~Na początku chcę Was poinformować, że nazwy leków i innych podanych tutaj składników itp. nie są przypadkowe, lecz niekoniecznie równają się z tą samą chorobą. Wiem, że skoro to opowiadanie powinno być wszystko perfekcyjnie. Ale chemioterapia jest bardzo trudna do rozgryzienia. Poczytajcie sobie sami, hehe. Nie no, mam nadzieję że nie będziecie mieli mi za złe. A teraz Was zostawiam! Miłego czytania. :')
~Autorka
*perspektywa Darii*
Szpital. Biały kwadratowo/prostokątny budynek. Wygląda skromnie,miło. Fajnie tam jest, ale tylko wtedy kiedy jesteś tam... W sumie bez żadnego głębszego powodu. Szczerze to wolałabym polizać krowie wymiona, niż spędzić tam jeszcze tyle czasu ile potrzebuje mój chory organizm. Smętne twarze pacjentów, odwiedzających, lekarzy, pielęgniarek. To wszystko przyprawia mnie o dreszcze. Nie te, które przechodzą przez Ciebie gdy ktoś szepnie Ci coś słodkiego do ucha, albo muśnie ręką Twoje ramię. To ten dreszcz, który czujesz gdy jest coś złego. Kiedy po prostu się boisz. Szczerze mówiąc to nigdy nie zastanawiałam się co czują lekarze. Codziennie ktoś umiera praktycznie w ich rękach, z ich winy.. Ja często obarczam siebie jak coś się dzieje, a co dopiero kiedy ktoś umiera. Ciężko mi sobie wyobrazić to, co oni czują. W woli ścisłości - wolę nie wiedzieć. Od dłuższego czasu mój organizm przyjmuje chemioterapię. Podczas raka (są różne odmiany, jak już pewnie wiecie) wstrzykuje się dożylnie lub doustnie takie lekarstwo, które wyniszcza wszystko w sumie co ma na swojej drodze. Niszczy te dobre krwinki, jak i te złe. Dlatego osoby "chodzące na takie terapie" - delikatnie mówiąc - mają bardzo wyniszczony organizm. Ich żyły są białe, i ciężko wprowadzić w nie igłę. Oczywiście mówię tu o dożylnych sposobach. Doustne są takie bardziej "nowoczesne" Nie dostajesz lekarstwa w zastrzyku. Są to kapsułki, ew. jakieś płyny. Kiedy dostajemy chemię dożylnie wypadają Nam włosy. Natomiast metoda doustna chroni Nas od tego. Jeżeli mam zdecydować, to chroni tylko od tego. Nie wiem, nie stosuję. Mój organizm nie przyswaja tej metody, dlatego mam coraz mniej włosów, i ciągle boli mnie ręka! Nie chcę narzekać, ale tak już jest gdy jesteś chory. A mnie w przypadku białaczki zdarza się to bardzo często. Utraciłam sporo na wadze. Możliwe, że jest to spowodowane nie tyle co wygłodzeniem, ale po prostu ograniczeniem ilości. Nie mogę pić żadnych gazowanych napoi, soków itp. Nie mogę jeść jajek, mięsa, sera. Jem ciągle jakieś świństwa które są niby zdrowe. Mam nadzieje że to jak najszybciej się skończy. Chemia wpływa na mój organizm na razie pozytywnie, dlatego trzymajmy kciuki żeby tak zostało. Codziennie liczę się z tym, że w danym dniu może mnie braknąć. Ale walczę. Poznałam też dużo osób które są tak samo chore jak ja. Dowiedziałam się o odmianach raka o których nigdy nie miałam pojęcia. Niektórzy znoszą to piekło już parę dobrych lat. Są uśmiechnięci, cieszą się że żyją. Nieraz stykali się ze śmiercią, a teraz co? Teraz tryskają radością i ene.... No dobra, nie mają energii, ale mają siłę. Siłę żeby żyć, a dla mnie jest to wszystkim. Ja tej siły jeszcze nie tracę, to przychodzi z biegiem czasu. Znaczy się jeżeli chodzi o mnie, to wolałabym żeby wcale nie przychodziło. Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, no nie? Nie. Dobra, Cicho siedź moja wredna połówko, dopóki jestem miła masz mieć zamkniętą jadaczkę i słuchać co mówię, bo to ważne! A wracając do choroby, która jest dosyć ciężkim tematem, ale wszystko czego dowiedziałam się w ostatnich dniach, tygodniach, miesiącach, których co prawda nie było dużo, ale wystarczająco żeby powiedzieć "mam już dosyć, chcę wrócić do normalności". Często podawane mam różne leki. Jest dużo rodzajów, ale ja zażywam tylko 2. Cytoxan i Blenoxane. Nie wiem za bardzo co one mi dają i w czym pomagają, bo wolę nie wiedzieć czym codziennie mnie faszerują, ale no.. A co do leków to...
-Daria, musisz zażyć lekarstwo! - Z mojego "transu" wybudziła mnie mama. Jeżeli mogłabym widzieć coś gorszego niż widok mojej mamy w takim, a nie innym stanie - wolałabym zdechnąć na stole operacyjnym. Poważnie mówię. Nie chcecie tego widzieć.
-Dzięki. Mamo, może byś przejechała się przespać? Siedzisz tu już tyle czasu, ja nie umrę jak prześpisz się w swoim łóżku przecież, chyba. - Ostatnie słowo powiedziałam bardziej do siebie niż do niej, więc raczej go nie słyszała. Przynajmniej podawała wrażenie takiej. Jak było to nie wiem, moja mama to nie zła aktorka. Jakby ją dać na jakieś estrady, niezłą fortunę byśmy zbili. Słodki Boże, jaka ja jestem wiecznie rozkojarzona. Wiecznie zmieniam temat, mogę powiedzieć że "rozkojarzona" to moje drugie imię. I trzecie też. Czwartego nie mam - a szkoda..
-Na pewno poradzisz tu sobie beze mnie? -Mama zerknęła na mnie spod swoich długich rzęs, nalewając mi przegotowanej wody do białego plastikowego kubka.Tak bardzo trzęsły jej się ręce, pomyślałam nawet że zaraz cała zawartość czajnika znajdzie się na mojej białej kołdrze (swoją drogą, wszystko tu było białe, zdążyliście zauważyć?) ale na szczęście nalanie wody obyło się bez szkód. - No wiesz, mogę zostać, te szpitalne krzesła wcale nie są aż takie niekomfortowe. -Czy mówiłam już że nie znam lepszej aktorki niż moja mama? No niestety żyję z nią pod jednym dachem już 17 lat, więc zdążyłam przejrzeć ją na wylot, ale przysięgam, że jeżeli nie znałabym jej wcześniej uwierzyłabym i pewnie uległa, ale nie tym razem.
-Dam sobie radę, właściwie to większość mojego czasu tutaj śpię. -Zaśmiałam się pod nosem. - Idź, przecież nic mi nie będzie.
-No dobra, ale jakby coś się działo.. -Przed państwem moja mama - królowa dramatyzowania.
-Idź. -Pokazałam jej na drzwi, były brązowe z drewna... Nie wiem jakiego, co mnie interesuje z jakiej kłody są drzwi, w co ja się zagłębiam, Aniele..
-Dobra, trzymaj się tam! - Pocałowała mnie w czoło i wyszła. Odetchnęłam z ulgą że w końcu odpocznie. Nie chcę żeby ktoś sobie zawracał głowę z mojego powodu. Nawet największy wróg, macie to samo, prawda? Nie jestem odludkiem. Nie wińcie mnie! Chcę dobrze dla wszystkich, zdążyliście zauważyć zapewne! Bawiłam się jeszcze trochę moim telefonem i momentalnie zasnęłam. Wspominałam już że osoby chore jak ja są wiecznie senne i połowę czasu swojego życia śpią?
Obudziłam się o godzinie 10:48. Późno dosyć jakby obliczyć, bo położyłam się dosyć wcześnie - jak na mnie. Leżałam sporo czasu w łóżku i byłam tak od niechcenia. Ciągle spałam albo pisałam z Dawidem, czy z innymi znajomymi sms'y. Było tu WI-FI, więc bez problemu zaglądałam na facebooka, instagrama,czy twittera. Zawsze miałam sporo powiadomień, ale jakoś nigdy nie chciało mi się ich sprawdzać. Leciałam po profilach i pisałam jakieś denne tweety, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Odpowiedziałam dosyć ciche "proszę" i ułożyłam się do pozycji pół-siedzącej, pół-leżącej. Patrzyłam się przez chwile na drzwi których klamka powoli szła w dół. Gdy drzwi całkowicie się otworzyły zobaczyłam w nich moją przyjaciółkę Alicję. Zdecydowanie się zdziwiłam, nie spodziewałam jej się tutaj.
-Daria? -Nieco ściszonym tonem powiedziała, choć to brzmiało bardziej jak pytanie, niż oznajmienie. Whatever.
-Tak? -Odezwałam się po chwili ciszy.
-No bo..
-Nie ma Cię przy mnie tyle czasu, a jak jesteś to nie umiesz wydusić z siebie słowa? Mów, do cholery- Warknęłam do niej już cała podenerwowana.
-Nie denerwuj się tak na mnie, to nie jest dla mnie łatwy temat do poruszenia. -Powiedziała, prawie krzycząc.
-No dalej, nic mnie nie zdziwi. -Obojętnie wzruszyłam ramionami, ale w środku się bałam co to może być za wiadomość.
-Ile już jesteś w szpitalu? - Jej pytanie zbiło mnie z tropu.
-Przedwczoraj przyjechałam. - Oznajmiłam. -A dlaczego pytasz?
-Widziałaś się może z Dawidem przed swoim wyjazdem?
-Owszem, widziałam się z nim. Dowiedział się o mojej chorobie i tak dalej.
-Widziałam go odjeżdżającego spod Twojego domu, więc postanowiłam go śledzić..
-Czy Ty nie ufasz mojemu chłopakowi? - Postawiłam zacisk na "mojemu".
-Daj mi dokończyć. - Machnęłam w dziwaczny sposób ręką na znak, aby kontynuowała. - Widziałam go podjeżdżającego pod jakiś duży budynek, a - przykro mi to mówić - gdy z niego wrócił w rękach miał walizkę, w której na dziewięćdziesiąt procent były narkotyki.. -Ostatnie słowo mnie przytkało.
-Wiem że nie cierpisz Dawida, ale ogarnij się wreszcie i zrozum że ja z nim nie zerwę. On by nie zrobił czegoś takiego, nie jest taki. Nie pije, nie pali, NIE ĆPA przede wszystkim. Nie wierzę że możesz mówić o nim takie rzeczy. Przecież Ty go prawie nie znasz. Widziałaś go raz i myślisz że wiesz o nim wszystko. Nie oceniaj ludzi po pozorach, jak masz to w zwyczaju. Mam Cię dosyć.. Wyjdź stąd i nie mąć mi w głowie dobra? Wróć jak się ogarniesz. -Wyrzuciłam to z siebie, wreszcie.
-Ale Daria....
-Wypad, Alicja. Nie chcę Cię tu widzieć, ok?
-Okej, ale nie mów że Cię nie ostrzegałam. - Napięcie się odwróciła i wyszła, zostawiając mnie z myślami. A co jeżeli ona ma racje? Boże, co ja wygaduję, przecież muszę ufać jemu tak jak on ufa mi. Położyłam się z tym wszystkim. Padłam po prostu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz