się zaśmiałam i sama się siebie wystraszyłam.
-Zrobię Ci. Czego Księżniczka sobie życzy?
-Hmmmm... Jajecznicę! -Krzyknęłam dziecinnym głosem, chichocząc.
-Okej, okej.
Poszłam po cichu do swojego pokoju wygodnie usadawiając się na fotelu. Wzięłam do ręki telefon i zaczęłam wystukiwać litery w klawiaturze mojego białego iPhone'a.
Do:Misiek

Dotarłam, Królewiczu. Dzięki za przeniesienie. Jestem Twoją małą Królewną już na zawsze. :*

Perspektywa Dawida


Siedząc i oczekując godziny 23 uznałem że sobie pośpiewam. Niestety moje szczęście nie trwało długo i zabrzmiał krótki dzwonek co informowało o nowej wiadomości. Leniwie się przeciągnąłem i ruszyłem po telefon. Czytając wiadomość uśmiechnąłem się sam do siebie.

Do:Moja <3

Zawsze i na zawsze.

Dochodziła godzina 22:50, więc ruszyłem w stronę klubu, nieco przerażony, ale gotowy żeby wypełnić swoje zadanie i raz na zawsze skończyć z tym, co w ogóle nie miało prawa się zacząć. Klub "Meduza" - kto w ogóle wymyślił tą nazwę? Kiedy dotarłem na miejsce zauważyłem garstkę ludzi palących trawkę przed klubem, no i ochroniarza który musiał pilnować aby żaden niespodziewany gość nie dostał się do  klubu. Wyjąłem swoje zaproszenie/bilet, czy Bóg wie co i ruszyłem w kierunku muskularnego,łysego ochroniarza.
-Bilecik wstępu? -Niski głos odbił się echem w moich uszach. Mężczyzna patrzył na mnie z góry, nie ukrywam, wystraszyłem się. Nie wińcie mnie! Miał z dwa metry wzrostu!
-A proszę bardzo. -Podałem mu do ręki papierek i sztucznie się uśmiechnąłem. Dupek. Myślał że nie mam biletu, a tu zaskoczenie. Otworzyły się przede mną ciężkie metalowe drzwi, do moich uszu dotarła głośna muzyka, a moje nozdrza wypełnił zapach alkoholu,marihuany, i pewnie innych narkotyków.  Szczerze? Nie do końca mój klimat, no cóż. Wzrokiem szukałem wysokiej blondynki, która miała tu przyjść ze swoimi koleżankami, czy kim tam. Było dużo dziewczyn pasujących do jej opisu, ale każda z nich była przylepiona do jakiegoś chłopaka, a raczej do jego wypukłości... Nie wyobrażam sobie Darii tańczącej z jakimś facetem którego ledwo zna, a szczególnie z jego kolegą.. Ba! Nawet Nas sobie nie wyobrażam w takiej pozycji. Może i jestem imprezowiczem, ale nie w takim stylu. Potrząsnąłem głową z obrzydzeniem i wróciłem do szukania mojego obiektu. Znalazłem wysoką blondynkę z czerwoną sukienką ładnie opinającą jej zgrabną figurę. Była z paroma dziewczynami, które nie były brzydkie, ale nie wyróżniały się jakoś zbytnio z tłumu. Dziewczyna była pełnoletnia, bo wyjęła portfel, a w nim dowód osobisty. Byłem pewien, że to ona, gdy zobaczyłem zdjęcie jej i chłopaka całujących się. Byli parą - to na pewno. Podszedłem zamówić drinka, i "niechcący" przewróciłem ją, a zielono-żółta substancja wylała się na jej sukienkę. Pisnęła i tak jak się spodziewałem, zaczęła bluźnić.
-Ty debilu! Uważaj jak chodzisz! Zniszczyłeś mi całą sukienkę! Co Ty sobie wyobrażasz, pedale?! -Byłoby okej, gdyby nie określenie "pedał", o nie.
-O przepraszam, nie zauważyłem Cię! Chodź, pomogę Ci ją wyczyścić. - Podałem jej swoją dłoń, w oczekiwaniu na to, że ją weźmie. -Idziesz? - Niechętnie wysunęła dłoń w moim kierunku, i  ruszyła za mną w stronę łazienki. Klub nie był bogato zaopatrzony, skoro damska i męska były ze sobą połączone, chyba że było to zamierzone.. Nie ważne, do jakich celów. Sami sobie dopiszcie, mądrale.
-Przepraszam, że nazwałam Cię pedałem, nie miałam tego na myśli. - Popatrzyła na mnie spod swoich rzęs.
-Nic się nie stało, na Twoim miejscu pewnie zrobiłbym to samo. - Uśmiechnąłem się uspokajająco i pomogłem wyczyścić jej sukienkę, plama co prawda zeszła, ale sukienkę nadal miała mokrą.
-Możemy tu poczekać aż moja sukienka wyschnie? -Nieśmiało zapytała.
-Tak. - Krótko odpowiedziałem. Sporo czasu rozmawialiśmy. Powiedziała mi o swoich zainteresowaniach, gdzie mieszka, jak sobie radzi, itp. Nie wspomniała ani słowem o tym, że ma chłopaka. Czyżbym się jej spodobał?
-Sukienka chyba już wyschła. -Wskazała na miejsce, gdzie wcześniej była mokra plama.
-Tak, też tak myślę. -Wzruszyłem ramionami, i kierowałem się w stronę wyjścia, nagle Ola, bo tak miała na imię, złapała mnie za łokieć i przysunęła do siebie. Ona mnie pocałowała. A wiecie co jest najgorsze? Odwzajemniłem pocałunek. Pieprzone hormony. Chwyciła mnie za kark i bawiła się małymi włoskami umieszczonymi na nim. Kurde, podobało mi się to. Chwyciłem ją w talii, ale szybko zorientowałem się w co się pakuję i odepchnąłem się od niej. Uniosła brwi i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
-My.. Nie możemy, przepraszam. - I odszedłem. Zostawiłem ją tam, bez żadnego wyjaśnienia. Wszystko miałem nagrane na swojej komórce. Wróciłem do domu. Szybko wsiadłem na komputer i wysłałem Karolinie nagranie. Miałem nadzieję że nic z nim nie zrobi.. Dostałem tylko w odpowiedzi od niej:


"Gratuluję, wykonałeś swoje zadanie, już nie musisz nic robić. Dziękuję, a i nic nie powiem Darii, jeżeli o to Ci chodzi, przynajmniej na razie. xoxo"

Przeczytałem to i szybko zamknąłem laptopa. Ułożyłem się wygodnie na łóżku i zasnąłem. Chciałem o tym wszystkim jak najszybciej zapomnieć.