wtorek, 19 sierpnia 2014

009: "Fresh Kings Reactivation"

*Perspektywa Dawida*
Nie chciałem tego. Ale to wszystko było silniejsze. Każda prośba, każdy łamiący się głos Denego. Po prostu nie mogłem temu zaradzić. Wiem, że gdyby Daria, moi rodzice, albo osoby które w jakiś tam sposób są ważne w moim życiu dowiedziały się w jaki sposób kiedyś radziłem sobie z życiem, albo jak pomagałem innym sobie z nim radzić. Bo przemyt narkotyków działa w dwie strony. Nie wiem czy to wiecie, bo ja sam do nie dawna nie wiedziałem. Każdy szmer, każda osoba budziła we mnie jakieś emocje. W tym czasie kiedy należałem do "fresh kings" moje życie było o 180 stopni inne niż moje aktualne życie. Wtedy to nie było życie na jakie zasługiwał ktokolwiek. Nawet mój największy wróg. Wieczne kłótnie, bójki, strzelaniny, takie wojny między gangami. Problemów z policją dotychczas nie miałem.. Ale.. A z resztą nie ważne. Po prostu patrzyłem na każdą osobę z wyższością, z pogardą. Wtedy nie wiedziałem komu można ufać. Myślałem że jestem najlepszy i mogę wszystko, do pewnego momentu, aż nie wymierzono we mnie kulki. Gdy tak rozmyślałem nad sensem mojego życia, i tego co ja właściwie w tym momencie robię, z zamyśleń wyrwał mnie ten znany, przepełniony jadem i brakiem szacunku głos.
-Kwiat! Kopę lat ćpunie! - Poklepał mnie po plecach tak, że prawie się zakrztusiłem własną śliną Kacper. To była osoba która miała niezłe wtyki. No w sumie to ją też można było nazwać wtykiem. Liczne morderstwa, rozróby, miał własny "prywatny" burdel i znęcał się nad dziewczynami w moim wieku. Najczęściej były to dziewczyny, których chłopcy nie mieli już pieniędzy, a one w pewnym stopniu odpracowywały to za nich. Jakie smutne musiało być ich życie, gdy musiały dawać każdemu na około, bez sprzeciwu. Niby dla miłości robi się wszystko, ale takie akcje to zdecydowana przesada.
-Nie jestem ćpunem. - Syknąłem ze złością. Nie mógł się zwracać do mnie w ten sposób. Nie jestem jakąś szmatą, ani męską dziwką jaką był kiedyś on. Po prostu należy mi się szacunek i to chyba najbardziej sobie cenię u innych. Jak ktoś nie ma do ludzi szacunku, na samym początku jest u mnie całkowicie skreślony.
-Nie? A co dostarczałeś Mrukowi? Jeżeli dalej jesteś z tymi swoimi kolegami w gangu, to wiedz że z Tobą dobrze nie będzie. Pamiętaj że z kim przystajesz takim się stajesz. - Prychnął i ironicznie się zaśmiał.
-Nie Twoja w tym główka, Kacper. Lepiej się zamknij, bo wiem co robisz po nocach i uwierz, reszta osób które Cię znają miała by z tego niezłą polewkę. - Ja również sarkastycznie się zaśmiałem na co ten tylko się zarumienił. Baba z niego, pomyślałem.
-Oj Dawidku, mało wiesz o życiu. Jeżeli tylko byś spróbował coś powiedzieć, byłbyś krótko mówiąc martwy. Zresztą już jesteś w cholernym niebezpieczeństwie, bo to jak się do mnie odzywasz przekracza ludzkie granice. - Powiedział do mnie tonem matki ochrzaniającej swoje dziecko za to że wrócił później z podwórka.
-Czego chcesz? Pieniędzy, ubrań, władzy? Dlaczego męczysz mnie zamiast zacząć sobie układać normalne życie? Sam wiesz, że w życiu jesteś nikim. Jesteś do dupy, stary. Cały czas Ci się wydaje że możesz rządzić każdym, ale ludzie tak naprawdę się Ciebie boją, bo możesz ich zabić.
-Ciebie też mogę.
-Tak, ale nie zrobisz tego. -Posłałem mu spokojne spojrzenie, wiedziałem co robić w takiej sytuacji.
-Jesteś tego taki pewien? - Wyciągnął z kieszeni pistolet i wycelował nim we mnie. Zaśmiałem się mu prosto w twarz, niby nie można igrać z ogniem - no cóż, ja jestem ogniem, on może jakimś marnym płomyczkiem.
-Chcesz dostać dożywocie? - Tak, tego by nie chciał. Jestem pewien. Ba! Nawet bardziej niż pewien. Po prostu to wiem.
-Nikt się nie dowie, to pustkowie, Kwiatkowski.
-Wiesz... Możesz mnie zabić, ale jeżeli to zrobisz to wszystko wyjdzie na jaw.
-Dlaczego jesteś taki pewny siebie, Dawid? - Zapytał, całkiem poważnie, jak mniemam.
-Jeżeli bym się przed Tobą kulił i błagał o życie byłbym wtedy dziewczynką w skórze nastolatka. - Wyjaśniłem krótko.
-Ujdziesz z życiem, pod jednym warunkiem. - Wyjął karty i liczył że zagram z nim w wojnę? Niedoczekanie.
-Pieprz się, nie stawiaj mi warunków, nie jestem psem. 
-Może moja oferta Cię zainteresuje.  
-Czego chcesz, Kacper?
-Nagraj jak się zabawiasz ze swoją laską.
-Pogięło Cię? Jaką satysfakcję będziesz miał?
-Po prostu to zrób. Nie bój się, nie musisz być z nią delikatny, spodoba jej się to. - Mrugnął do mnie z humorem.
-Łatwo Ci mówić, ale trudno zrobić. Daria ma białaczkę, nie zrobię jej tego, idioto.
-To z jakąś inną dziewczyną. - Co?!
-Czy boli Ciebie ten Twój durny łeb, pojebało Cię stary i to ostro. -Zacząłem przeklinać, mimo że rzadko to robiłem. Boże.
-Z dziewczyną Michalika się nie krępowałeś. -  Z dziewczyną kogo? O co chodzi?
-Nie rozumiem o czym Ty mówisz..
-Czerwona sukienka, klub Meduza, ubikacja.. Nic Ci to nie mówi? - Zaśmiał się. Ten fałszywy śmiech zaczyna mnie poważnie denerwować.
-Kurwa, skąd wiesz? - Jak już wiedział, to ja też chcę wiedzieć skąd on ma takie informacje.
-Myślisz że Karolina naprawdę trzymałaby język za zębami? - Zacisnąłem zęby, myślałem że zaraz odpadnie mi szczęka. Buzowała we mnie taka złość, że uderzyłem w ścianę.
-Cholera! - Nie wiem czy mój krzyk był spowodowany nagłym bólem, czy zaistniałą sytuacją, ale nie jestem babą dlatego wybieram opcję drugą, okej? -Boże, nie cierpię jej.
-Nie ważne. Co Ci szkodzi? Przecież to będzie szybka znajomość. Bez zobowiązań.
-Co będę z tego miał? - Zapytałem niepewnie.
-Oprócz przyjemności? Twoja dziewczyna ujdzie z życiem, jeżeli tego nie zrobisz ona umrze. Moi chłopcy się upewnią że będzie cierpiała tak długo, dopóki nie będzie miała siły cierpieć.
-Dlaczego to robisz?
-Robię co? - Sukinsyn ma jeszcze czelność się pytać. Ludy, ratujcie mnie.
-Niszczysz.
-Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Nie pamiętasz jaki koszmar niedawno przez Ciebie przeżywałem? Zniszczyłeś mnie. Teraz ja niszczę Ciebie. Zastanów się i przyjdź. Wiesz gdzie mnie szukać. - Odwrócił się i po prostu wyszedł. Zabrał mi resztki godności. Ja miałbym się całować z zupełnie obcą dla mnie dziewczyną,  nakręcić to, a w dodatku jeszcze mu wysłać? Za tym coś się kryło, ale  ja musiałem się dowiedzieć co. Postanowiłem reaktywować nasz gang śledczy. Wykręciłem numer do Wrzoska. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Czwarty. Już miałem się wyłączać kiedy nagle jego głos odbił się echem w moich uszach.
-Czego? - Ups. Chyba ktoś tu ma okres.
-Potrzebuję Was, cholera. Natychmiast.
-Ulica?
-Magazyn za garażami, wiecie gdzie. - Odpowiedziałem krótko.
-Zaraz będziemy. - Po tych słowach rozłączył się, jakby wiedział co się stało. Czy oni mają jakiś podsłuch, czy co? Usiadłem na jakiejś dużej cegle i oczekiwałem ich przyjścia. Cholera, cholera, cholera! Nie mogłem zrobić tego Darii, ale ona by umarła, ten gość jest psychiczny, zabił już tyle ludzi.. Nie mógł zrobić tego jej. Ona niczym nie zawiniła. Nie wpakowywałem jej nigdy w to bagno, nie miałem takiego zamiaru. Dlaczego ona przez moje "prace", jeśli tak to mogę nazwać ma cierpieć? Kochałem ją. Ufałem jak nikomu innemu, nei wiem co bym sobie zrobił jakby jej nie było. A teraz - tak czy tak ją stracę. Usłyszałem kroki, odwróciłem się i zobaczyłem cały Aloha Team, który teraz wyglądał inaczej niż rok temu. Dojrzalsi, bardziej muskularni. A ja? Dalej taki sam. Ale oni zabijali, niszczyli. Nie mogłem taki być, ale to była nagła sytuacja.
-Co jest, Dawid? - W końcu odezwał się Sebastian.
-No bo.... - Zacząłem.
-Zaczynaj, do chuja pana. Nie mamy całego dnia! - Warknął na mnie. Eh. Zawsze nabuzowany Wrzosiu. 
- Spotkałem się z Kacprem.
-Co?! I co Ci nagadał? - Ciekawska dusza, już wiem po kim to mam. Co ja wygaduję...
-Powiedział, że jeżeli nie nagram mojego pocałunku z jakąś laską i mu nie wyślę to on zabije Darię. - Przełknąłem głośno ślinę, a w gardle utworzyła mi się wielka gula. -Nienawidzę go, z całego mojego pieprzonego serca!
- I co chcesz żebyśmy zrobili? - Zapytał.
-Reaktywujmy "fresh kings" -Oznajmiłem.
-Stary, "Fresh Kings" już dawno nie istnieją. Nie możemy tego tak po prostu reaktywować.
-Mam to w dupie czy to istnieje, czy nie, póki moja dziewczyna jest w gównie i może jej się coś stać, do cholery! - Zdenerwowałem się i nie chciałem go słuchać - ale nie mogłem sobie tak po prostu pójść, bo wiem że nic się nie uda bez jego pomocy, a trzeba szybko działać zanim coś jej się stanie.
-Dobra, dobra! Chłopaki - co o tym myślicie?- Zwrócił się do Daniela, Grzecha, Igora i paru innych chłopaków, ale nie pamiętałem ich imion. Dziwne, co? Oni tylko skinęli głowami i spojrzeli porozumiewawczo na mnie. - No więc dobra, ja mam zawsze wszystko w gotowości, więc to Wasze opaski. - Spojrzałem na zielone bransoletki, na każdej było napisane coś po innym języku. Założę się że to Nasze imiona, ale nigdy tak naprawdę chyba się nie dowiem, a pytać nie będę, bo wyjdę na takiego co nic nie wie. Podał każdemu jedną i kazał zapiąć na ręce. Posłusznie wykonaliśmy zadanie, i spisaliśmy od siebie numery jeszcze raz, aby upewnić się że mamy do każdego kontakt. Nie będę słuchać jego rozkazów tylko dlatego że coś na mnie ma. Stawia mi chore warunki i myśli że będę latał za nim jak pies tylko dlatego, że on wie że ja tak naprawdę się go nie boję, ale moja dziewczyna jest dla mnie najważniejsza i nie mam zamiaru po raz kolejny jej ranić. Po krótkiej rozmowie wszyscy udaliśmy się do swoich samochodów. To znaczy: Ja do swojego, oni do busa, czy czegoś tam. Nie wiem czy wszyscy mieli własne samochody, ale wydaje mi się że taki bus to prostsza sprawa. Ciekawe czy kradziony, może raz nie igrali z ogniem i po prostu go wypożyczyli? Tak. Następny żart proszę. Żadna z rzeczy która należy do nich nie jest robiona z czystymi rękoma przy końcowym efekcie. Zawsze jest zamieszany w to gang, a nie po prostu grupka przyjaciół. Bywa. Gdy dojechałem do domu, zgasiłem silnik i stanąłem przed drzwiami musiałem się jeszcze raz zastanowić i pomyśleć jaką będę miał wymówkę że nie było mnie  3 dni w domu. Przemycałem narkotyki i zawiozłem je na drugi koniec kraju? Ta informacja chyba by się nie spodobała mamie. Pomyślałem jeszcze chwilę, a gdy już wymyśliłem moją super wymówkę odchrząknąłem i przekręciłem klucz. Dostałem się do domu, a w progu stała mama z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Super.
-Mogę wiedzieć gdzie podziewałeś się przez trzy dni? Od zmysłów odchodziłam! Twój ojciec też! - Na ostatnie zdanie wzdrygnąłem się. Ojciec rozmawia z matką? O co chodzi?
-Od kiedy tata nagle się zaczął mną przejmować? Dopiero co Nas zostawił a Ty już z nim rozmawiasz? - Wściekły zacząłem mój monolog, szczerze to wątpiłem że będę w stanie się powstrzymać i zacznę robić kazanie własnej matce. Takim właśnie jestem dupkiem.
-Nie interesuj się, pieprzony gówniarzu! Wyjdź stąd! - Wrzasnęła tak, że zdziwiłbym się gdyby któryś z sąsiedzi jej nie usłyszał. Ale jedyne co mogę robić, to wątpić w to. Bez słowa odszedłem. Założyłem moje czarne słuchawki marki sony i włączyłem pierwszą lepszą piosenkę. Leżąc tak i pisząc z Darią o głupotach tak właściwie, uśmiechałem się do ekranu. Tylko ona nie wiedząc nic potrafi pocieszyć mnie jak nikt inny. Tak. Nie powiedziałem jej o zaistniałej sytuacji. I na razie nie miałem powiedzieć. Wiem, że związek powinien być oparty na zaufaniu, ale nie chcę jej w to mieszać. Dopóki nie będzie możliwości że coś jej się stanie, nic nie będzie wiedziała. Potem - pomyślimy. Na razie nic nie wie i niech tak pozostanie do kurwy nędzy. Co to, jakiś dzień wyzwisk i przekleństw? Przy Aloha Teamie, jeżeli to jeszcze mogę tak nazwać zawsze zmieniam się nie do poznania. Jestem bardziej.. Wybuchowy, nie wiem jak to inaczej ująć. Łatwiej się denerwuję, tyle że to z powodu nagłego stresu. Wiem że w każdym momencie może wyskoczyć ktoś z innego gangu i powystrzelać Nas wszystkich. Och, nie chcielibyście być w mojej skórze. Muszę wreszcie przywyknąć do tego, że życie ma mnie za durnia. Ciągle.


  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz