wtorek, 12 sierpnia 2014

007. "No. That's not a joke."

miesiąc później..

*Perspektywa Darii*
Ta choroba mnie wykończy. Ciągłe badania, męczące chemie, brak energii, więcej dni opuszczanych w szkole. Pytania rówieśników... Zaczęły wypadać mi włosy. Nie widać tego jeszcze tak bardzo, ale ja zdążyłam zauważyć niewielką różnicę. Lekarze pytali się mnie, czy nie chcę ściąć włosów. Ale ja nie chciałam. Nie w tym momencie, może nawet nie w tym życiu. No chyba że będę wyglądać jak jakieś gówno, wtedy pomyślę. Jeżeli w tę myśl zajrzeć głębiej, to jak gówno wyglądam od początku tej choroby. Mam podkrążone oczy, bladą skórę, bezsilne ramiona. Moje usta się śmieją, a oczy nie. Wszystko we mnie umiera. Mam nadzieję że każda osoba chora na białaczkę tak ma.. Chyba że jestem odludkiem, tej opcji nie wykluczamy,prawda? Prawda. Często oglądałam jakieś filmy dotyczące tej choroby, ale nie potrafiłam tego zrozumieć, tego jak te osoby się czują, no i w końcu się dowiedziałam na swojej własnej skórze. Szczerze to wolałabym mieszkać w piwnicy i jeść karmę dla kota, niż leżeć w szpitalnym łóżku podłączona do kabli i patrząca na to jak inni cierpią z mojego powodu. Najgorsze uczucie na świecie to jest to, kiedy ktoś się o Ciebie martwi, a Ty nie możesz mu tego zakazać, bo wiesz że Twoje życie niedługo może się skończyć i nie masz na to wpływu. Co jeżeli tak naprawdę nigdy nie wyzdrowieję, a za jakieś parę lat, miesięcy, dni, a może nawet godzin umrę? Od początku tej choroby mam swoje motto. "Każdy dzień traktuj, jakby miał być tym ostatnim. Nigdy nie wiesz co się wydarzy." Motto może i jest, ale czy to co w nim zawarte jest przeze mnie realizowane?  Mimo tego wiem, że życie jest zbyt piękne, żeby je sobie odbierać.
**
Obudziłam się dokładnie o godzinie 07:34. Spojrzałam na telefon, którego nie włączałam od tego czasu kiedy skończyłam na pewien okres naukę w szkole. Prosiłam nauczycieli, dyrekcję, pedagogów żeby nikogo nie informowali co się ze mną dzieje, gdyż miałam nauczanie "domowe". Domowe dlatego, że szpital stał się w pewnym stopniu moim drugim domem. Po prostu nie miałam ochoty patrzeć na to jak inni zamartwiają się z mojego powodu. Dlaczego ktoś ma cierpieć, bo ja się staczam? Eh. Po chwili zastanowienia włączyłam go i to co zobaczyłam potwierdziło moje oczekiwania. 49 połączeń nieodebranych i 120 nieprzeczytanych wiadomości. Większość od Dawida. Miały treści typu "Mała, co z Tobą? Co się dzieje, czemu nie odbierasz? Nie ma Cię w szkole, martwię się!!" Uśmiechnęłam się do ekranu widząc jego zmartwienie. Kochał mnie, ale pytanie - czy na zawsze?  Nie wiem. Tego nie wie chyba nawet on. Dzisiaj miałam jechać do szpitala na kolejną obserwację. Wylęgłam się z łóżka i przygarbiona podeszłam do mojej niewielkiej szafy. Rodziców nie było w domu, zawsze rano jeździli do sklepów, aptek i tak dalej, żebym miała wszystko czego potrzebuję na wyciągnięcie ręki. Wybrałam koszulkę z napisem "DO YOUR THING" Którą dostałam od Roksany, podczas gdy produkowała swoje własne koszulki z nadrukami. Czarne wytarte rurki i biały full-cap założony z daszkiem do tyłu idealnie się wpasowały, więc strój wyglądał w porządku. Umyłam zęby i twarz, po czym usłyszałam głośny dzwonek do drzwi. Nie wiedziałam kto to może być, rodziców nie było w domu, ale mieli klucze więc to raczej nie oni. Zeszłam na dół i to co zobaczyłam przez wizjer nieco mnie wystraszyło. Westchnęłam i przekręciłam zamek.
-D...Da..Daria? -Na mój widok Dawid wyglądał jakby jego oczy miały wyskoczyć z orbit, szczerze to po moim stanie zdrowotnym i po wyglądzie nie dziwię mu się.
-Cześć.. -Utkwiłam spojrzenie w podłogę. Nie miałam odwagi żeby patrzeć mu prosto w oczy.
-Co Ci się stało? - Uniósł mój podbródek w górę tak bym na niego spojrzała, ale mój wzrok nadal utkwiony był gdzie indziej. Tak jak mówiłam po prostu nie miałam odwagi.  -Dlaczego nie odbierasz moich telefonów, dlaczego wiecznie nie ma Cię w szkole, dlaczego masz mniejszą ilość włosów, no i dlaczego do cholery jasnej nie chcesz na mnie spojrzeć?! - Ostatnie zdanie wykrzyczał. Sprawiałam mu ból. Ale nie mogłam mu pomóc. Nie wiedziałam jak.
-Przepraszam. - Tylko tyle mogłam wydusić z siebie. -Naprawdę.
-Przepraszasz? A myślisz że co to daje?! Wiesz ile nocy czekałem na jakąkolwiek odpowiedź z Twojej strony? Wiesz ile? Właśnie nie wiesz! Gówno wiesz! Masz cały czas wyłączony telefon, i jak zauważyłem, wiecznie mnie okłamujesz! Powiedz mi o co chodzi wreszcie, bo ja już nie daję rady. Chcę mieć jakiś kontakt z moją dziewczyną! -Te słowa cięły jak lód, ale miał rację. Nie wiedziałam, czy mu powiedzieć, ale postanowiłam że to zrobię, nie mogłam już tego przed nim ukrywać. Przed kimkolwiek nie mogłam. Jeszcze chwilę milczałam, a gdy miałam otworzyć usta przerwał mi.
-Odezwij się do mnie jak będziesz gotowa wreszcie mi powiedzieć dlaczego się tak przede mną kryjesz. - Odwrócił się i poszedł. Teraz albo nigdy.
-Mam białaczkę! Zadowolony? - Krzyknęłam ze łzami w oczach. Nerwy mi puściły. Słysząc to zesztywniał i odwrócił się w moją stronę, widząc mnie siedzącą na ganku, całą zapłakaną.
-Słuchaj.. Jeśli to żart to..
-Nie, to nie żart. Pamiętasz ten dzień gdy trafiłam do szpitala? Wykryli u mnie białaczkę. Cały czas to przed Tobą ukrywałam, bo nie chciałam Cię ranić, rozumiesz? Ten dzień kiedy poszliśmy na randkę i leciała mi krew z nosa, to dlatego bo mam raka. Mam dużo siniaków, same się robią, nie uderzyłam się nigdzie. Nie chcę Cię już okłamywać, bo za daleko to zabrnęło, a ja nie potrafię tego ukrywać. Możesz ze mną zerwać, możesz mnie zostawić, możesz mnie zwyzywać, ale zrozum że już nigdy nie będzie ze mną tak jak przedtem. Nie wiem czy kiedykolwiek wrócę do szkoły, bo ciągłe chemie mnie już wykańczają psychicznie i fizycznie. Mam dosyć, często modliłam się o śmierć, mimo że wiem ze nie mogę umrzeć. Nie chcę żeby bliscy mieli dodatkowe cierpienie, a moja śmierć może nie złagodziłaby tego, ale po pewnym czasie o mnie zapomnieli i mówili "Głupia samobójczyni" No widzisz, takie jest moje życie, na pewno chcesz być ze mną dalej? Bo szczerze w to wątpię. - Wykrzyczałam i parsknęłam śmiechem.
-Nie zostawię Cię, obiecałem. -Wyszeptał i przysunął mnie do siebie. Mocno mnie przytulił, a ja szlochałam w jego pierś. Gdy się odsunęłam, na miejscu gdzie miał głowę była duża plama, najprawdopodobniej od moich łez.
-Masz mokrą koszulkę, przepraszam..
-Nic się nie stało. -Uśmiechnął się, a ja zobaczyłam pojazd moich rodziców. Gdy z niego wysiedli, zaczęli zmierzać w naszym kierunku.
-Kochanie, pospiesz się bo idziemy na....
-Chemię. Tak tato, Dawid wie. - Uprzedziłam go, zanim palnąłby coś głupiego.
-Chłopcze, nie zostawisz naszej córki po tym jak się dowiedziałeś, prawda?
-Nie. Nigdy jej nie zostawię. Niech będą państwo uświadomieni.
-No ja mam nadzieję, a teraz poprzytulacie się kiedy indziej, musimy jechać.
-Mogę jechać z państwem? - Jego pytanie zbiło mnie z tropu. Po co on w szpitalu? Nie chcę żeby cierpiał..
-Lepiej nie. Wiesz, to bardziej..
-Rozumiem. nie ma sprawy. No to Daria, ile zostajesz w szpitalu?
-2 dni. - Szybko odpowiedziałam uśmiechając się nieszczerze.
-Mogę Cię odwiedzić? - Zapytał.
-Tato.. -Zaczęłam.
-Tak, może. - Tata uśmiechnął się uspokajająco, zabrał moją torbę, skinął na Dawida i ruszył w kierunku samochodu.
-No to.. Do zobaczenia, Dawid. -Pocałowałam go w policzek i ruszyłam w stronę pojazdu zostawiając go, czując jakbym zostawiała go na wieczność. Ale dziwne. Nagle usłyszałam sygnał, który był chyba dzwonkiem oznaczającym że ktoś dzwoni do Dawida, zignorowałam to i wsiadłam w samochód. Tata nacisnął pedał gazu i ruszył.

*Perspektywa Dawida*

-No to... Do zobaczenia Dawid. - Do moich uszu dobiegł głos Darii, był trochę smutny, ale uznałem że muszę się przyzwyczaić, nikt nie każe jej skakać z radości, przecież jest chora. Pocałowała mnie w policzek i ruszyła zostawiając mnie na jej ganku. Gdy tylko wsiadła do samochodu usłyszałem dźwięk połączenia. Na ekranie dostrzegłem napis "Karasiov". Wystraszyłem się i zacząłem zastanawiać czy odebrać, ale po chwili namysłu nacisnąłem zieloną słuchawkę.
-Czego? -Syknąłem, sam nie wiem dlaczego mój głos tak zabrzmiał, ale podejrzewam że to z nadmiaru emocji.
-Stary, potrzebujemy Cię. - Gdy tylko to usłyszałem dłoń która była "wolna" zacisnęła się w pięść. Znów chciał wpakować mnie w to gówno, niedawno z niego wybrnąłem, zakończyłem je, a on tak po prostu chce żebym wrócił? On i reszta chłopaków myślą że to takie super proste? Oni są w tym już długo, wiedzą co ich może czekać, ja natomiast nie, nie mogę żyć ze świadomością że w każdej chwili może mi się coś stać.
-Nie wpakujesz mnie znowu w to gówno, Deny. -W moim głosie było łatwo dostrzec mieszankę strachu i zdenerwowania. Ale czego ja się bałem?
-Proszę Cię. Jeśli tego nie zrobisz będziemy skończeni. Rozumiesz? Skończeni. Zginiemy. Nikt z Nas nie może przekazać towaru, mamy już zajęte ręce. Proszę Cię, ostatni raz, błagam stary, zrób to dla kumpli, nie dla biznesu. - Nie wiedziałem co powiedzieć. Handel narkotykami to była kiedyś moja działka. Szło mi to zajebiście, ale gdy wymierzono we mnie pocisk, powiedziałem sobie dość. Nie chciałem być narażany na coś, co może się źle skończyć. Nie mogłem po prostu. To był koszmar. Ale gdy usłyszałem w jego głosie strach, uznałem, że tylko jeden raz, ale potem koniec z tym wszystkim. Ich też muszę z tego wyciągnąć.
-Gdzie mam przyjść, i o której?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz