Mijały dni, miesiące. Ja ciągle nie wychodziłam z domu. Nie ruszałam się z miejsca. Setki chusteczek i pudełek po lodach walały się po pokoju. Nie wpuszczałam tu nikogo, miałam wszystko gdzieś. Nie zwracałam uwagi na to, że innych to rani. Mam na telefonie setki nieprzeczytanych wiadomości, oraz tysiące nieodebranych telefonów. Ale nic nie trwa wiecznie. Dzisiaj pierwszy dzień w którym idę do szkoły. Nie chcę wiedzieć co się stanie, mam nadzieję że nie spotkam w niej Dawida. Postanowiłam że coś zmienię. Że nie będę już dla wszystkich dobroduszna. Będę zimną suką, taką, jaką powinnam być zawsze. Może to być trochę niezrozumiałe, jeszcze ja sama tego nie rozumiem, ale tak czasami jest.
Ubrałam na siebie czarną bokserkę, bordową bluzę z kapturem, oraz białe rurki, a do tego wszystkiego czarne vansy. Zabrałam swoją torbę i wyszłam z domu. Do szkoły miałam kawał drogi, więc pobiegłam na autobus. Był on jakieś 100 metrów ode mnie. Gdy już dotarłam akurat zobaczyłam swój autobus. Na przystanku było jeszcze parę osób, a każdy wsiadał do tego samego autobusu, więc jak najszybciej wepchnęłam się do przodu i zajęłam w pojeździe miejsce siedzące - całe szczęście. Uśmiechnęłam się triumfalnie i zaczęłam się bawić swoim telefonem. Weszłam na twittera i szybko napisałam:
Szkoła. Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę. :/ - dontfuckmymind
Jazda bardzo mi się dłużyła i wydawało mi się, że jedziemy wieczność. Na szczęście po jakimś czasie zobaczyłam swój przystanek i gdy tylko autobus się zatrzymał, wysiadłam z niego. Zobaczyłam budynek szkoły i pewnym krokiem ruszyłam ku niemu.
-To będzie ciężki dzień. - Powiedziałam do siebie półszeptem, jednak ku mojemu "szczęściu" ktoś musiał to usłyszeć.
-Musi być źle.. - Usłyszałam głos, nie znałam go, ale przerwałam.
-Aby mogło być lepiej. - Odpowiedziałam, uśmiechając się delikatnie. Osoba odwzajemniła to i ruszyła w swoim kierunku. Ktokolwiek to był - na pewno czytał mojego twittera, tylko ja używam tych słów, chyba że jednak nie. Whatever. Weszłam do budynku szkoły i stanęłam obok klasy w której miały być lekcje. Oparłam się o kolumnę i bawiłam się palcami. Obdarowałam kilku przechodzących uczniów wrogim spojrzeniem, ponieważ chcieli się do mnie odezwać. Nie wiem z jakiego powodu, ale pieprzyć to. Minęłam się spojrzeniem z Dawidem, ale nie odezwaliśmy się do siebie. To dobrze. Niech tak pozostanie. Nagle ujrzałam sylwetkę mojej koleżanki - Kasi. Gdy tylko mnie zobaczyła szeroko się uśmiechnęła i pobiegła w moją stronę, praktycznie rzucając się na mnie.
-Daria! - Krzyknęła i wtuliła się we mnie mocniej.
-Huh? - Zapytałam i zaśmiałam się.
-Jak dobrze że jesteś.. Ale muszę Cię ostrzec..
-Co?
-Dawid.
-Jezu, nie mów jego imienia, mam nadzieję że nigdy.. - I w tym momencie mi przerwano.
-On jest z Karoliną.
-CO?! - Krzyknęłam nie dowierzając.
-Spójrz. - Pokazała palcem w kierunku w którym stali i całowali się. Ups, nieczyste zagranie Kwiatkowski, nieczyste. Ale okej, jak chce tak grać, niech tak gra. Ale w tą grę dwóch może grać.
_______________________________________________________________
Ja wiem, że jesteście źli, rozdziału nie było miesiąc. Ale błagam nie zabijcie mnie, kocham
sobota, 6 grudnia 2014
piątek, 7 listopada 2014
019: "Flashbacks"
Życie sprawia nam dużo bólu. Szczególnie wtedy, gdy wszystko zaczyna się układać.
Minął miesiąc. Okrągłe cztery tygodnie. Ani ja nie odzywałam się do Dawida, ani on do mnie. Tak jakbyśmy się nie znali. Codziennie zerkałam na swojego twittera i opisywałam różne historie, które według mnie były ciekawe. Tak dla jasności - O sobie pisałam jako "Ri" a o Dawidzie "Wi" Tak było najprościej, a znana byłam z tego że nie podawałam swoich danych osobowych, ani nikogo z mojego otoczenia. Postanowiłam że posłucham jakiś piosenek. Włączyłam moją ulubioną playlistę, a pierwszą piosenką było "Morze Łez". Zgadnijcie kogo? Ha! Moje szczęście. Piosenka niczego sobie, tekst bardzo życiowy, więc postanowiłam że opublikuję na twitterze kawałek.
Pokaż jak naprawdę ranić, już nie oszukuj mnie. Ludzie wyczuwają co jest złe. - dontfuckmymind
Po paru sekundach już dużo osób odezwało się do mnie, pod tweetem. Parę oznaczyło Kwiatkowskiego, ale pewnie tego nie zobaczy, kiedyś weszłam na jego tt, tyle spamu. Gdy upłynęło parę minut postanowiłam znów przejrzeć powiadomienia. "@kwiatkowskioff reblogged your post" W sumie to opadła mi szczęka, dlatego że zauważył to, ale nie jestem jego fanką tylko byłą dziewczyną, no halo. Z reguły jestem bardzo wytrzymałą i silną osobą, więc nie przeżywam rozstania z Dawidem, szczególnie że to z jego winy bo wiem, że trzeba iść dalej i nie można się poddawać, nigdy. Usłyszałam dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu ukazało się zdjęcie brązowookiego, uśmiechniętego. Nacisnęłam zieloną słuchawkę. Kurwa.
-Czego?
-Daria, proszę. Daj mi wyjaśnić. - Pewnie powiedział.
-My chyba nie mamy sobie nic do wyjaśnienia. - Miałam ochotę parsknąć śmiechem na dobór naszych słów. Praktycznie to samo powiedzieliśmy do siebie w szkole, gdy chciał wyjaśnić zaistniałą sytuację z Karoliną, czy jak jej tam było..
*flashback*
Zadzwonił dzwonek. Wszyscy rozeszli się pod swoje sale, tylko ja stałam jak słup. Stanął przede mną. Nie Bartek, nie żaden nauczyciel. Tylko on. Stanął przede mną Dawid. Z jednej strony miałam ochotę dać mu tak mocno w twarz, a z drugiej przytulić i już nie wypuszczać. Czy ja jestem jakaś nienormalna czy jak?
-Daria...Proszę, posłuchaj mnie. - Głos miał zachrypnięty, brzmiał jakby miał zaraz rozryczeć się jak małe dziecko. To było takie dziwne.
-Nie mam ochoty Cię słuchać, nie mam ochoty nawet na Ciebie patrzeć, nie rozumiesz? Zniszczyłeś mnie psychicznie, nie czujesz przez to się minimalnie winny? Nie czujesz żadnej różnicy w moim zachowaniu, w Naszym zachowaniu? Czy Ty nic do cholery nie widzisz? Okulary Ci kupić, czy jak?!
-Proszę.. Nie odtrącaj mnie, daj mi wyjaśnić.
-My chyba nie mamy sobie nic do wyjaśnienia.
*end of flashback*
-Wiesz co? Nienawidzę tego, że nie dajesz mi dojść do słowa, tak samo jak kurwa nienawidzę mojej osoby. Jesteś niemożliwa, nie każę Ci do cholery do mnie wracać, tylko wysłuchać.
-A wiesz Ty co? To nie ja przelizałam się z obcą dla mnie osobą na imprezie! - Krzyknęłam i rozłączyłam się. Co za idiota. Miałam ochotę się rozpłakać. Ale przez niego nie warto. Westchnęłam i opadłam na podłogę. Wiedziałam, że znowu się rozpłaczę, a tak bardzo tego nie chciałam. Nie lubiłam pokazywać mojej słabości nikomu, rodzicom, Dawidowi. Ale czasem to robiłam. Tak, śmiejcie się, śmiejcie. Ale gdyby Wam ktoś wbił sztylety w serce to tak przyjemnie by nie było, co nie? Postanowiłam się przejść, nie wychodziłam praktycznie z domu, a spacer dobrze mi zrobi. Założyłam czarne trampki za kostkę i zeszłam na dół.
-Gdzie idziesz? - Usłyszałam głos rodzicielki, robiącej coś w kuchni.
-Przed siebie. - I wyszłam. Założę się że nie będzie ze mną dobrze gdy wrócę do domu, ale jestem tak niesamowicie wkurzona, że zaraz sobie coś zrobię. Pamiętam jak miałam 14 lat to gdy moi rodzice mnie denerwowali to chodziłam na treningi boxu, zaprowadził mnie tam mój 18 letni kolega, do dzisiaj to pamiętam.
*flashback*
Ja nie mogę! Jak ona mnie denerwuje! Myśli że będę spełniać wszystkie jej zachcianki! Nie chcę jej tu! Nienawidzę mojej mamy. Nie wierzę, że z Ojcem zrobiła mi takie świństwo! Boże.. Wyszłam z domu i nawet nie pofatygowałam się żeby zamknąć za sobą drzwi, niech sobie sama zamyka, kim ja jestem? Jej służącą? Naburmuszona przechodziłam przez ciemne ulice miasta, gdy nagle na kogoś wpadłam.
-Dariuna, co tu robisz o tej porze? - Nim spojrzałam w twarz osoby, poznałam jej głos. Artur.
-Jestem taka wkurzona, nawet nie próbuj ze mną zadzierać.. - Chciałam go wyminąć, ale on mnie złapał za nadgarstki. Uwolniłam się i uderzyłam go w ramię, aby stracił orientację, i tak było, więc szybko go wyminęłam. On nagle przybiegł i stanął przede mną
-Idę na trening boxu, chcesz może też się wybrać? - Uśmiechnął się zapraszająco.
-Nie wiem... Hmm... - Udałam że się zastanawiam.
-Oj nie bądź taka no, proszę Cię! - Zrobił minę zbitego psiaka.
-Dobra, dobra! Ale nie patrz na mnie tymi oczami! - Powiedziałam i zaśmiałam się, na co on mi zawtórował. Zaczął powoli iść, a ja za nim. Szliśmy długo, nie wiem w sumie ile, ale czas cholernie mi się dłużył. Wreszcie dotarliśmy pod jakiś budynek, trochę opuszczony - ale co tam. Do odważnych świat należy, nie? Gdy przekroczyłam próg tego czegoś, szczerze nie wiem nawet jak to nazwać do moich nozdrzy doszedł zapach potu i... mięty? Nie ważne. Dostałam parę zalotnych spojrzeń z męskiej strony, bo właściwie tylko taka tu była. Byłam akurat przebrana w dresy, więc nie potrzebowałam niczego do pożyczenia.
-Ej młoda, chcesz od razu na walkę, czy wolisz się rozgrzać? - Powiedział Artur.
-No wiesz, nie potrzebuję rozgrzewki, dzięki za troskę. - Pokazałam mu język.
-Okej, w takim razie.. Karol! Chodź, zawalczysz z Darią. - Pomachał ręką w naszą stronę do jakiegoś chłopaka. Na oko w jego wieku, może rok młodszy.
-Wporzo. Nowa jest? - Skinął na mnie.
-Tak.
Stanęliśmy na ringu, usłyszeliśmy gwizdek. Zaczęło się.
*end of flashback*
Minął miesiąc. Okrągłe cztery tygodnie. Ani ja nie odzywałam się do Dawida, ani on do mnie. Tak jakbyśmy się nie znali. Codziennie zerkałam na swojego twittera i opisywałam różne historie, które według mnie były ciekawe. Tak dla jasności - O sobie pisałam jako "Ri" a o Dawidzie "Wi" Tak było najprościej, a znana byłam z tego że nie podawałam swoich danych osobowych, ani nikogo z mojego otoczenia. Postanowiłam że posłucham jakiś piosenek. Włączyłam moją ulubioną playlistę, a pierwszą piosenką było "Morze Łez". Zgadnijcie kogo? Ha! Moje szczęście. Piosenka niczego sobie, tekst bardzo życiowy, więc postanowiłam że opublikuję na twitterze kawałek.
Pokaż jak naprawdę ranić, już nie oszukuj mnie. Ludzie wyczuwają co jest złe. - dontfuckmymind
Po paru sekundach już dużo osób odezwało się do mnie, pod tweetem. Parę oznaczyło Kwiatkowskiego, ale pewnie tego nie zobaczy, kiedyś weszłam na jego tt, tyle spamu. Gdy upłynęło parę minut postanowiłam znów przejrzeć powiadomienia. "@kwiatkowskioff reblogged your post" W sumie to opadła mi szczęka, dlatego że zauważył to, ale nie jestem jego fanką tylko byłą dziewczyną, no halo. Z reguły jestem bardzo wytrzymałą i silną osobą, więc nie przeżywam rozstania z Dawidem, szczególnie że to z jego winy bo wiem, że trzeba iść dalej i nie można się poddawać, nigdy. Usłyszałam dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu ukazało się zdjęcie brązowookiego, uśmiechniętego. Nacisnęłam zieloną słuchawkę. Kurwa.
-Czego?
-Daria, proszę. Daj mi wyjaśnić. - Pewnie powiedział.
-My chyba nie mamy sobie nic do wyjaśnienia. - Miałam ochotę parsknąć śmiechem na dobór naszych słów. Praktycznie to samo powiedzieliśmy do siebie w szkole, gdy chciał wyjaśnić zaistniałą sytuację z Karoliną, czy jak jej tam było..
*flashback*
Zadzwonił dzwonek. Wszyscy rozeszli się pod swoje sale, tylko ja stałam jak słup. Stanął przede mną. Nie Bartek, nie żaden nauczyciel. Tylko on. Stanął przede mną Dawid. Z jednej strony miałam ochotę dać mu tak mocno w twarz, a z drugiej przytulić i już nie wypuszczać. Czy ja jestem jakaś nienormalna czy jak?
-Daria...Proszę, posłuchaj mnie. - Głos miał zachrypnięty, brzmiał jakby miał zaraz rozryczeć się jak małe dziecko. To było takie dziwne.
-Nie mam ochoty Cię słuchać, nie mam ochoty nawet na Ciebie patrzeć, nie rozumiesz? Zniszczyłeś mnie psychicznie, nie czujesz przez to się minimalnie winny? Nie czujesz żadnej różnicy w moim zachowaniu, w Naszym zachowaniu? Czy Ty nic do cholery nie widzisz? Okulary Ci kupić, czy jak?!
-Proszę.. Nie odtrącaj mnie, daj mi wyjaśnić.
-My chyba nie mamy sobie nic do wyjaśnienia.
*end of flashback*
-Wiesz co? Nienawidzę tego, że nie dajesz mi dojść do słowa, tak samo jak kurwa nienawidzę mojej osoby. Jesteś niemożliwa, nie każę Ci do cholery do mnie wracać, tylko wysłuchać.
-A wiesz Ty co? To nie ja przelizałam się z obcą dla mnie osobą na imprezie! - Krzyknęłam i rozłączyłam się. Co za idiota. Miałam ochotę się rozpłakać. Ale przez niego nie warto. Westchnęłam i opadłam na podłogę. Wiedziałam, że znowu się rozpłaczę, a tak bardzo tego nie chciałam. Nie lubiłam pokazywać mojej słabości nikomu, rodzicom, Dawidowi. Ale czasem to robiłam. Tak, śmiejcie się, śmiejcie. Ale gdyby Wam ktoś wbił sztylety w serce to tak przyjemnie by nie było, co nie? Postanowiłam się przejść, nie wychodziłam praktycznie z domu, a spacer dobrze mi zrobi. Założyłam czarne trampki za kostkę i zeszłam na dół.
-Gdzie idziesz? - Usłyszałam głos rodzicielki, robiącej coś w kuchni.
-Przed siebie. - I wyszłam. Założę się że nie będzie ze mną dobrze gdy wrócę do domu, ale jestem tak niesamowicie wkurzona, że zaraz sobie coś zrobię. Pamiętam jak miałam 14 lat to gdy moi rodzice mnie denerwowali to chodziłam na treningi boxu, zaprowadził mnie tam mój 18 letni kolega, do dzisiaj to pamiętam.
*flashback*
Ja nie mogę! Jak ona mnie denerwuje! Myśli że będę spełniać wszystkie jej zachcianki! Nie chcę jej tu! Nienawidzę mojej mamy. Nie wierzę, że z Ojcem zrobiła mi takie świństwo! Boże.. Wyszłam z domu i nawet nie pofatygowałam się żeby zamknąć za sobą drzwi, niech sobie sama zamyka, kim ja jestem? Jej służącą? Naburmuszona przechodziłam przez ciemne ulice miasta, gdy nagle na kogoś wpadłam.
-Dariuna, co tu robisz o tej porze? - Nim spojrzałam w twarz osoby, poznałam jej głos. Artur.
-Jestem taka wkurzona, nawet nie próbuj ze mną zadzierać.. - Chciałam go wyminąć, ale on mnie złapał za nadgarstki. Uwolniłam się i uderzyłam go w ramię, aby stracił orientację, i tak było, więc szybko go wyminęłam. On nagle przybiegł i stanął przede mną
-Idę na trening boxu, chcesz może też się wybrać? - Uśmiechnął się zapraszająco.
-Nie wiem... Hmm... - Udałam że się zastanawiam.
-Oj nie bądź taka no, proszę Cię! - Zrobił minę zbitego psiaka.
-Dobra, dobra! Ale nie patrz na mnie tymi oczami! - Powiedziałam i zaśmiałam się, na co on mi zawtórował. Zaczął powoli iść, a ja za nim. Szliśmy długo, nie wiem w sumie ile, ale czas cholernie mi się dłużył. Wreszcie dotarliśmy pod jakiś budynek, trochę opuszczony - ale co tam. Do odważnych świat należy, nie? Gdy przekroczyłam próg tego czegoś, szczerze nie wiem nawet jak to nazwać do moich nozdrzy doszedł zapach potu i... mięty? Nie ważne. Dostałam parę zalotnych spojrzeń z męskiej strony, bo właściwie tylko taka tu była. Byłam akurat przebrana w dresy, więc nie potrzebowałam niczego do pożyczenia.
-Ej młoda, chcesz od razu na walkę, czy wolisz się rozgrzać? - Powiedział Artur.
-No wiesz, nie potrzebuję rozgrzewki, dzięki za troskę. - Pokazałam mu język.
-Okej, w takim razie.. Karol! Chodź, zawalczysz z Darią. - Pomachał ręką w naszą stronę do jakiegoś chłopaka. Na oko w jego wieku, może rok młodszy.
-Wporzo. Nowa jest? - Skinął na mnie.
-Tak.
Stanęliśmy na ringu, usłyszeliśmy gwizdek. Zaczęło się.
*end of flashback*
poniedziałek, 27 października 2014
018 : "deja vu"
-O, Dawid. Cóż za miłe spotkanie. - każde jego słowo było przesiąknięte sarkazmem. Abyście zrozumieli sytuację - to Kacper. Ten sam który proponował brudną robotę dla Darii, ten który niszczył mi życie. Tak - to on. - Co tam, laleczko? - Zapytał patrząc się na jej ciało, jeśli wiecie co mam na myśli. Daria spojrzała na niego z obrzydzeniem kurczowo trzymając się mojej ręki.
-Nie nazywaj mnie tak. - Zdołała z siebie wydusić. Kiedy zastała go oszołomionego rozluźniła swój uścisk na mnie i pewniej stanęła. - Laleczko? Myślę że stać Cię na coś bardziej oryginalniejszego. A nawiasem mówiąc, z kim mam przyjemność? - Ironicznie odpowiedziała uśmiechając się z wywyższeniem. Moja dziewczynka.
-Jestem Kacper. - Wyciągnął w jej stronę rękę, na co ona spojrzała z obrzydzeniem, po czym wywróciła oczami i odsunęła się. - Nie wywracaj na mnie oczami, szmato. - Powiedział z uśmiechem.
-Jak mnie nazwałeś? - Powiedziała z podniesioną brwią, zawsze tak robiła gdy była zdenerwowana. Już miałem coś powiedzieć i zbliżałem się w jego stronę, jednak ona mnie przytrzymała i podeszła bliżej tak, że mógł poczuć jej oddech na sobie. - No słucham.
-Nazwałem Cię szmatą. Sama powiedziałaś, że chcesz coś oryginalniejszego. - Zarechotał. Nie wytrzymałem zbliżając się do niego na niebezpieczną odległość patrząc na niego z czystym obrzydzeniem. Jego wzrok tryskał pogardą i triumfem. Niedoczekanie.
-Słuchaj. Odpierdol się od niej, jeśli życie Ci miłe. - powiedziałem ze zdenerwowaniem wyczuwalnym w moim głosie. Byłem tak ostro wkurzony że powstrzymywałem się aby nie zedrzeć uśmiechu z jego twarzy.
-Pamiętasz Nasz układ? No więc właśnie. Wiesz co to znaczy.
-W woli ścisłości.. - Zrobiłem przerwę aby przeskanował moje słowa. - To był Twój układ, nie mój. Nie brałem w nim udziału - Pewnie powiedziałem, Daria cały czas stała i wsłuchiwała się w to co mówimy. Było mi tak jakoś dziwnie.
-Ale pewnie pamiętasz słowo w słowo, o czym była rozmowa. Michalik pewnie nie będzie zado....
-ZAMKNIJ SIĘ! - Krzyknąłem wreszcie. Było we mnie tyle negatywnej energii że po prostu wymierzyłem mu cios prosto w twarz. Zachwiał się, ale nie upadł. Był gotowy mi oddać, ale złość na jego twarzy i najprawdopodobniej grymas zastąpił uśmiech. Wyciągnął swój telefon, chwilę w nim poszperał i wyciągnął go w stronę dziewczyny.
-Obejrzyj do końca. - Powiedział spokojnie, jak gdyby nic. Sam z ciekawości zerknąłem. Kurwa. To ja na imprezie, z laską od tego Michalika.. Pamiętacie? Karolina dała mi to jako zadanie żeby się ode mnie odpierdoliła. Nie chciałem żeby to oglądała, ale siedziałem cicho. Coś we mnie pękło, coś puściło. Nie wiem, może mi się wydaje. Ona tylko stała i wpatrywała się ślepo w ekran. Jej twarz nie wyrażała niczego. Pustkę. Filmik się skończył, a ona nadal ślepo wpatrywała się w zgaszony już ekran. Chciała się rozpłakać, lecz nie zrobiła tego. Wiedziałem to.
-Wypierdalajcie. - Powiedziała.
-CO? - Powiedzieliśmy oboje w tym samym momencie.
-Powiedziałam, że macie spierdalać, już! - Krzyknęła, a my wyszliśmy.
Bez żadnych wyjaśnień. Tak po prostu ją zostawiłem.
Daria's POV
Po obejrzeniu tego filmiku wszystko straciło sens. Po jego zakończeniu nadal ślepo wpatrywałam się w ciemny wyświetlacz. Miałam ochotę uklęknąć i po prostu rozpłakać się jak mała gówniara, którą z pewnością nie byłam. Poczułam się jak szmata, szczerze mówiąc. Jak nic nie warta rzecz.
-Wypierdalajcie. - Wyrzuciłam to z siebie. Nie chciałam widzieć tego Karola, czy Kacpra czy jak ten idiota się nazywał. A tym bardziej Dawida. ZNOWU TO KURWA ZROBIŁ. Znowu mnie zdradził. Jak on mógł?
-CO? - Powiedzieli obaj niemalże równocześnie.
-Powiedziałam, że macie spierdalać. JUŻ! - Wrzasnęłam a oni jak za zaklęciem, wyszli. Zostawiając mnie. Nagle coś mną poruszyło. Oparłam się o drzwi i zsunęłam się po nich.
-Ja kurwa pierdolę takie życie. To nie dla mnie. Mogłam umrzeć przez tego raka. Pierdolona chemia. Pierdoleni lekarze. Pierdolony Dawid. Pierdoleni wszyscy. - Powiedziałam i rozpłakałam się tak, jakby miało nie być jutra. Jakby życie miało się skończyć, Bo w sumie moje już sensu nie ma. Pamiętam co zawsze mi pomagało. Twitter. Tam ludzie byli dla mnie życzliwi. Nie ujawniałam się kim jestem, a oni wiedzieli wszystko. Postanowiłam że ponownie tam wejdę. Załamana i ze spuszczoną głową weszłam na górę. Zniechęcona do wszystkiego usiadłam do laptopa. Wpisałam w wyszukiwarkę "Twitter" a ikonka ptaka momentalnie się pojawiła. Kiedyś codziennie tam bywałam. Wszystko się zmieniło. No cóż. Zalogowałam się a tam pełno powiadomień. Jak zawsze zresztą. Dużo było wiadomości co się ze mną dzieje, dlaczego tak długo nie byłam aktywna, niektórzy myśleli że umarłam i nawet było parę internetowych zniczy. Cholera, ludzie serio nie mają swojego życia jak tak teraz o tym myślę. Wreszcie postanowiłam coś napisać.
Uhm, hej. Wiecie, czasem dobrze zrobić sobie przerwę. Uświadomić parę spraw. Tak jak zrobiłam to ja. I wiecie co? Można by powiedzieć że tego nie żałuję. Niekoniecznie jest tak jak mówię, no ale.. Możecie zadać mi teraz parę pytań, postaram się odpowiedzieć. Pamiętacie dobrze że sama nigdy nie piszę o tym co się u mnie dzieje, prawda? Ja tylko odpowiadam na Wasze pytania. - dontfuckmymind
-Nie nazywaj mnie tak. - Zdołała z siebie wydusić. Kiedy zastała go oszołomionego rozluźniła swój uścisk na mnie i pewniej stanęła. - Laleczko? Myślę że stać Cię na coś bardziej oryginalniejszego. A nawiasem mówiąc, z kim mam przyjemność? - Ironicznie odpowiedziała uśmiechając się z wywyższeniem. Moja dziewczynka.
-Jestem Kacper. - Wyciągnął w jej stronę rękę, na co ona spojrzała z obrzydzeniem, po czym wywróciła oczami i odsunęła się. - Nie wywracaj na mnie oczami, szmato. - Powiedział z uśmiechem.
-Jak mnie nazwałeś? - Powiedziała z podniesioną brwią, zawsze tak robiła gdy była zdenerwowana. Już miałem coś powiedzieć i zbliżałem się w jego stronę, jednak ona mnie przytrzymała i podeszła bliżej tak, że mógł poczuć jej oddech na sobie. - No słucham.
-Nazwałem Cię szmatą. Sama powiedziałaś, że chcesz coś oryginalniejszego. - Zarechotał. Nie wytrzymałem zbliżając się do niego na niebezpieczną odległość patrząc na niego z czystym obrzydzeniem. Jego wzrok tryskał pogardą i triumfem. Niedoczekanie.
-Słuchaj. Odpierdol się od niej, jeśli życie Ci miłe. - powiedziałem ze zdenerwowaniem wyczuwalnym w moim głosie. Byłem tak ostro wkurzony że powstrzymywałem się aby nie zedrzeć uśmiechu z jego twarzy.
-Pamiętasz Nasz układ? No więc właśnie. Wiesz co to znaczy.
-W woli ścisłości.. - Zrobiłem przerwę aby przeskanował moje słowa. - To był Twój układ, nie mój. Nie brałem w nim udziału - Pewnie powiedziałem, Daria cały czas stała i wsłuchiwała się w to co mówimy. Było mi tak jakoś dziwnie.
-Ale pewnie pamiętasz słowo w słowo, o czym była rozmowa. Michalik pewnie nie będzie zado....
-ZAMKNIJ SIĘ! - Krzyknąłem wreszcie. Było we mnie tyle negatywnej energii że po prostu wymierzyłem mu cios prosto w twarz. Zachwiał się, ale nie upadł. Był gotowy mi oddać, ale złość na jego twarzy i najprawdopodobniej grymas zastąpił uśmiech. Wyciągnął swój telefon, chwilę w nim poszperał i wyciągnął go w stronę dziewczyny.
-Obejrzyj do końca. - Powiedział spokojnie, jak gdyby nic. Sam z ciekawości zerknąłem. Kurwa. To ja na imprezie, z laską od tego Michalika.. Pamiętacie? Karolina dała mi to jako zadanie żeby się ode mnie odpierdoliła. Nie chciałem żeby to oglądała, ale siedziałem cicho. Coś we mnie pękło, coś puściło. Nie wiem, może mi się wydaje. Ona tylko stała i wpatrywała się ślepo w ekran. Jej twarz nie wyrażała niczego. Pustkę. Filmik się skończył, a ona nadal ślepo wpatrywała się w zgaszony już ekran. Chciała się rozpłakać, lecz nie zrobiła tego. Wiedziałem to.
-Wypierdalajcie. - Powiedziała.
-CO? - Powiedzieliśmy oboje w tym samym momencie.
-Powiedziałam, że macie spierdalać, już! - Krzyknęła, a my wyszliśmy.
Bez żadnych wyjaśnień. Tak po prostu ją zostawiłem.
Daria's POV
Po obejrzeniu tego filmiku wszystko straciło sens. Po jego zakończeniu nadal ślepo wpatrywałam się w ciemny wyświetlacz. Miałam ochotę uklęknąć i po prostu rozpłakać się jak mała gówniara, którą z pewnością nie byłam. Poczułam się jak szmata, szczerze mówiąc. Jak nic nie warta rzecz.
-Wypierdalajcie. - Wyrzuciłam to z siebie. Nie chciałam widzieć tego Karola, czy Kacpra czy jak ten idiota się nazywał. A tym bardziej Dawida. ZNOWU TO KURWA ZROBIŁ. Znowu mnie zdradził. Jak on mógł?
-CO? - Powiedzieli obaj niemalże równocześnie.
-Powiedziałam, że macie spierdalać. JUŻ! - Wrzasnęłam a oni jak za zaklęciem, wyszli. Zostawiając mnie. Nagle coś mną poruszyło. Oparłam się o drzwi i zsunęłam się po nich.
-Ja kurwa pierdolę takie życie. To nie dla mnie. Mogłam umrzeć przez tego raka. Pierdolona chemia. Pierdoleni lekarze. Pierdolony Dawid. Pierdoleni wszyscy. - Powiedziałam i rozpłakałam się tak, jakby miało nie być jutra. Jakby życie miało się skończyć, Bo w sumie moje już sensu nie ma. Pamiętam co zawsze mi pomagało. Twitter. Tam ludzie byli dla mnie życzliwi. Nie ujawniałam się kim jestem, a oni wiedzieli wszystko. Postanowiłam że ponownie tam wejdę. Załamana i ze spuszczoną głową weszłam na górę. Zniechęcona do wszystkiego usiadłam do laptopa. Wpisałam w wyszukiwarkę "Twitter" a ikonka ptaka momentalnie się pojawiła. Kiedyś codziennie tam bywałam. Wszystko się zmieniło. No cóż. Zalogowałam się a tam pełno powiadomień. Jak zawsze zresztą. Dużo było wiadomości co się ze mną dzieje, dlaczego tak długo nie byłam aktywna, niektórzy myśleli że umarłam i nawet było parę internetowych zniczy. Cholera, ludzie serio nie mają swojego życia jak tak teraz o tym myślę. Wreszcie postanowiłam coś napisać.
Uhm, hej. Wiecie, czasem dobrze zrobić sobie przerwę. Uświadomić parę spraw. Tak jak zrobiłam to ja. I wiecie co? Można by powiedzieć że tego nie żałuję. Niekoniecznie jest tak jak mówię, no ale.. Możecie zadać mi teraz parę pytań, postaram się odpowiedzieć. Pamiętacie dobrze że sama nigdy nie piszę o tym co się u mnie dzieje, prawda? Ja tylko odpowiadam na Wasze pytania. - dontfuckmymind
piątek, 24 października 2014
017 : "This is he"
CZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM
Dawid Pov
Wiem, jaka to ciężka walka, gdy nie wiesz czy dożyjesz następnego dnia. Nie chodzi mu tu o moją sytuację, ale wiem jak czuła się Daria gdy wszystko w jej życiu się zawaliło Całe szczęście że nie była w tym wszystkim sama. Miała mnie, rodziców, poparcie całej szkoły. Od tego czasu nie wchodziłem na komputer. wiem, że pewnie każdy się o mnie martwi, ale ja nie mogłem zostawić własnej dziewczyny dla internetu. Postanowiłem na chwilę wejść aby poinformować co się u mnie dzieje. Gdy tylko wszedłem na facebooka zauważyłem multum wiadomości, powiadomień.. Wszedłem na moją ukochaną grupę "Kwiatonators" i bez chwili namysłu zacząłem pisać.
"Cześć i czołem, kluski z rosołem.
Przepraszam.
Nie odzywałem się, ale nawet nie wiecie jakie to trudne gdy Twoja dziewczyna walczy o życie, a przyjaciele mają problemy. No dobra, nie wysyłam słów na wiatr, bo nie wiem co się u Was w tym momencie dzieje. Obiecuję wszystko nadrobić, przysięgam. Pamiętajcie że już za miesiąc lecimy z trasą. Daria wyzdrowiała, nie zdążyłem przeczytać żadnych wiadomości od was, ale mam nadzieję że nie umarłyście z tęsknoty dziewczyny. Chłopaki, pilnujcie tam moich aniołów - okej? Obiecujecie? Kocham Was, forever Kwiat"
Chwilę jeszcze siedziałem i czytałem, po chwili nacisnąłem "Opublikuj" i zamknąłem laptopa, głęboko oddychając. Nagle usłyszałem dźwięk telefonu, mojego - nawiasem mówiąc. Daria. Szybko odebrałem.
-Tak,kochanie? - Powiedziałem, uśmiechając się.
-Czy Ty jesteś ze mną telepatycznie związany? - Zachichotała cicho.
-Przepraszam? - Kompletnie nie wiedziałem o co chodzi.
-No to słuchaj. I nie przerywaj, tak jak masz to w zwyczaju.
-Okej...
-No jestem teraz w domu i postanowiłam wejść na laptopa. Wchodzę na facebooka a tam "Dawid Kwiatkowski dodał post w grupie Kwiatonators" dosłownie dopiero weszłam, a tam powiadomienie o tym że dodałeś post. Czy Ty mnie śledzisz?! - Zaśmiała się głośno. - Czekam na wyjaśnienia.
-Co? Nie, kicia nie śledzę Cię. Po prostu bez słowa wyjaśnienia tak wszystko zostawiłem, a Ty, rodzina i fani jesteście u mnie na pierwszym miejscu, więc nie mogłem po prostu tak ich... - w tym momencie mi przerwano.
-Boże,idioto ja tylko żartowałam! - Powiedziała na tyle głośno aby mnie przekrzyczeć. - A skoro jesteś w domu to wpadniesz może? Jestem w samym szlafroku, na łóżku, sama.... - Uwodzicielsko powiedziała, chcąc coś jeszcze dodać przerwano jej, tak jak mi wcześniej.
-Zaraz będę.
-Dodajmy do tego moich rodziców, ubrania, i kanapę. - Wybuchnęła śmiechem, a ja strzeliłem sobie mentalnego facepalma. - Ale przyjść możesz.
-O nie, pożałujesz że kiedykolwiek tak sobie zażartowałaś. - Po tych słowach rozłączyłem się i wyszedłem z domu z bananem na twarzy. Droga do domu Darii nie była długa, więc po chwili byłem przed jej drzwiami i dzwoniłem dzwonkiem. Usłyszałem w tle głos mojej dziewczyny, najprawdopodobniej mówiący że pójdzie otworzyć.
-Hej. - Powiedziała i uśmiechnęła się. Jeździłem wzrokiem po tym w co była ubrana. Miała na sobie czarne leginsy, białą koszulkę na ramiączkach, nie wiem jak się na to mówi, jestem tylko chłopakiem.. I kapcie.Musiała zauważyć mój wzrok na jej ciele, bo uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Odchrząknąłem.
-Cześć. - Spojrzałem wreszcie w jej oczy i przytuliłem. Odsunęła się w bok, abym mógł wejść do domu. Przywitałem się z jej rodzicami i wszedłem za nią po schodach na górę - do jej pokoju. Wszedłem do niego. Usiadłem na jej łóżku, ona obok mnie. Jej pokój w sumie był mały w porównaniu do mojego, lecz szczerze mówiąc wcale nie był jakiś maluteńki. Po prostu mój był ogromny. Nie wiem zresztą po co mi aż tak wielki pokój, ale pomińmy ten fakt..
-Ej, Dawid. A co tam u Alohy Team? Dawno o nich nie mówiłeś. - Kurde. Nie liczyłem że o to spyta, nie chciałem jej mówić że Wrzosek leży jeszcze w szpitalu i że Igor jest zadłużony. Kurwa. Nawet tu nie miałem tego mówić. Jezu, jestem okropny. - Żyjesz? - Machnęła mi ręką przed oczami, a ja ocknąłem się z mojego transu.
-Ta, żyję. Szczerze to...-Zrobiłem przerwę, aby coś wymyślić. - Nie miałem z nimi kontaktu. -Odparłem smutno, ale nie z powodu że naprawdę tak było, tylko dlatego że ją okłamałem. Obiecałem że tego nie zrobię, do cholery!
-Ojej, to przykro. Mam nadzieję że odnowicie swoje kontakty.
-Tak, ja też. Dobra, nie smućmy się już. Może po prostu obejrzymy jakiś film? - Zaproponowałem, aby odbiec od tematu.
-Jasne, a jaki byś chciał? - Zapytała wesoło.
-Wiesz, to Twój dom. Co wiąże się z Twoim wyborem. - Powiedziałem niczym filozof, na co zachichotała.
-Tak, ale Ty jesteś gościem, więc Ty wybierasz.
-Okej... Może Obecność? - To pierwszy film który przyszedł mi na myśl.
-Ta. Niech będzie. - Wiem że ona nie lubiła tego typu filmów, ale lubiłem jak znudzona wtulała się w mój tors. Dobra, jestem dziwny. A w sumie to nie, bo w końcu jestem tylko młodym chłopakiem, a Daria to moja dziewczyna. Nic nienaturalnego w tym nie ma. Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
-Spodziewasz się kogoś? - Zapytałem.
-Nie.. - Powiedziała dziwnym tonem.
-Wszystko okej?
-Tak.. Chodźmy lepiej sprawdzić kto to. - Ta, umie tak samo odbiegać od tematu jak ja. Jednak jesteśmy do siebie podobni. Zeszliśmy na dół, a ona nie patrząc na wizjer otworzyła drzwi. Myślałem że moja szczęka uderzyła o podłogę, gdy zobaczyłem kto stoi w drzwiach. To był ON.
Dawid Pov
Wiem, jaka to ciężka walka, gdy nie wiesz czy dożyjesz następnego dnia. Nie chodzi mu tu o moją sytuację, ale wiem jak czuła się Daria gdy wszystko w jej życiu się zawaliło Całe szczęście że nie była w tym wszystkim sama. Miała mnie, rodziców, poparcie całej szkoły. Od tego czasu nie wchodziłem na komputer. wiem, że pewnie każdy się o mnie martwi, ale ja nie mogłem zostawić własnej dziewczyny dla internetu. Postanowiłem na chwilę wejść aby poinformować co się u mnie dzieje. Gdy tylko wszedłem na facebooka zauważyłem multum wiadomości, powiadomień.. Wszedłem na moją ukochaną grupę "Kwiatonators" i bez chwili namysłu zacząłem pisać.
"Cześć i czołem, kluski z rosołem.
Przepraszam.
Nie odzywałem się, ale nawet nie wiecie jakie to trudne gdy Twoja dziewczyna walczy o życie, a przyjaciele mają problemy. No dobra, nie wysyłam słów na wiatr, bo nie wiem co się u Was w tym momencie dzieje. Obiecuję wszystko nadrobić, przysięgam. Pamiętajcie że już za miesiąc lecimy z trasą. Daria wyzdrowiała, nie zdążyłem przeczytać żadnych wiadomości od was, ale mam nadzieję że nie umarłyście z tęsknoty dziewczyny. Chłopaki, pilnujcie tam moich aniołów - okej? Obiecujecie? Kocham Was, forever Kwiat"
Chwilę jeszcze siedziałem i czytałem, po chwili nacisnąłem "Opublikuj" i zamknąłem laptopa, głęboko oddychając. Nagle usłyszałem dźwięk telefonu, mojego - nawiasem mówiąc. Daria. Szybko odebrałem.
-Tak,kochanie? - Powiedziałem, uśmiechając się.
-Czy Ty jesteś ze mną telepatycznie związany? - Zachichotała cicho.
-Przepraszam? - Kompletnie nie wiedziałem o co chodzi.
-No to słuchaj. I nie przerywaj, tak jak masz to w zwyczaju.
-Okej...
-No jestem teraz w domu i postanowiłam wejść na laptopa. Wchodzę na facebooka a tam "Dawid Kwiatkowski dodał post w grupie Kwiatonators" dosłownie dopiero weszłam, a tam powiadomienie o tym że dodałeś post. Czy Ty mnie śledzisz?! - Zaśmiała się głośno. - Czekam na wyjaśnienia.
-Co? Nie, kicia nie śledzę Cię. Po prostu bez słowa wyjaśnienia tak wszystko zostawiłem, a Ty, rodzina i fani jesteście u mnie na pierwszym miejscu, więc nie mogłem po prostu tak ich... - w tym momencie mi przerwano.
-Boże,idioto ja tylko żartowałam! - Powiedziała na tyle głośno aby mnie przekrzyczeć. - A skoro jesteś w domu to wpadniesz może? Jestem w samym szlafroku, na łóżku, sama.... - Uwodzicielsko powiedziała, chcąc coś jeszcze dodać przerwano jej, tak jak mi wcześniej.
-Zaraz będę.
-Dodajmy do tego moich rodziców, ubrania, i kanapę. - Wybuchnęła śmiechem, a ja strzeliłem sobie mentalnego facepalma. - Ale przyjść możesz.
-O nie, pożałujesz że kiedykolwiek tak sobie zażartowałaś. - Po tych słowach rozłączyłem się i wyszedłem z domu z bananem na twarzy. Droga do domu Darii nie była długa, więc po chwili byłem przed jej drzwiami i dzwoniłem dzwonkiem. Usłyszałem w tle głos mojej dziewczyny, najprawdopodobniej mówiący że pójdzie otworzyć.
-Hej. - Powiedziała i uśmiechnęła się. Jeździłem wzrokiem po tym w co była ubrana. Miała na sobie czarne leginsy, białą koszulkę na ramiączkach, nie wiem jak się na to mówi, jestem tylko chłopakiem.. I kapcie.Musiała zauważyć mój wzrok na jej ciele, bo uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Odchrząknąłem.
-Cześć. - Spojrzałem wreszcie w jej oczy i przytuliłem. Odsunęła się w bok, abym mógł wejść do domu. Przywitałem się z jej rodzicami i wszedłem za nią po schodach na górę - do jej pokoju. Wszedłem do niego. Usiadłem na jej łóżku, ona obok mnie. Jej pokój w sumie był mały w porównaniu do mojego, lecz szczerze mówiąc wcale nie był jakiś maluteńki. Po prostu mój był ogromny. Nie wiem zresztą po co mi aż tak wielki pokój, ale pomińmy ten fakt..
-Ej, Dawid. A co tam u Alohy Team? Dawno o nich nie mówiłeś. - Kurde. Nie liczyłem że o to spyta, nie chciałem jej mówić że Wrzosek leży jeszcze w szpitalu i że Igor jest zadłużony. Kurwa. Nawet tu nie miałem tego mówić. Jezu, jestem okropny. - Żyjesz? - Machnęła mi ręką przed oczami, a ja ocknąłem się z mojego transu.
-Ta, żyję. Szczerze to...-Zrobiłem przerwę, aby coś wymyślić. - Nie miałem z nimi kontaktu. -Odparłem smutno, ale nie z powodu że naprawdę tak było, tylko dlatego że ją okłamałem. Obiecałem że tego nie zrobię, do cholery!
-Ojej, to przykro. Mam nadzieję że odnowicie swoje kontakty.
-Tak, ja też. Dobra, nie smućmy się już. Może po prostu obejrzymy jakiś film? - Zaproponowałem, aby odbiec od tematu.
-Jasne, a jaki byś chciał? - Zapytała wesoło.
-Wiesz, to Twój dom. Co wiąże się z Twoim wyborem. - Powiedziałem niczym filozof, na co zachichotała.
-Tak, ale Ty jesteś gościem, więc Ty wybierasz.
-Okej... Może Obecność? - To pierwszy film który przyszedł mi na myśl.
-Ta. Niech będzie. - Wiem że ona nie lubiła tego typu filmów, ale lubiłem jak znudzona wtulała się w mój tors. Dobra, jestem dziwny. A w sumie to nie, bo w końcu jestem tylko młodym chłopakiem, a Daria to moja dziewczyna. Nic nienaturalnego w tym nie ma. Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
-Spodziewasz się kogoś? - Zapytałem.
-Nie.. - Powiedziała dziwnym tonem.
-Wszystko okej?
-Tak.. Chodźmy lepiej sprawdzić kto to. - Ta, umie tak samo odbiegać od tematu jak ja. Jednak jesteśmy do siebie podobni. Zeszliśmy na dół, a ona nie patrząc na wizjer otworzyła drzwi. Myślałem że moja szczęka uderzyła o podłogę, gdy zobaczyłem kto stoi w drzwiach. To był ON.
***
Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
Nie wiem co się ze mną dzieje, rozdział trochę badziewny, ale następny będzie ciekawy. Będę zmieniała
wygląd bloga, dlatego rozdziału szybko jakoś nie będzie, ale mam nadzieję że nie opuścicie mojego bloga, przepraszam za tak długą przerwę, prawie miesięczną (chodzi o rozdział 15 a 16, nie tą czterodniową XD) i mam nadzieję że wybaczyliście. Buziaki!
poniedziałek, 20 października 2014
016: "nothing is impossible"
Muzyka
To wszystko jest już do znudzenia. Dawid się do mnie nie odzywa, a ja ciągle jeżdżę do szpitala na jakieś badania. Chciałabym pozbyć się tej choroby, zacząć żyć tak jak reszta osób z mojego otoczenia, a nie jeździć wiecznie do tego obrzydzającego mnie miejsca. A Ty świecie? Dlaczego mnie tak ukarałeś? Wiem, że dużo razy źle zrobiłam, obwiniaj mnie za to, ale nie moją rodzinę. Co oni zrobią kiedy umrę? Co zrobi Dawid? Wiem że im na mnie zależy. Ja rozumiem, że czasem modliłam się o śmierć, nie radząc sobie i siedząc zamknięta we własnym świecie. Ale ja nie mogę umrzeć. Chciałeś mnie ukarać, ja wiem. Zażartować ze mnie i przyprawić mnie i moją rodzinę o strach. Ale słuchaj. Obiecuję że będę dobra, nie będę nikomu zagradzać drogi, ale ulecz mnie z tego, a przysięgam że będę idealnym przykładem dla wszystkich. Tylko proszę, weź to ode mnie...
Pisząc te słowa na kartce, czując słony smak łez w moich ustach uświadomiłam coś sobie. Wiem że czasem nie doceniałam tego co mam, ale teraz już wiem, że muszę zacząć cieszyć się tym co dostałam od Boga. Leżałam w szpitalnym łóżku, dobrze zresztą mi już znanym i czekałam na przyjście lekarza. Jakieś trzy dni temu odbyła się 3 chemioterapia, która powinna być już ostatnią. Mam na myśli to że wszystko przebiegało tak jak powinno, a zawarte w niej chemikalia "współpracowały" z moim organizmem. Jeśli wyzdrowieję to będzie cudownie, a jeśli nie - to gorzej. Ale trzeba być dobrej myśli. Powoli przysypiałam ze słuchawkami na uszach, ale utrudniło mi to otwarcie drzwi do mojego pokoju. Lekko uchyliłam głowę. W progu stał nikt inny jak Dawid. Uśmiechnął się w ten cudowny sposób i powoli zbliżał się do mojego łóżka.
-Cześć. - Powiedział wciąż uśmiechając się. Ogarnął mnie strach, w żartobliwym tego słowa znaczeniu, oczywiście jeśli takie jest. Chwilę się w niego wpatrywałam, a moje kąciki ust uniosły się ku górze.
-Hej. Co Ty taki zadowolony? - Wychrypiałam, z powodu suchości w mojej gardle. Kwiat musiał to zauważyć, bo momentalnie podał mi szklankę wody. - Dziękuję.
-Mam dla Ciebie wiadomości. Lekarz chciał powiedzieć Ci to osobiście, ale uznałem że jak już tu jestem to Ci przekażę.. - Przerwał swoją przemowę i chwilę się we mnie wpatrywał.
-O co biega? - Zapytałam.
-Już nie będziesz miała chemioterapii.. - W tym momencie przerwałam mu.
-Nie przyjęła się?
-Wręcz przeciwnie. Wyzdrowiałaś. - W tym momencie w mojej głowie zapaliła się lampka. To się dzieje naprawdę? Boże!
-Jezu jak to? Naprawdę? Nie wierzę w to, Boże. Nie będę stosowała już tych okropnych leków, będzie dobrze. Wreszcie sobie wszystko ułożymy! - Wykrzyknęłam i wskoczyłam mu w ramiona. Zarzuciłam mu ręce na szyję i schowałam twarz w jej zagłębieniu. Nie zwracałam uwagi na ból w kościach, z powodu małej ilości wstawania i mniejszej aktywności fizycznej. Teraz liczyło się tylko to że nareszcie wyjdę na prostą.
-Nie mogę uwierzyć w to co się dzieje. Wreszcie będę mógł Cię mieć na co dzień u siebie w ramionach, nie przejmując się tym czy przeżyjesz jutra. To jest takie cudowne. - Uśmiechnął się ukazując przy tym swoje śnieżnobiałe zęby. Umieściłam delikatny pocałunek na jego wargach.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie bardziej. - Postanowił się ze mną droczyć.
-Nie możliwe. - Zaśmiałam się. Pierwszy raz od kiedy jestem w szpitalu, chyba.
-Nothing is impossible. - Puścił mi oczko. W tym momencie wszedł lekarz, uśmiechnięty i najprawdopodobniej szczęśliwy.
-Zawozimy panienkę jeszcze na dodatkowe badania, aby się upewnić że nie ma żadnych powikłań i że wkrótce będzie pani mogła wyjść ze szpitala. jeśli badania wykażą że wszystko jest w idealnym porządku to panią wypuścimy ze szpitala, dobrze? - Uśmiechnął się uspokajająco, zapisując coś w swoim notatniku.
-W porządku. Więc teraz?
-Tak, zaraz przyjdą pielęgniarki i zawieziemy panienkę na kontrolne badania.
_____________________________________
jezu nie wiem juz co robic, wena mnie nie wita;)
buziaki! :*
niedziela, 28 września 2014
015 "Because you love me."
Dawid's POV
Kompletnie nie wiedziałem jak zareagować. Zobaczyłem załamane miny chłopaków. Jedyne co podpowiadał mi mój umysł to "Zadzwoń po karetkę" Już miałem wyciągać telefon, gdy Grzesiu mnie zatrzymał.
-Nie rób tego. - Powiedział niezrozumiale spokojnym głosem.
-Czy Wy pozjadaliście wszystkie rozumy? On się zaraz wykrwawi!
-Jaki jest Twój pieprzony problem, Dawid? I co powiesz w szpitalu? Że jesteśmy dilerami i na akcji jeden został postrzelony? - Parsknął śmiechem i przewrócił oczami.
-Co masz więc zamiar zrobić? Zostawić go tutaj żeby umarł? Błagam Cię, to Twój kumpel, serio jesteś taki podły i chcesz go opuścić? - Zmierzyłem go wzrokiem, i przysięgam że gdyby spojrzenia mogły zabijać...
-Dobra chłopaki skończcie do jasnej cholery te babskie kłótnie, on zaraz umrze i będziecie obwiniać siebie. Mam kumpla lekarza. Znaczy się nie kumpla, ale sypiał z moją matką więc no znam go, możemy go trochę nastraszyć, on go opatrzy i damy radę. - Powiedziała Karla przerywając Naszą kłótnię. - Mam jego numer, dzwonić?
-Tak, natychmiast dzwoń, zanim będzie za późno.. - Odparłem szybko. Byłem wystraszony. A co jeśli będzie za późno? Karla wykręciła numer i włączyła tryb głośnomówiący, trochę trzęsła jej się ręka, a ja Kwiatkowski gentleman nie chciałem żeby ją upuściła, więc sam wziąłem ją do ręki.
-Halo? - Odezwał się niski, gruby, zachrypnięty głos. Przez chwilę przeszły mnie ciarki, ale moi znajomi nie musieli o tym wiedzieć. Po prostu wiedziałem że skądś go znam.. Nie mogłem się mylić.
-Eee, pan Grund? - Odkaszlnęła niespokojnie Karolina. Patrzyła się to na mnie, to na Sarę.
-Tak, to ja. A z kim rozmawiam?
-Karolina.. Karolina Mazowiecka.. Zna pan moją mamę. - Powiedziała już bardziej ogarnięta. - Potrzebuję pańskiej pomocy..
-Co się dzieje i dlaczego dzwonisz z tym akurat do mnie? - Warknął zdenerwowany ehmm... nazwijmy go nazwiskiem, mimo że to nie ładne.No więc dobra.. Zdenerwowany Grund. Lecimy dalej..
-Proszę na mnie nie warczeć, bo nie jestem pańską koleżanką. Potrzebuję pomocy i dzwonię do Pana..
-A co jeśli Ci nie pomogę, dziecinko? - Parsknął śmiechem "lekarz"
-Dobra, nie będziemy się tak bawić. - W końcu warknął Igor.
-Posłuchaj chuju, nie mów tak do niej, to raz. Dwa, nie zwracaj się tak do nikogo stąd, bo gorzko pożałujesz. Więc albo nam pomożesz, i damy Ci spokój. Masz jeszcze drugą opcję. Możesz odmówić, ale wtedy każdy kto Cię zna będzie uważał za dziwkarza. Rozumiemy się? - Po chwili cisy usłyszeliśmy jakiś szelest, a potem głos.
-Czego potrzebujecie?
-Przyjedź pod ten adres ze wszystkim. Mamy postrzelonego, i oczekujemy pomocy. Nie wypytuj o nic, każdego słowa możesz żałować. - Podałem mu adres i w zamian usłyszałem dźwięk zamykanego samochodu i głos odpalanego silnika.
-Zaraz będę. - Odparł i rozłączył się. Po upływie 40 minut już wszystko było w porządku. Uratował jego życie i mam nadzieję zdrowie też..
-Więc co z nim?
-Na razie jest w pewnego rodzaju śpiączce. Nie groźnej, ale po prostu może się nie obudzić przez parę dni. Zawsze ktoś z Was musi być przy nim. Utracił dużo krwi, a gdyby Wasza reakcja była późniejsza, no... nie byłoby go tu z Nami. - Mówił spokojnym tonem lekarz, podczas gdy ja miałem nogi jak z galarety i trzęsły mi się niemiłosiernie ręce. Zobaczyła to Madzia która poklepała moje dłonie i popatrzyła na mnie uspokajającym wzrokiem. Wiedziała przez co teraz przechodzę i w ogóle, jako jedna z nielicznych po prostu podnosiła mnie na duchu. No wiecie, znam ją w cholerę długo. Nasi rodzice prowadzili razem lodowisko, ale niestety nastąpił wybuch w którym umarł jej tata. Wiem doskonale przez kogo był spowodowany i przysięgam, zrobiłbym coś ale każdy by na tym coś utracił. Biedna dziewczyna, straciła Ojca przez to czym się zajmuje.
Zawieźliśmy Sebastiana do domu. Ustaliliśmy że dzisiaj dziewczyny z nim zostają, a ja przejadę się do Darii, bo w końcu ona też mnie potrzebuje i byłbym strasznym chłopakiem gdybym tak ją zaniedbywał. O ile mnie już za takiego nie uważa. Pożegnałem się z grupą i odszedłem wsiadając do mojego samochodu. Zapaliłem go i ruszyłem wsłuchując się w nieznane dla mnie piosenki z radia. Niedbale poruszałem kierownicą rozmyślając o tym jak bardzo chore jest moje życie i dlaczego nie mówię o tym osobom które są narażone na to że w każdej chwili może im się coś stać. Tak, to łatwa odpowiedź. po prostu nie chcę ich stracić, wiecie - to proste niczym... 2+2? Tak najłatwiej to opisać. Gdy z głośników w aucie leciała melodia którą doskonale znałem, zauważyłem że małe kropelki zaczynają błyskawicznie szybko pojawiać się na moim samochodzie. Deszcz. Włączyłem wycieraczki i przyglądałem się im wycierającym moją szybę, abym mógł lepiej widzieć. No tak.. Często przyglądam się chociażby drobnostkom i patrzę co robią, jak przebiega ich rola. To dziwne ale takie moje. Wiecie - niektórzy nie zauważają nic. Spieszą się, odchodzą, biegną. A ja? Ja stanę. Przyjrzę się i pójdę dalej. Wolę wiedzieć na czym stoję i kogo ranię tym co robię.
Daria's POV
Czasami zastanawiam się czy moje życie to nie jakiś pieprzony szpital psychiatryczny. Może mi się tak wydaje bo powinnam tam trafić? Zapewne. Już wiem jakby na mnie mówili. Świruska z rakiem.. Wolę sobie tego nie wyobrażać. Wsłuchiwałam się w hipnotyzujący głos Jamesa Arthura gdy usłyszałem głośne stukanie w szybę. Miałam zasunięte rolety, więc musiałam je podnieść. Gdy tylko zobaczyłam co, a raczej kto tam jest na mojej twarzy pojawił się banan. Stał tam Dawid z bukietem białych róż w ręku. Otworzyłam mu okno i mocno wtuliłam się w niego. Schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi. Po chwili miłej ciszy postanowiłam się odezwać.
-Hej. - Powiedziałam nieśmiało. Czułam się jak zakochana dwunastolatka która nigdy nie rozmawiała ze swoim chłopakiem.
-Hej, piękna. - Odpowiedział, na co krew napłynęła mi do policzków. -Ouch, skarbie.. Rumienisz się. - Zagruchał chichocząc jak największa plotkara.
-Zamknij się, bo zaraz wylecisz z tego okna. - Warknęłam, próbując powstrzymać wielki uśmiech.
-Nic byś mi nie zrobiła, nawet jakbyś próbowała. - Szepnął mi do ucha. -Nie siłuj się, kochanie.
-Skąd taka pewność, Panie Dawidzie? - Parsknęłam śmiechem. Mimo że wiedziałam że ma rację chciałam z nim zagrać w pewną grę.
-Bo mnie kochasz. - Powiedział najsłodszym tonem jaki kiedykolwiek u niego słyszałam. Nie chciał dać mi szansy na odpowiedź i zbliżył się do mnie tak że nasze nosy się stykały. Chciał mnie pocałować, tak? O nie proszę pana, pan dostaje zawsze to czego chce. Tym razem musi pan zasłużyć. Chciałam go zwieść, i po tym co zobaczyłam chyba mi się udało. Zbliżyłam się do niego tak że Nasze wargi się dotykały. Ale nie, nie pocałowaliśmy się. Przesunęłam się i szepnęłam do jego ucha na tyle blisko że podczas mówienia moja warga dotykała jego płatka.
-Przegrałeś, kotku.. - Powiedziałam i odsunęłam się o jakieś 3 metry. On przeszywał mnie wzrokiem. Myślałam że nie zniosę jego intensywnego spojrzenia. Jedyna co zrobił, to zbliżył się do mnie, obszedł mnie dookoła, a ja zastygłam w bezruchu.
-Ja nigdy nie przegrywam. - Powiedział na tyle blisko mojej twarzy bym mogła poczuć jego miętowy oddech. I odszedł. Po prostu wyszedł. Usiadłam oszołomiona na łóżku, gdy nagle dostałam sms'a
Od: Misiek
To dopiero początek, kochanie. Zapłacisz, ale nie bój się. Nie będzie bolało. Kocham Cię, ale nie zaczynaj ze mną, haha.. xx
________________________________________
Nareszcie coś dodaję, taka długa przerwa że o Boże..
mam nadzieję że jest okej, buziaki
Kompletnie nie wiedziałem jak zareagować. Zobaczyłem załamane miny chłopaków. Jedyne co podpowiadał mi mój umysł to "Zadzwoń po karetkę" Już miałem wyciągać telefon, gdy Grzesiu mnie zatrzymał.
-Nie rób tego. - Powiedział niezrozumiale spokojnym głosem.
-Czy Wy pozjadaliście wszystkie rozumy? On się zaraz wykrwawi!
-Jaki jest Twój pieprzony problem, Dawid? I co powiesz w szpitalu? Że jesteśmy dilerami i na akcji jeden został postrzelony? - Parsknął śmiechem i przewrócił oczami.
-Co masz więc zamiar zrobić? Zostawić go tutaj żeby umarł? Błagam Cię, to Twój kumpel, serio jesteś taki podły i chcesz go opuścić? - Zmierzyłem go wzrokiem, i przysięgam że gdyby spojrzenia mogły zabijać...
-Dobra chłopaki skończcie do jasnej cholery te babskie kłótnie, on zaraz umrze i będziecie obwiniać siebie. Mam kumpla lekarza. Znaczy się nie kumpla, ale sypiał z moją matką więc no znam go, możemy go trochę nastraszyć, on go opatrzy i damy radę. - Powiedziała Karla przerywając Naszą kłótnię. - Mam jego numer, dzwonić?
-Tak, natychmiast dzwoń, zanim będzie za późno.. - Odparłem szybko. Byłem wystraszony. A co jeśli będzie za późno? Karla wykręciła numer i włączyła tryb głośnomówiący, trochę trzęsła jej się ręka, a ja Kwiatkowski gentleman nie chciałem żeby ją upuściła, więc sam wziąłem ją do ręki.
-Halo? - Odezwał się niski, gruby, zachrypnięty głos. Przez chwilę przeszły mnie ciarki, ale moi znajomi nie musieli o tym wiedzieć. Po prostu wiedziałem że skądś go znam.. Nie mogłem się mylić.
-Eee, pan Grund? - Odkaszlnęła niespokojnie Karolina. Patrzyła się to na mnie, to na Sarę.
-Tak, to ja. A z kim rozmawiam?
-Karolina.. Karolina Mazowiecka.. Zna pan moją mamę. - Powiedziała już bardziej ogarnięta. - Potrzebuję pańskiej pomocy..
-Co się dzieje i dlaczego dzwonisz z tym akurat do mnie? - Warknął zdenerwowany ehmm... nazwijmy go nazwiskiem, mimo że to nie ładne.No więc dobra.. Zdenerwowany Grund. Lecimy dalej..
-Proszę na mnie nie warczeć, bo nie jestem pańską koleżanką. Potrzebuję pomocy i dzwonię do Pana..
-A co jeśli Ci nie pomogę, dziecinko? - Parsknął śmiechem "lekarz"
-Dobra, nie będziemy się tak bawić. - W końcu warknął Igor.
-Posłuchaj chuju, nie mów tak do niej, to raz. Dwa, nie zwracaj się tak do nikogo stąd, bo gorzko pożałujesz. Więc albo nam pomożesz, i damy Ci spokój. Masz jeszcze drugą opcję. Możesz odmówić, ale wtedy każdy kto Cię zna będzie uważał za dziwkarza. Rozumiemy się? - Po chwili cisy usłyszeliśmy jakiś szelest, a potem głos.
-Czego potrzebujecie?
-Przyjedź pod ten adres ze wszystkim. Mamy postrzelonego, i oczekujemy pomocy. Nie wypytuj o nic, każdego słowa możesz żałować. - Podałem mu adres i w zamian usłyszałem dźwięk zamykanego samochodu i głos odpalanego silnika.
-Zaraz będę. - Odparł i rozłączył się. Po upływie 40 minut już wszystko było w porządku. Uratował jego życie i mam nadzieję zdrowie też..
-Więc co z nim?
-Na razie jest w pewnego rodzaju śpiączce. Nie groźnej, ale po prostu może się nie obudzić przez parę dni. Zawsze ktoś z Was musi być przy nim. Utracił dużo krwi, a gdyby Wasza reakcja była późniejsza, no... nie byłoby go tu z Nami. - Mówił spokojnym tonem lekarz, podczas gdy ja miałem nogi jak z galarety i trzęsły mi się niemiłosiernie ręce. Zobaczyła to Madzia która poklepała moje dłonie i popatrzyła na mnie uspokajającym wzrokiem. Wiedziała przez co teraz przechodzę i w ogóle, jako jedna z nielicznych po prostu podnosiła mnie na duchu. No wiecie, znam ją w cholerę długo. Nasi rodzice prowadzili razem lodowisko, ale niestety nastąpił wybuch w którym umarł jej tata. Wiem doskonale przez kogo był spowodowany i przysięgam, zrobiłbym coś ale każdy by na tym coś utracił. Biedna dziewczyna, straciła Ojca przez to czym się zajmuje.
Zawieźliśmy Sebastiana do domu. Ustaliliśmy że dzisiaj dziewczyny z nim zostają, a ja przejadę się do Darii, bo w końcu ona też mnie potrzebuje i byłbym strasznym chłopakiem gdybym tak ją zaniedbywał. O ile mnie już za takiego nie uważa. Pożegnałem się z grupą i odszedłem wsiadając do mojego samochodu. Zapaliłem go i ruszyłem wsłuchując się w nieznane dla mnie piosenki z radia. Niedbale poruszałem kierownicą rozmyślając o tym jak bardzo chore jest moje życie i dlaczego nie mówię o tym osobom które są narażone na to że w każdej chwili może im się coś stać. Tak, to łatwa odpowiedź. po prostu nie chcę ich stracić, wiecie - to proste niczym... 2+2? Tak najłatwiej to opisać. Gdy z głośników w aucie leciała melodia którą doskonale znałem, zauważyłem że małe kropelki zaczynają błyskawicznie szybko pojawiać się na moim samochodzie. Deszcz. Włączyłem wycieraczki i przyglądałem się im wycierającym moją szybę, abym mógł lepiej widzieć. No tak.. Często przyglądam się chociażby drobnostkom i patrzę co robią, jak przebiega ich rola. To dziwne ale takie moje. Wiecie - niektórzy nie zauważają nic. Spieszą się, odchodzą, biegną. A ja? Ja stanę. Przyjrzę się i pójdę dalej. Wolę wiedzieć na czym stoję i kogo ranię tym co robię.
Daria's POV
Czasami zastanawiam się czy moje życie to nie jakiś pieprzony szpital psychiatryczny. Może mi się tak wydaje bo powinnam tam trafić? Zapewne. Już wiem jakby na mnie mówili. Świruska z rakiem.. Wolę sobie tego nie wyobrażać. Wsłuchiwałam się w hipnotyzujący głos Jamesa Arthura gdy usłyszałem głośne stukanie w szybę. Miałam zasunięte rolety, więc musiałam je podnieść. Gdy tylko zobaczyłam co, a raczej kto tam jest na mojej twarzy pojawił się banan. Stał tam Dawid z bukietem białych róż w ręku. Otworzyłam mu okno i mocno wtuliłam się w niego. Schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi. Po chwili miłej ciszy postanowiłam się odezwać.
-Hej. - Powiedziałam nieśmiało. Czułam się jak zakochana dwunastolatka która nigdy nie rozmawiała ze swoim chłopakiem.
-Hej, piękna. - Odpowiedział, na co krew napłynęła mi do policzków. -Ouch, skarbie.. Rumienisz się. - Zagruchał chichocząc jak największa plotkara.
-Zamknij się, bo zaraz wylecisz z tego okna. - Warknęłam, próbując powstrzymać wielki uśmiech.
-Nic byś mi nie zrobiła, nawet jakbyś próbowała. - Szepnął mi do ucha. -Nie siłuj się, kochanie.
-Skąd taka pewność, Panie Dawidzie? - Parsknęłam śmiechem. Mimo że wiedziałam że ma rację chciałam z nim zagrać w pewną grę.
-Bo mnie kochasz. - Powiedział najsłodszym tonem jaki kiedykolwiek u niego słyszałam. Nie chciał dać mi szansy na odpowiedź i zbliżył się do mnie tak że nasze nosy się stykały. Chciał mnie pocałować, tak? O nie proszę pana, pan dostaje zawsze to czego chce. Tym razem musi pan zasłużyć. Chciałam go zwieść, i po tym co zobaczyłam chyba mi się udało. Zbliżyłam się do niego tak że Nasze wargi się dotykały. Ale nie, nie pocałowaliśmy się. Przesunęłam się i szepnęłam do jego ucha na tyle blisko że podczas mówienia moja warga dotykała jego płatka.
-Przegrałeś, kotku.. - Powiedziałam i odsunęłam się o jakieś 3 metry. On przeszywał mnie wzrokiem. Myślałam że nie zniosę jego intensywnego spojrzenia. Jedyna co zrobił, to zbliżył się do mnie, obszedł mnie dookoła, a ja zastygłam w bezruchu.
-Ja nigdy nie przegrywam. - Powiedział na tyle blisko mojej twarzy bym mogła poczuć jego miętowy oddech. I odszedł. Po prostu wyszedł. Usiadłam oszołomiona na łóżku, gdy nagle dostałam sms'a
Od: Misiek
To dopiero początek, kochanie. Zapłacisz, ale nie bój się. Nie będzie bolało. Kocham Cię, ale nie zaczynaj ze mną, haha.. xx
________________________________________
Nareszcie coś dodaję, taka długa przerwa że o Boże..
mam nadzieję że jest okej, buziaki
sobota, 13 września 2014
014. : "yolo"
Dawid POV
10:18.
Grałem sobie na gitarze, komponując jakieś krótkie melodyjki. Wiecie - czasem robię to, żeby zabić nudę. To powstrzymuje mnie na przykład od ćpania, picia, a co najważniejsze - palenia. Wolę moje struny, zdecydowanie. Wracając do tego co się działo - z rozmyśleń "wybudził" mnie telefon.
-Ej Chwast, potrzebujemy Cię. No bo.... - Igor zaczął mówić.
-No co jest?
-Capar God's. Musimy być w pełni przygotowani. - Powiedział jakby to była największa tajemnica na świecie. - Musisz tu przyjechać. Nasz magazyn, jak najszybciej. To już nie owijanie w bawełnę. To wszystko zależy od pierdolonego życia każdego z Nas. - Nieco zdenerwowany poinformował mnie gdzie mam przyjechać. Nie dziwię się mu że jest w takim stanie. Jakbym miał jeszcze więcej na głowie sam bym pewnie nie wytrzymał.
-Zaraz będę. - Po tych słowach rozłączyłem się. Wsadziłem telefon do tylnej kieszeni spodni i wyszedłem oknem. Tak żeby było szybciej, dla Waszej wiadomości. Nie to że jestem jakiś nienormalny i nie wiem co to drzwi. Zobaczyłem na drzewie wyryte inicjały. Dla ścisłości, moje i Darii. Wtedy byliśmy przyjaciółmi, to było bardzo dawno temu. Na twarzy pojawił się wielki banan, a ja ruszyłem do swojego samochodu. Nacisnąłem na mały przycisk, aby drzwiczki się otworzyły, po czym wsiadłem i zapiąłem pasy. Zapaliłem silnik z tym charakterystycznym dźwiękiem i włączyłem radio.
Wiedziałem, że gdybym miał jechać normalną drogą (autostrada itp.) pewnie w tych korkach prędzej straciłbym benzynę niż dojechał na miejsce, dlatego zdecydowałem się jechać skrótami. Jak tak teraz o tym myślę, nie wiem czy to dobra decyzja.
Zjechałem z autostrady aby móc wjechać w ciasną uliczkę, która była szybszym sposobem na dostanie się do magazynu. Odkryliśmy już ją dawno temu, gdy magazyn jeszcze funkcjonował. Zawsze wchodziliśmy tam oknem, bawiliśmy się jakimiś plastikowymi mieczami. Któryś z naszych opiekunów zawsze Nas tam zawoził, do momentu gdy znaleźliśmy wąską uliczkę. Dla Nas była szeroka, ale jeśli chodzi o samochody, przejechanie przez taki obszar może być trochę kłopotliwe dla osób które przejeżdżają tu pierwszy raz. Dla Waszej informacji - jestem już obeznany.
Zjechałem w kolejną uliczkę, jeszcze węższą od zjazdu z autostrady. Mimo że dawno tam nie byłem wiedziałem, ze to ona zaprowadzi mnie do miejsca docelowego.
-Zarosło tu trochę. - Pomyślałem przejeżdżając przez błoto. Mimo wszystko było tu trochę inaczej niż ostatnim razem, przysięgam. A może to ja inaczej zapamiętałem to miejsce. Wsłuchując się w hipnotyzujący głos Rihanny nagle poczułem że droga robi się niebezpiecznie stroma. Zacisnąłem mocniej ręce na kierownicy i ruszyłem w dalszą drogę. Przez chwilę myślałem, żeby się wycofać, bo już srałem po gaciach, ale polegając na yolo, nie zrobiłem tego. Dojechałem na wyznaczone miejsce, w którym nic się nie zmieniło. Wszystko było identyczne, no prócz tego że zarosło tu trochę. Ale poznałbym to miejsce. Słyszałem jakieś szelesty. Myślałem że to tylko wiatr, albo że to oni chodzą. Nagle usłyszałem wiązankę przekleństw. Chwila przerwy. Strzał, przeraźliwy krzyk i kroki. Myślałem że oczy wylecą mi z orbit. Wyciągnąłem pistolet i udałem się do miejsca w którym słyszałem wszystko. Kolana miałem jak z waty, ale postanowiłem być silny. Zacząłem biec w tamtym kierunku, a to co zobaczyłem potwierdziło moje najgorsze myśli.
Wrzosek został postrzelony.
_________________________________________________
10:18.
Grałem sobie na gitarze, komponując jakieś krótkie melodyjki. Wiecie - czasem robię to, żeby zabić nudę. To powstrzymuje mnie na przykład od ćpania, picia, a co najważniejsze - palenia. Wolę moje struny, zdecydowanie. Wracając do tego co się działo - z rozmyśleń "wybudził" mnie telefon.
-Ej Chwast, potrzebujemy Cię. No bo.... - Igor zaczął mówić.
-No co jest?
-Capar God's. Musimy być w pełni przygotowani. - Powiedział jakby to była największa tajemnica na świecie. - Musisz tu przyjechać. Nasz magazyn, jak najszybciej. To już nie owijanie w bawełnę. To wszystko zależy od pierdolonego życia każdego z Nas. - Nieco zdenerwowany poinformował mnie gdzie mam przyjechać. Nie dziwię się mu że jest w takim stanie. Jakbym miał jeszcze więcej na głowie sam bym pewnie nie wytrzymał.
-Zaraz będę. - Po tych słowach rozłączyłem się. Wsadziłem telefon do tylnej kieszeni spodni i wyszedłem oknem. Tak żeby było szybciej, dla Waszej wiadomości. Nie to że jestem jakiś nienormalny i nie wiem co to drzwi. Zobaczyłem na drzewie wyryte inicjały. Dla ścisłości, moje i Darii. Wtedy byliśmy przyjaciółmi, to było bardzo dawno temu. Na twarzy pojawił się wielki banan, a ja ruszyłem do swojego samochodu. Nacisnąłem na mały przycisk, aby drzwiczki się otworzyły, po czym wsiadłem i zapiąłem pasy. Zapaliłem silnik z tym charakterystycznym dźwiękiem i włączyłem radio.
Wiedziałem, że gdybym miał jechać normalną drogą (autostrada itp.) pewnie w tych korkach prędzej straciłbym benzynę niż dojechał na miejsce, dlatego zdecydowałem się jechać skrótami. Jak tak teraz o tym myślę, nie wiem czy to dobra decyzja.
Zjechałem z autostrady aby móc wjechać w ciasną uliczkę, która była szybszym sposobem na dostanie się do magazynu. Odkryliśmy już ją dawno temu, gdy magazyn jeszcze funkcjonował. Zawsze wchodziliśmy tam oknem, bawiliśmy się jakimiś plastikowymi mieczami. Któryś z naszych opiekunów zawsze Nas tam zawoził, do momentu gdy znaleźliśmy wąską uliczkę. Dla Nas była szeroka, ale jeśli chodzi o samochody, przejechanie przez taki obszar może być trochę kłopotliwe dla osób które przejeżdżają tu pierwszy raz. Dla Waszej informacji - jestem już obeznany.
Zjechałem w kolejną uliczkę, jeszcze węższą od zjazdu z autostrady. Mimo że dawno tam nie byłem wiedziałem, ze to ona zaprowadzi mnie do miejsca docelowego.
-Zarosło tu trochę. - Pomyślałem przejeżdżając przez błoto. Mimo wszystko było tu trochę inaczej niż ostatnim razem, przysięgam. A może to ja inaczej zapamiętałem to miejsce. Wsłuchując się w hipnotyzujący głos Rihanny nagle poczułem że droga robi się niebezpiecznie stroma. Zacisnąłem mocniej ręce na kierownicy i ruszyłem w dalszą drogę. Przez chwilę myślałem, żeby się wycofać, bo już srałem po gaciach, ale polegając na yolo, nie zrobiłem tego. Dojechałem na wyznaczone miejsce, w którym nic się nie zmieniło. Wszystko było identyczne, no prócz tego że zarosło tu trochę. Ale poznałbym to miejsce. Słyszałem jakieś szelesty. Myślałem że to tylko wiatr, albo że to oni chodzą. Nagle usłyszałem wiązankę przekleństw. Chwila przerwy. Strzał, przeraźliwy krzyk i kroki. Myślałem że oczy wylecą mi z orbit. Wyciągnąłem pistolet i udałem się do miejsca w którym słyszałem wszystko. Kolana miałem jak z waty, ale postanowiłem być silny. Zacząłem biec w tamtym kierunku, a to co zobaczyłem potwierdziło moje najgorsze myśli.
Wrzosek został postrzelony.
_________________________________________________
Ostatnimi czasy rozdziały są bardzo krótkie i nudne. Ten może i krótki, ale to co się stało... Wow.
Mam nadzieję że nie zostawicie bloga bo krótkie rozdziały? :D Mam nadzieję że Wam się podoba,
buziaki, Autorka
niedziela, 7 września 2014
013. "Be Alright"
"Through the storm and through the clouds
Bumps in the road and upside down now
I know it's hard babe to sleep at night
Don't you worry, cause everything's gonna be alright
Be alright"
Życie tak szybko się kończy. Coś jest, a później tego nie ma. Dlaczego to wszystko tak się toczy? Że ktoś jest, wspiera, a później odchodzi? Ty pozostajesz w rozpaczy. Nie wiesz co masz robić, nie wiesz jak się zachowywać. W głowie masz totalną pustkę. Zatracasz się w ciemności...
*Otwierasz oczy. Widzisz biały, szpitalny pokój. O dziwo to nie Ty leżysz w niewygodnym łóżku, tylko siedzisz na krześle, z głową opartą o materac, jedną rękę masz na swoim czole, a drugą trzymasz czyjąś. Wolną ręką, ocierasz zmęczoną twarz, aby móc lepiej zauważyć przestrzeń znajdującą się przed Tobą. Spoglądasz kątem oka na lewo, potem na prawo. Twój wzrok zatrzymuje się. Widzisz śpiącą postać. Delikatne rysy twarzy, mały ślad po kolczyku. Włosy w nieładzie. To on. Ten chłopak z którym pierwszy raz się całowałaś. Ten chłopak z którym przeżyłaś niezapomniane chwile. Ten chłopak leży teraz w bezruchu podpięty do dużej ilości kabli. On Ci pomagał zawsze, a Ty teraz nie możesz mu pomóc. Po Twoim policzku spływa pojedyncza łza, ale Ty szybko ją ocierasz. Nie chcesz płakać. Nie chcesz zatracić się w smutku. Nie wiesz co się dzieje, nie możesz płakać przez własną niewiedzę. Jedyne co robisz, to siedzisz i wpatrujesz się w chłopaka. Nie puszczasz jego ręki, czując po prostu to że może to być ostatni raz kiedy ją trzymasz. Widzisz zamianę miejscami, taką tylko pomiędzy nim a Tobą. Po prostu nie wiesz co robić. Już wiesz jak czują się Twoi bliscy kiedy widzą Ciebie w szpitalu. Ty chcesz się poddać, a oni? Oni są przy Tobie. Tak jak Ty jesteś teraz przy nim. Kolejna łza. Unosisz delikatnie jego dłoń, jakby była z porcelany i mogła się momentalnie potłuc z minimalnym, niedelikatnym ruchem. Głaszczesz ją, i całujesz pojedynczo knykcie. Następna łza. Czujesz że zaraz totalnie się rozkleisz. Nagle czujesz gdy on odwzajemnia dotyk. Uciska Twoją dłoń. Widzisz? Czujesz? On jest, żyje, trwa przy Tobie. Porusza się. Kolejny błysk w Twoich oczach. Otwiera powoli oczy. Praktycznie zaczynasz skakać ze szczęścia. Nagle widzisz jak jego oczy się zamykają, ale potem znowu otwierają. Uf, on tylko przyzwyczaja się do światła, spokojnie. Przygląda się Tobie, z podziwem wpatruje się w Twoje lekko przekrwione oczy. Jego wzrok schodzi niżej, na Wasze splecione razem dłonie. Kąciki jego ust lekko unoszą się ku górze. Spogląda spowrotem na Ciebie. Rozchyla usta, a z jego ust wychodzi cichy pomruk.
-Kochanie... - Zaczyna powoli, w jego głowie słychać ból. Jakby to przeszywało go od środka. - Jestem tu, ale... - Przerywa. Niekontrolowanie kaszle. Już masz zamiar naciskać czerwony guzik, ale on resztką sił łapie Cię za rękę i powstrzymuje. - Nie chcesz spędzać ostatnich chwil ze mną z pielęgniarkami u boku. prawda? - Skrzeczy. Jego głos jest mieszanką przygnębienia, smutku, żalu, bólu. Wszystkiego w jednym. Ała.
-Ale Ty nie umierasz, niedługo mieliśmy jechać na wakacje, obiecałeś.. Mówiłeś że jak ja wyzdrowieję to pojedziemy. A co dostaję zamiast wygrzewania się na piasku? Jakąś pieprzoną zamianę ról, to ja tu leżałam zawsze, pamiętasz? - Twoja głowa opada z bezsilności. Słona substancja wylewa się z Twoich oczu niczym wodospad. - Obiecałeś.. - Ściszasz mój ton do szeptu i równie cicho szlochasz.
-Przepraszam. Kocham Cię.. - Ostatnie słowa z jego ust brzmią głośno i wyraźnie. Zamyka oczy. A Ty krzyczysz, błagasz, płaczesz. Klękasz, modlisz się.. A potem widzisz przed sobą ciemność.
A potem się budzisz. *
__________________________
Przepraszam że tak długo
nie miałam możliwości
a jutro szkoła,
bardzo zależało mi żeby dzisiaj go dodać
obiecuję, że w następnym się zaskoczycie, naprawdę!
Bumps in the road and upside down now
I know it's hard babe to sleep at night
Don't you worry, cause everything's gonna be alright
Be alright"
Życie tak szybko się kończy. Coś jest, a później tego nie ma. Dlaczego to wszystko tak się toczy? Że ktoś jest, wspiera, a później odchodzi? Ty pozostajesz w rozpaczy. Nie wiesz co masz robić, nie wiesz jak się zachowywać. W głowie masz totalną pustkę. Zatracasz się w ciemności...
*Otwierasz oczy. Widzisz biały, szpitalny pokój. O dziwo to nie Ty leżysz w niewygodnym łóżku, tylko siedzisz na krześle, z głową opartą o materac, jedną rękę masz na swoim czole, a drugą trzymasz czyjąś. Wolną ręką, ocierasz zmęczoną twarz, aby móc lepiej zauważyć przestrzeń znajdującą się przed Tobą. Spoglądasz kątem oka na lewo, potem na prawo. Twój wzrok zatrzymuje się. Widzisz śpiącą postać. Delikatne rysy twarzy, mały ślad po kolczyku. Włosy w nieładzie. To on. Ten chłopak z którym pierwszy raz się całowałaś. Ten chłopak z którym przeżyłaś niezapomniane chwile. Ten chłopak leży teraz w bezruchu podpięty do dużej ilości kabli. On Ci pomagał zawsze, a Ty teraz nie możesz mu pomóc. Po Twoim policzku spływa pojedyncza łza, ale Ty szybko ją ocierasz. Nie chcesz płakać. Nie chcesz zatracić się w smutku. Nie wiesz co się dzieje, nie możesz płakać przez własną niewiedzę. Jedyne co robisz, to siedzisz i wpatrujesz się w chłopaka. Nie puszczasz jego ręki, czując po prostu to że może to być ostatni raz kiedy ją trzymasz. Widzisz zamianę miejscami, taką tylko pomiędzy nim a Tobą. Po prostu nie wiesz co robić. Już wiesz jak czują się Twoi bliscy kiedy widzą Ciebie w szpitalu. Ty chcesz się poddać, a oni? Oni są przy Tobie. Tak jak Ty jesteś teraz przy nim. Kolejna łza. Unosisz delikatnie jego dłoń, jakby była z porcelany i mogła się momentalnie potłuc z minimalnym, niedelikatnym ruchem. Głaszczesz ją, i całujesz pojedynczo knykcie. Następna łza. Czujesz że zaraz totalnie się rozkleisz. Nagle czujesz gdy on odwzajemnia dotyk. Uciska Twoją dłoń. Widzisz? Czujesz? On jest, żyje, trwa przy Tobie. Porusza się. Kolejny błysk w Twoich oczach. Otwiera powoli oczy. Praktycznie zaczynasz skakać ze szczęścia. Nagle widzisz jak jego oczy się zamykają, ale potem znowu otwierają. Uf, on tylko przyzwyczaja się do światła, spokojnie. Przygląda się Tobie, z podziwem wpatruje się w Twoje lekko przekrwione oczy. Jego wzrok schodzi niżej, na Wasze splecione razem dłonie. Kąciki jego ust lekko unoszą się ku górze. Spogląda spowrotem na Ciebie. Rozchyla usta, a z jego ust wychodzi cichy pomruk.
-Kochanie... - Zaczyna powoli, w jego głowie słychać ból. Jakby to przeszywało go od środka. - Jestem tu, ale... - Przerywa. Niekontrolowanie kaszle. Już masz zamiar naciskać czerwony guzik, ale on resztką sił łapie Cię za rękę i powstrzymuje. - Nie chcesz spędzać ostatnich chwil ze mną z pielęgniarkami u boku. prawda? - Skrzeczy. Jego głos jest mieszanką przygnębienia, smutku, żalu, bólu. Wszystkiego w jednym. Ała.
-Ale Ty nie umierasz, niedługo mieliśmy jechać na wakacje, obiecałeś.. Mówiłeś że jak ja wyzdrowieję to pojedziemy. A co dostaję zamiast wygrzewania się na piasku? Jakąś pieprzoną zamianę ról, to ja tu leżałam zawsze, pamiętasz? - Twoja głowa opada z bezsilności. Słona substancja wylewa się z Twoich oczu niczym wodospad. - Obiecałeś.. - Ściszasz mój ton do szeptu i równie cicho szlochasz.
-Przepraszam. Kocham Cię.. - Ostatnie słowa z jego ust brzmią głośno i wyraźnie. Zamyka oczy. A Ty krzyczysz, błagasz, płaczesz. Klękasz, modlisz się.. A potem widzisz przed sobą ciemność.
A potem się budzisz. *
__________________________
Przepraszam że tak długo
nie miałam możliwości
a jutro szkoła,
bardzo zależało mi żeby dzisiaj go dodać
obiecuję, że w następnym się zaskoczycie, naprawdę!
środa, 3 września 2014
012: "Ed Sheeran"
Daria's POV
Szlajałam się po moim ciemnym pokoju, w którym aktualnie nic nie widziałam. Straciłam kompletnie ochotę na sen. Chodziłam, a moje oczy cały czas były wbite w ekran telefonu. Jedna wiadomość może nagle zepsuć wszystko do tego stopnia, że zastanawiam się czy moje życie to nie jakieś cholerne talk show, albo ukryta kamera. Ba, jeszcze gorzej! Zdarza mi się pomyśleć że jestem w meksykańskiej telenoweli, nawet jeżeli moja aktualna sytuacja nie wiąże się z żadnym z powyższych. Innymi słowy - nie jest zabawnie. Nawet nie próbujcie zaprzeczyć, bo gdyby tak było pewnie spałabym teraz smacznie w moim łóżku śniąc o jednorożcach szukających garnka ze złotem na końcu tęczy. A zamiast tego jestem chora, dostaję jakieś debilne sms'y, nie mogę spać w nocy i czuję się jakbym zaraz miała wyjść z siebie i stanąć obok. O ile zaraz się tak nie stanie. Spojrzałam ze łzami złości które tworzyły szklankę na moich oczach ostatni raz w ekran telefonu zanim nie rzuciłam nim o ziemię. Mimo że telefon sam w sobie nie jest wytrzymały na szybce zrobiła się tylko rysa. Taka malutka. A szkoda.. Przynajmniej nie byłabym jedyną cierpiącą w tym pomieszczeniu. Jeżeli mowa o personifikacji to chyba za często dodaję różnych cech charakterystycznych do mnie przedmiotom. Kolejna fobia, ups.
Spojrzałam na zegarek. Szósta rano. Nie było sensu już zasypiać, więc po prostu wyjęłam z szafy jakieś ubrania, no bo w końcu dzisiaj znowu idę do szkoły. Ciekawa jestem jak mój organizm to wszystko zaakceptuje. Ledwo spałam, tak właściwie to tyle co nic, Jestem nabuzowana i wściekła, to chyba za dużo jak na leciutkie ciało takiej dziewczynki jak ja, hmm?
Udałam się do łazienki, włosy uczesałam, a następnie spięłam w niedbałego koka. Moje wypadające od chemii włosy nadal mi pozwalały na koki, kucyki itp. Mam nadzieję że tak pozostanie.. Chciałoby się, tak. Umyłam twarz, zęby, po czym wyszłam z pomieszczenia. Zeszłam schodami na dół, po drodze łapiąc torbę służącą do szkoły. Zabrałam z blatu znajdującego się w kuchni klucze i pośpiesznie wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi. Byłam już nieco przemęczona, ale skończyłam już zwracać na to uwagę, bo od momentu zdiagnozowania u mnie białaczki nie było ani jednego dnia w którym czułabym się dobrze. I na pewno nie będzie. W ciągu następnych pięciu minut znalazłam się na przystanku autobusowym. Mój autobus jechał 07:09, a do szkoły jechałam z 40 minut, więc raczej zawsze w szkole byłam parę minut przed dzwonkiem. Chyba że była jakaś kolizja, albo inny wypadek - ew. Autobus się zepsuł, ale tyle co on przeżył nie życzę żadnemu innemu pojazdowi.
Wreszcie nadeszła pora i mój autobus przyjechał, wsiadłam pierwszymi drzwiami, ukazując kierowcy który zresztą już mnie znał swój bilet. Zajęłam pojedyncze miejsce z przodu, i założyłam moje białe beatsy, po czym podłączyłam je do mojego telefonu, który parę godzin temu przeżył mały wypadek.
Ciekawe przez kogo, Daria..
Włączyłam piosenkę Eda Sheerana, który miał wysokie miejsce na mojej playliście. Zakochana jestem w tym rudzielcu, przysięgam! Gdyby nie Dawid, to już bym się za niego brała. A zresztą - nie ja jedyna. No bo niby jakie ma znaczenie to że jestem niezliczoną ilość kilometrów od niego, a on nawet nie wie o moim istnieniu? Kwiat też nie zna wszystkich swoich fanów, a oni nie rozpaczają! A co dopiero Justin Bieber. Dziewczyny próbują się rozdziewiczać przy jego plakatach, to dlaczego mi nie wolno pieprzyć muzyki Eda? Ja wiem że życie nie jest sprawiedliwe, ale chyba mam prawo oczekiwać sprawiedliwości jeżeli chodzi o moich mężów, albo nie wiem, koty, psy. Wolny kraj, wolne decyzje, no halo. Dobra, dobra.. Już koniec! Brudne myśli, wychodzić z mojej głowy! N A T Y C H M I A S T ! Przysięgam na Boga, że zaraz nie wytrzymam. Strzeliłam sobie tzw. "facepalma", ale plask był tak głośny że parę osób w moim otoczeniu odwróciło się i popatrzyło na mnie wzrokiem mówiącym "co to było idiotko?"
Pieprzone poczucie humoru. Pieprzony autobus. Pieprzcie się wszyscy, cholerniki.
Jechałam sobie dalej, wpatrując się w znikające za mnie pola, lasy, domki, i jakieś inne budynki, łąki itp. Wreszcie zobaczyłam budynek, który był moją szkołą. Autobus zatrzymał się parę kroków od szkoły, drzwi otworzyły się, a ja wysiadłam. O mało co nie upadłam, ale na szczęście w porę złapałam się ceglanego murka, który uratował mnie przed upadkiem. Głupi ma zawsze szczęście - coś w tym jest. Znalazłam się dokładnie przed drzwiami żółtawo-limonkowego budynku, który może wyglądał dobrze, ale to jakie znajduje się tam towarzystwo przekracza ludzkie granice. Szczerze to nie lubiłam tam chodzić. Mimo że z nauką nie miałam problemów, a nawet pomagałam niektórym, po prostu nie ciągnęło mnie tam. W sumie to wiadome że większość nie lubi chodzić do szkoły, ale nie wolno patrzeć tylko okiem pesymisty, bo nie zauważa się tych dobrych stron uczęszczania do szkoły. Nauka. Nie chodzi mi tu o naukę z książek, z tablicy, zeszytu albo innych źródeł które wykorzystujemy do nauczania, gdy mamy do zrobienia coś zadane przez nauczyciela. Głównie mam na myśli naukę życia. Poznajemy kogoś, zbliżamy się, oddalamy, poznajemy innych. Czasem osoby które znamy właśnie stamtąd okazują się najlepszymi, a niektórzy największą porażką życia. Ale nie wszystko tak naprawdę jest różowe, słodkie i kochane. Uczęszczanie tu sprawia nam również ból. Nie taki ból, że możesz oberwać linijką po ręce od nauczycielki, tak jak to było za czasów gdy uczyć musieli się moi rodzice, dziadkowie. Idealnie pasuje tutaj przysłowie "Kij ma dwa końce. Jednym się bije, a drugim można oberwać." które jest idealnym odzwierciedleniem relacji między uczniami. Dla Was to może i chore, że opowiadam o szkole z punktu widzenia jakiejś ckliwej, wiecznie dramatyzującej dziewczyny, bo mimo że w moim życiu zdarzają się momenty, które można by nagrać i wsadzić do jakiegoś romantycznego filmu, nie jest wcale kolorowe. To tylko parę osób nadaje mu barw, a reszta jest szara.
Po moich długich rozmyśleniach pod szkołą, gdzie kątem oka mogłam zauważyć wzrok prawie każdego przechodnia na mnie. Nie wiem czy chodziło tu o to, że jestem blada, mam podkrążone oczy, albo to że wyglądam jak jakieś gówno, albo czy stoję na środku schodów z nieobecnym wzrokiem wpatrzona w przestrzeń przede mną.. Nie wiem. Tak samo nie wiem dlaczego nikt się ze mną nie przywitał, nie podszedł. Pieprzeni egoiści. A może to ja jestem tak zadufana w sobie że sama do kogoś nie podejdę? Zostańmy przy opcji pierwszej. To inni są źli, ja jestem okej.. Jestem okej.. Bo jestem, chyba.
Bo przecież nikt nie musi wiedzieć że uważam się za bezwartościowe gówno. Że jestem grubą lochą i nie zasługuję na takiego chłopaka jak Dawid. Przecież nie powinno nikogo obchodzić to że zaraz zdechnę przez tą chorobę i tylko udaję uśmiechniętą. Wyżera mnie od środka i nie mogę nic z tym zrobić. To wszystko zabiera mi całą energię, a codzienne czynności to wszystko utrudniają. Chciałabym zostać sama, bez nikogo. Żeby każdy ode mnie odpoczął, a ja siedziała w ciszy, bo przecież każdy powinien mieć na to wyjebane, a na pytać się co u mnie. Przecież wszyscy doskonale wiedzą, że zaraz mogę umrzeć i nic na to nie poradzę. Mam mówić że jest dobrze? Pewnie. Następny żart proszę. Nie jest i na pewno nie będzie. Jestem jakaś psychiczna. Kurwa, czy to kolejna choroba? Nie dość, że męczę się z białymi krwinkami które robią sobie wojnę z moim niegdyś zdrowym organizmem, to jeszcze mam się leczyć na głowę? Śmieszne jest to, że nikt nie rozumie że mam rację.
Dobrze, że nikt nie siedzi w mojej głowie.
Bo nie siedzi..
Prawda?
__________________________________________________________
Rozdział krótki, ale miałam taką wenę..
W następnym będzie się działo, obiecuję!!
niedziela, 31 sierpnia 2014
011: " You can be next, chicka"
*Perspektywa Dawida*
Minął miesiąc. Okrągłe, równe cztery tygodnie. Przez ten okres tak właściwie wiele rzeczy uległo zmianie. Wyprowadziłem się z mojego rodzinnego domu, Daria jest na dobrej drodze do wyleczenia, Gang Kacpra jej nie porwał, Michniewicz wyszła z ukrycia, ale nie będę wdawał się w szczegóły. Ogółem to nie działo się nic ciekawszego. Nikt nie był w niebezpieczeństwie. Daria wraca do szkoły, w jej organizmie jest znaczna poprawa, jak już zresztą mówiłem, dlatego może wrócić na razie do nauki w szkole. Nie ominęło jej tak dużo, jeżeli chodzi o to co się dzieje w znajomościach. Natomiast z nauką może mieć trudności. Ale jest bardzo mądra, na pewno da radę. Ja dzisiaj mam kolejny koncert, więc nie pojawię się w szkole. Właściwie to często mnie w niej nie ma. Przez ostatni okres byłem trochę załamany, bo ludzie są pełni zawiści i tak naprawdę w bardzo prosty sposób mogą zniszczyć drugiego chociażby grą słowną, więc miałem okres przerwy jeśli chodzi o moją karierę. Chodziłem do szkoły, postarałem się wrócić do normalnych zajęć które robiłem zanim stałem się sławny. Po pewnym czasie uznałem że to mój żywioł i nie mogę tego zostawić. Nie mogę zawieść osób które są dla mnie zawsze i wspierają mnie. Nie tylko ja jestem obrażany na każdym kroku, ale i również moi fani, oraz przyjaciele. Szczególnie jeśli chodzi o Darię. Często pojawiają się o niej komentarze w internecie typu "niech ta szmata zginie", "mam nadzieję że wreszcie pozbędziesz się tego paszteta". Ale ku mojemu zaskoczeniu jej to nie rusza. Wręcz przeciwnie - śmieje się i bawi ją to, że zawistne osoby nie potrafią wymyślić czegoś oryginalniejszego. Szczerze to dla mnie też to jest śmieszne, ale nie jestem jeszcze taki odporny, mimo że sam na każdym koncercie pytam się "Gdzie mamy hejterów?" na co publiczność odpowiada "w dupie!" Moi fani.. Są najlepsi, mówiąc krótko. Każdego dnia dziękuję Bogu za to że ich mam, za to że są przy mnie gdy jest źle. Za to że wiem że gdy nikogo nie będzie oni zostaną, będą mnie wspierać. Kocham ich.. Mówię to po raz tysięczny, i powtórzę jeszcze 10 razy tyle.
*****
Ciemne, Warszawskie ulice tego wieczora były bardzo oświetlone. Nie to, że zazwyczaj nie są, ale dla osób które tutaj mieszkają po prostu nie da się tego nie zauważyć.Wszystko było takie inne. Bardziej, uhm.. Jasne,kolorowe? Nie umiem dobrać tego w słowa. Po prostu inny klimat. Nie taki szarobury jak zawsze. Było tu bardziej ruchliwie niż jest normalnie. Szczerze to nie zastanawiałem się dlaczego tak jest. Jedyne co aktualnie znajdowało się w moich myślach to Daria. Spędzałem z nią coraz mniej czasu, interesowałem się nią to pewne, ale nie spotykaliśmy się, nawet prawie nie pisaliśmy. Spędzałem więcej czasu z Aloha Teamem. Nie było żadnych rozrób, wojen gangu i innych rzeczy które wydają się straszne. mimo że jestem do tego przyzwyczajony, a raczej byłem, bo taka długa przerwa oducza pewnych przyzwyczajeń. Nie rozwoziłem narkotyków, nie nosiłem przy sobie pistoletu, nie jarałem fajek jak posrany, nie imprezowałem tyle. Znormalniałem - najprościej mówiąc. Nie byłem taki jak oni. Nawet gdy niedawno wróciłem do gangu, po prostu nie potrafiłem jeszcze wrócić do tego co kiedyś było. Ale muszę. W obronie mojej rodziny, dziewczyny, przyjaciół, którzy pakując mnie ponownie w to gówno - pomijając fakt że sam się w to pakuję - narażają siebie na niebezpieczeństwo. Może tego tak nie widać, ale przyciągam same kłopoty. Poważnie. Ostatnimi czasy gdy imprezowałem zawsze znajdowały się o mnie jakieś artykuły typu "Kwiatkowski ćpunem". Najgorsze jest być jakoś tam znanym w branży muzycznej, albo aktorskiej, czy jakiejkolwiek innej na skalę krajową, bo gdzie nie wyjdziesz tam robią Ci zdjęcia, śledzą. Czasem nawet robią to moi fani. Przykro, nie ukrywam. Wracając do niebezpieczeństwa, na które narażam innych.. Po prostu jestem opryskliwy, łatwo mnie zdenerwować, szybko pakuję się w jakieś bójki które później nie kończą się dobrze, + kolejne artykuły, takiej jak "Kwiatkowski pobity" wtedy to już jest cholernie denerwujące, czasem powoli tracę cierpliwość. Gdy tak myślałem co ja w sumie robię i dlaczego oddalam się od własnej dziewczyny postanowiłem do niej pójść. Może to i chore, bo była druga w nocy, a ona pewnie już spała, to musiałem przeprosić ją teraz. Zmieniłem kierunek i praktycznie pobiegłem w stronę jej domu. Chciałem żeby wiedziała że ją kocham, mimo wszystko. No i chciałem oczywiście mieć pewność że ona mnie też. Nie mówię tu o wiecie jakim pokazaniu, o jakiej pewności. Chciałem to usłyszeć. Jej łagodny głos który mówi że wszystko będzie dobrze, że nic się nie stało, że ona też mnie kocha. Potrzebowałem tego. Ostatnio było u mnie źle, mimo że tego nie widać, ona też nie wiedziała, w końcu mało się do niej odzywałem, mam nadzieję że nie zrozumiała mnie źle, że nie płakała przeze mnie. Wtedy czułbym się jak kompletny palant. Wróć - jestem nim. Potrzebowałem jej całej. Jej oczu, jej zapachu, jej słów. Kiedy znalazłem się pod jej domem poczułem dziwne ukłucie w sercu. Czyżbym się bał? Zignorowałem to i zacząłem wspinać się po rynnie. Okno miała otwarte, Więc bez problemu dostałem się do jej pokoju, usiadłem cicho na jej łóżku i patrzyłem na nią. Spała. Wyglądała tak pięknie, nawet jeżeli zawsze tak wyglądała. Po prostu oniemiałem.Pogładziłem ją po policzku, a jej zamknięte dotychczas oczy delikatnie się otworzyły. Wpatrywała się chwilę prosto w moje oczy, ale jej wzrok był jakiś przybity. Nie wiedziałem o co chodzi, ale szczerze to cholernie się bałem. W końcu postanowiłem się odezwać.
-Co się stało? - Wyszeptałem prawie bezgłośnie.
-To chyba ja powinnam zapytać Ciebie co robisz w MOIM domu, siedząc na MOIM łóżku, o prawie trzeciej w nocy, nie sądzisz? - Powiedziała tonem przecież-to-najbardziej-oczywista-rzecz-na-świecie, prawie się uśmiechając.- A tak na poważnie.. Dlaczego tak długo się nie odzywałeś?
-Właśnie przyszedłem za to przeprosić, mam nadzieję że mi wybaczysz,huh? -Podrapałem się delikatnie po karku.
-No nie wiem, nie wiem.. - Uderzyła delikatnie palcem wskazującym w brodę, tak jakby się zastanawiała. - No pewnie dupku, przecież Cię kocham, wiesz o tym. - Uśmiechnęła się i pacnęła mnie delikatnie w ramię.
-Też Cię kocham.. Ale teraz muszę już iść.. A Ty-śpij dobrze,mała.
*Perspektywa Darii*
-A Ty-śpij dobrze mała. - Powiedział całując mnie w czoło i wyszedł. Leżałam chwilę w bezruchu, rozmarzona o moim księciu z bajki, zastanawiając się czy to nie sen.
Beep. Beep.
Na dźwięk smsa lekko się wzdrygnęłam. Wyciągnęłam swój telefon, a gdy przeczytałam wiadomość-nawet w tej ciemności-byłam pewna że po prostu zbladłam.
Od: Zastrzeżony
Twój książę z bajki ma kiepską przeszłość.
Uważaj chicka, możesz być następna, x
________________________________________________
Boże rozdział cholernie krótki, ale nie miałam w ogóle weny, to jakiś koszmar.
Życzę Wam udanego roku szkolnego miśki które to czytają.
+ Jak myślicie, Daria szybko dowie się o sekretach Dawida?
Minął miesiąc. Okrągłe, równe cztery tygodnie. Przez ten okres tak właściwie wiele rzeczy uległo zmianie. Wyprowadziłem się z mojego rodzinnego domu, Daria jest na dobrej drodze do wyleczenia, Gang Kacpra jej nie porwał, Michniewicz wyszła z ukrycia, ale nie będę wdawał się w szczegóły. Ogółem to nie działo się nic ciekawszego. Nikt nie był w niebezpieczeństwie. Daria wraca do szkoły, w jej organizmie jest znaczna poprawa, jak już zresztą mówiłem, dlatego może wrócić na razie do nauki w szkole. Nie ominęło jej tak dużo, jeżeli chodzi o to co się dzieje w znajomościach. Natomiast z nauką może mieć trudności. Ale jest bardzo mądra, na pewno da radę. Ja dzisiaj mam kolejny koncert, więc nie pojawię się w szkole. Właściwie to często mnie w niej nie ma. Przez ostatni okres byłem trochę załamany, bo ludzie są pełni zawiści i tak naprawdę w bardzo prosty sposób mogą zniszczyć drugiego chociażby grą słowną, więc miałem okres przerwy jeśli chodzi o moją karierę. Chodziłem do szkoły, postarałem się wrócić do normalnych zajęć które robiłem zanim stałem się sławny. Po pewnym czasie uznałem że to mój żywioł i nie mogę tego zostawić. Nie mogę zawieść osób które są dla mnie zawsze i wspierają mnie. Nie tylko ja jestem obrażany na każdym kroku, ale i również moi fani, oraz przyjaciele. Szczególnie jeśli chodzi o Darię. Często pojawiają się o niej komentarze w internecie typu "niech ta szmata zginie", "mam nadzieję że wreszcie pozbędziesz się tego paszteta". Ale ku mojemu zaskoczeniu jej to nie rusza. Wręcz przeciwnie - śmieje się i bawi ją to, że zawistne osoby nie potrafią wymyślić czegoś oryginalniejszego. Szczerze to dla mnie też to jest śmieszne, ale nie jestem jeszcze taki odporny, mimo że sam na każdym koncercie pytam się "Gdzie mamy hejterów?" na co publiczność odpowiada "w dupie!" Moi fani.. Są najlepsi, mówiąc krótko. Każdego dnia dziękuję Bogu za to że ich mam, za to że są przy mnie gdy jest źle. Za to że wiem że gdy nikogo nie będzie oni zostaną, będą mnie wspierać. Kocham ich.. Mówię to po raz tysięczny, i powtórzę jeszcze 10 razy tyle.
*****
Ciemne, Warszawskie ulice tego wieczora były bardzo oświetlone. Nie to, że zazwyczaj nie są, ale dla osób które tutaj mieszkają po prostu nie da się tego nie zauważyć.Wszystko było takie inne. Bardziej, uhm.. Jasne,kolorowe? Nie umiem dobrać tego w słowa. Po prostu inny klimat. Nie taki szarobury jak zawsze. Było tu bardziej ruchliwie niż jest normalnie. Szczerze to nie zastanawiałem się dlaczego tak jest. Jedyne co aktualnie znajdowało się w moich myślach to Daria. Spędzałem z nią coraz mniej czasu, interesowałem się nią to pewne, ale nie spotykaliśmy się, nawet prawie nie pisaliśmy. Spędzałem więcej czasu z Aloha Teamem. Nie było żadnych rozrób, wojen gangu i innych rzeczy które wydają się straszne. mimo że jestem do tego przyzwyczajony, a raczej byłem, bo taka długa przerwa oducza pewnych przyzwyczajeń. Nie rozwoziłem narkotyków, nie nosiłem przy sobie pistoletu, nie jarałem fajek jak posrany, nie imprezowałem tyle. Znormalniałem - najprościej mówiąc. Nie byłem taki jak oni. Nawet gdy niedawno wróciłem do gangu, po prostu nie potrafiłem jeszcze wrócić do tego co kiedyś było. Ale muszę. W obronie mojej rodziny, dziewczyny, przyjaciół, którzy pakując mnie ponownie w to gówno - pomijając fakt że sam się w to pakuję - narażają siebie na niebezpieczeństwo. Może tego tak nie widać, ale przyciągam same kłopoty. Poważnie. Ostatnimi czasy gdy imprezowałem zawsze znajdowały się o mnie jakieś artykuły typu "Kwiatkowski ćpunem". Najgorsze jest być jakoś tam znanym w branży muzycznej, albo aktorskiej, czy jakiejkolwiek innej na skalę krajową, bo gdzie nie wyjdziesz tam robią Ci zdjęcia, śledzą. Czasem nawet robią to moi fani. Przykro, nie ukrywam. Wracając do niebezpieczeństwa, na które narażam innych.. Po prostu jestem opryskliwy, łatwo mnie zdenerwować, szybko pakuję się w jakieś bójki które później nie kończą się dobrze, + kolejne artykuły, takiej jak "Kwiatkowski pobity" wtedy to już jest cholernie denerwujące, czasem powoli tracę cierpliwość. Gdy tak myślałem co ja w sumie robię i dlaczego oddalam się od własnej dziewczyny postanowiłem do niej pójść. Może to i chore, bo była druga w nocy, a ona pewnie już spała, to musiałem przeprosić ją teraz. Zmieniłem kierunek i praktycznie pobiegłem w stronę jej domu. Chciałem żeby wiedziała że ją kocham, mimo wszystko. No i chciałem oczywiście mieć pewność że ona mnie też. Nie mówię tu o wiecie jakim pokazaniu, o jakiej pewności. Chciałem to usłyszeć. Jej łagodny głos który mówi że wszystko będzie dobrze, że nic się nie stało, że ona też mnie kocha. Potrzebowałem tego. Ostatnio było u mnie źle, mimo że tego nie widać, ona też nie wiedziała, w końcu mało się do niej odzywałem, mam nadzieję że nie zrozumiała mnie źle, że nie płakała przeze mnie. Wtedy czułbym się jak kompletny palant. Wróć - jestem nim. Potrzebowałem jej całej. Jej oczu, jej zapachu, jej słów. Kiedy znalazłem się pod jej domem poczułem dziwne ukłucie w sercu. Czyżbym się bał? Zignorowałem to i zacząłem wspinać się po rynnie. Okno miała otwarte, Więc bez problemu dostałem się do jej pokoju, usiadłem cicho na jej łóżku i patrzyłem na nią. Spała. Wyglądała tak pięknie, nawet jeżeli zawsze tak wyglądała. Po prostu oniemiałem.Pogładziłem ją po policzku, a jej zamknięte dotychczas oczy delikatnie się otworzyły. Wpatrywała się chwilę prosto w moje oczy, ale jej wzrok był jakiś przybity. Nie wiedziałem o co chodzi, ale szczerze to cholernie się bałem. W końcu postanowiłem się odezwać.
-Co się stało? - Wyszeptałem prawie bezgłośnie.
-To chyba ja powinnam zapytać Ciebie co robisz w MOIM domu, siedząc na MOIM łóżku, o prawie trzeciej w nocy, nie sądzisz? - Powiedziała tonem przecież-to-najbardziej-oczywista-rzecz-na-świecie, prawie się uśmiechając.- A tak na poważnie.. Dlaczego tak długo się nie odzywałeś?
-Właśnie przyszedłem za to przeprosić, mam nadzieję że mi wybaczysz,huh? -Podrapałem się delikatnie po karku.
-No nie wiem, nie wiem.. - Uderzyła delikatnie palcem wskazującym w brodę, tak jakby się zastanawiała. - No pewnie dupku, przecież Cię kocham, wiesz o tym. - Uśmiechnęła się i pacnęła mnie delikatnie w ramię.
-Też Cię kocham.. Ale teraz muszę już iść.. A Ty-śpij dobrze,mała.
*Perspektywa Darii*
-A Ty-śpij dobrze mała. - Powiedział całując mnie w czoło i wyszedł. Leżałam chwilę w bezruchu, rozmarzona o moim księciu z bajki, zastanawiając się czy to nie sen.
Beep. Beep.
Na dźwięk smsa lekko się wzdrygnęłam. Wyciągnęłam swój telefon, a gdy przeczytałam wiadomość-nawet w tej ciemności-byłam pewna że po prostu zbladłam.
Od: Zastrzeżony
Twój książę z bajki ma kiepską przeszłość.
Uważaj chicka, możesz być następna, x
________________________________________________
Boże rozdział cholernie krótki, ale nie miałam w ogóle weny, to jakiś koszmar.
Życzę Wam udanego roku szkolnego miśki które to czytają.
+ Jak myślicie, Daria szybko dowie się o sekretach Dawida?
piątek, 22 sierpnia 2014
010: "Hospital, Karasiov Home"
*Trzecia osoba*
Piękny, letni poranek. Promienie słoneczne przebijające się przez pomarańczowe szpitalne zasłony delikatnie drażniąc skórę dziewczyny, która zrobiona była jakby z porcelany. Tak, taka delikatna była brązowa opalenizna Darii. Przewróciła się na drugi bok, nie mogąc znieść światła dostającego się do jej zamkniętych jeszcze oczu. Była bardzo ładna, nie dało się ukryć. Dawid to szczęściarz-krótko mówiąc. Pomijając jej urodę, której zdecydowanie jej nie brakowało, była bardzo inteligentna. Miała wysoką średnią, ale wśród rówieśników nie miała opinii kujona. Czasem nawet pomagała innym w nauce, gdy nie najlepiej im szło. Miała takie dobre serce. Szkoda, że tyle razy za to oberwała.
W końcu, gdy całkowicie otworzyła oczy wydała z siebie dziwny pomruk. Na łóżku obok nie było charakterystycznego brązowego misia, a na stoliku zdjęcia blondynki, z którą dzieliła szpitalny pokój. Gdy tak o tym myślała, w pokoju znalazła się pielęgniarka.
-To Twoje lekarstwa. - Oznajmiła i podała jej kilka tabletek, oraz szklankę wody.
-Co się stało z Dorotą? - Zapytała nie zwracając szczególnie na tackę z pigułkami, podnosząc się do pozycji siedzącej. Zaciekawiona wpatrywała się w pielęgniarkę, oczekując odpowiedzi. Ta natomiast podrapała się ze zdenerwowania po karku. Odchrząknęła i spokojnie zaczęła.
-Wiesz, Daria. Czasem wszystko staje się słabsze i zło przewyższa każdą siłę. Życie to nie bajka, wiesz? - Chciała mówić dalej, ale brunetka jej przerwała.
-Nie mów że ona.. - Załkała cicho.
-Daria, ona przegrała. Jej serduszko nie dało rady, a organizm na skraju wyczerpania. Poddała się. 0 Jej głos był złamany. - Jest w niebie.
-Nie. - Wstała głośno mówiąc. - Nie. - Podeszła do łóżka, usłanego tą samą białą pościelą. Jedyne czym się różniło, to brak tej pogodnej dziewczyny która nauczyła ją walczyć. - Nie! 0 Rzuciła, i upadła bezsilnie na podłogę. Rozpłakała się zupełnie jak niemowlak. Jej dobra koleżanka po tylu latach walki upadła. Ona nie chciała jeszcze umierać, Dorota pewnie też. Szkoda, miejmy nadzieję że tam będzie jej lepiej. Nagle, ni stąd, ni zowąd w sali znalazł się brunet. Dawid szybko zobaczył skuloną na podłodze dziewczynę. Usiadł koło niej, a ona mimowolnie się do niego wtuliła. Pielęgniarka widząc to, po prostu po cichu wyszła. Para siedziała w przyjemnej ciszy, słysząc jedynie swoje oddechy i coraz bardziej bezgłośne łkanie dziewczyny. Ona, poza tym słyszała jeszcze bicie jego serca. Organu, który bił wciąż dla niej. Myśląc o tym rozpłynęła się i przytulona do niego zasnęła. Jego zdaniem wyglądała słodko gdy śpi. Poprawka. Ona zawsze wyglądała słodko. Była idealna. Przeniósł ją na szpitalne łóżko kładąc na nim. Nakrył ją kołdro, i całując w czoło na pożegnanie po prostu się uśmiechnął. Przez chwilę jeszcze jego oczy wpatrzone były w dziewczynę, ale po pewnym czasie wyszedł, po cichu zamykając drzwi. Wiedział że możliwe że ten moment był ostatnim z ich słodkich - a szkoda.
*Perspektywa Dawida*
Większość rzeczy które dzieją się teraz w mojej głowie tak właściwie nie powinny mieć miejsca. Spojrzałem na zieloną opaskę na moim nadgarstku i westchnąłem. Nigdy nie pomyślałbym że nadejdzie moment, w którym wrócę do swoich "prac" To jest niepojęte. Mam tylko nadzieję, że moi bliscy na tym nie ucierpią. Oni niczym nie zawinili - a szczególnie Daria i moi rodzice. Gdy tak rozmyślałem o sensie tego wszystkiego przechadzając się po zielonych uliczkach Warszawy, obserwując ludzi dookoła w moich uszach rozległ się dźwięk sygnału w telefonie. Na wyświetlaczu pojawiło się "Wrzosek"
-Halo?
-Stary, przyjedź tu. Teraz. - Powiedział ostro nabuzowany Sebastian. - Akcja będzie.
-Uhm, no dobra. Gdzie mam przyjechać? - Zapytałem nieco zdezorientowany.
-Dom Karasiova. - Odpowiedział krótko.
-Zaraz będę. - Po tych słowach rozłączyłem się i zacząłem biec w stronę domu Denego. Złapałem kilka dziwnych spojrzeń od przechodniów, ale w tamtym momencie nie zwracałem na to uwagi. Nagle - wpadłem na kogoś.
-Uważaj jak chodzisz, cwelu. - Do moich uszu dotarł nieprzyjemny głos. Super, pomyślałem.
-Ta, sory, spieszę się. - Spojrzałem na niego, a jego pięści zacisnęły się, powodując u mnie nieprzyjemny dreszcz.
-To Ty.. - Spojrzałem na niego z wyraźnym zdezorientowaniem po raz setny w tej minucie.
-Nie wiem o co chodzi, ale nie przypominam sobie żebyśmy przeszli na "Ty." - Warknąłem.
-Słuchaj, leszczu. Jeszcze raz zobaczę Cię w pobliżu mojej laski, uwierz mi, że będzie z Tobą krucho, chuju. - Splunął z jadem.
-Pedale, ona sama mnie pocałowała, szybko ją odepchnąłem. Ale widocznie nie jesteś dla niej wystarczająco dobry, skoro poleciała na pierwszego lepszego w klubie. Lub inaczej. Twoja dziewczyna to dziwka. - Po tych słowach zarobiłem od niego w twarz. Po chwili sam zacisnąłem pięści, i jedna z nich spotkała się z jego nosem. Zostawiając go zwijającego się z bólu zacząłem biec dalej, przypominając sobie o tym że miałem być u Daniela za chwilę. Po chwili dotarłem na miejsce. Zadzwoniłem dzwonkiem który po chwili rozległ się w całym domu. Usłyszałem kroki, i po paru sekundach drzwi się uchyliły, ukazując sylwetkę Rudego.
-Wchodź. - Powiedział i mocniej uchylił drzwi. Dawno mnie tu nie było. Dużo się tutaj zmieniło od tego czasu szczerze mówiąc. Duży żyrandol powieszony w salonie był bardzo ładny. Pamiętam, jak razem go kradliśmy, stare "dobre" czasy. Były najlepsze, bo z przyjaciółmi. O czym ja tu w ogóle mówię... Białe ściany dobrze komponowały się z kremową skórzaną sofą, na której siedział cały skład Aloha Teamu, który od niedawna był również gangiem Fresh Kings. Twarze wszystkich skierowane były na mnie. Widać było w nich strach, co oznaczało że to coś ważnego.
-Stary..- Zaczął Igor.
-Co się dzieje? - Zapytałem ze zmieszaniem.
-Oni... Wrócili.
-Kto wrócił?
-Mruk i reszta. Oni... Są w Naszym mieście. Oni chcą je zabrać, rozumiesz? - Prawie ryknął, ale powstrzymał się wiedząc, że nie lubię tego.
-Chcą zabrać kogo? - Za dużo pytań zadaje..
-Dziewczyny i... - Zatrzymał na chwilę żeby przełknąć ślinę. - Darię. Chcą ją zabrać.
-Skąd Wy to wiecie? - Po moim pytaniu Igor niechętnie wstał z kanapy i podał mi żółtą karteczkę, która najprawdopodobniej była właśnie od nich. Rozwinąłem ją i zacząłem czytać.
"Lepiej uważajcie kto się między Wami kręci, bo Wasze dziewczynki
mogą zostać bez ochrony, u Nas. Ach, no i jakbym zapomniał..
Do szpitala włamać się bardzo prosto, Daria okna wysoko nie ma,
a takiej laski bym nigdy nie przepuścił. Uważajcie lepiej, zanim coś się im stanie."
Nie mogłem uwierzyć własnym oczom w to, co właśnie przeczytałem. Przecież to nie możliwe, do cholery. Nie mogą uszanować tego że Daria jest chora? Ale przecież chwila.. Daria w szpitalu wiecznie nie jest. Można by ich tam zastać..
-Ej chłopaki.. - Zacząłem powoli. Ich twarze obróciły się w moją stronę wyczekując szczegółów. -Trzeba załatwić Karli, Magdzie i Sarze ochronę. To po pierwsze. - Pokazałem jeden palec, jakbym odliczał. - Po drugie. Daria w szpitalu nie jest zawsze. Jutro już wychodzi, a oni do jutra się tam nie dostaną. Można by ich tam złapać, nastraszyć.. No wiecie o co mi chodzi, prawda? - Skinęli głowami na "tak".
-Czyli trzeba obmyślić plan, okej. - Powiedziała Karla.
-No to tak...
Piękny, letni poranek. Promienie słoneczne przebijające się przez pomarańczowe szpitalne zasłony delikatnie drażniąc skórę dziewczyny, która zrobiona była jakby z porcelany. Tak, taka delikatna była brązowa opalenizna Darii. Przewróciła się na drugi bok, nie mogąc znieść światła dostającego się do jej zamkniętych jeszcze oczu. Była bardzo ładna, nie dało się ukryć. Dawid to szczęściarz-krótko mówiąc. Pomijając jej urodę, której zdecydowanie jej nie brakowało, była bardzo inteligentna. Miała wysoką średnią, ale wśród rówieśników nie miała opinii kujona. Czasem nawet pomagała innym w nauce, gdy nie najlepiej im szło. Miała takie dobre serce. Szkoda, że tyle razy za to oberwała.
W końcu, gdy całkowicie otworzyła oczy wydała z siebie dziwny pomruk. Na łóżku obok nie było charakterystycznego brązowego misia, a na stoliku zdjęcia blondynki, z którą dzieliła szpitalny pokój. Gdy tak o tym myślała, w pokoju znalazła się pielęgniarka.
-To Twoje lekarstwa. - Oznajmiła i podała jej kilka tabletek, oraz szklankę wody.
-Co się stało z Dorotą? - Zapytała nie zwracając szczególnie na tackę z pigułkami, podnosząc się do pozycji siedzącej. Zaciekawiona wpatrywała się w pielęgniarkę, oczekując odpowiedzi. Ta natomiast podrapała się ze zdenerwowania po karku. Odchrząknęła i spokojnie zaczęła.
-Wiesz, Daria. Czasem wszystko staje się słabsze i zło przewyższa każdą siłę. Życie to nie bajka, wiesz? - Chciała mówić dalej, ale brunetka jej przerwała.
-Nie mów że ona.. - Załkała cicho.
-Daria, ona przegrała. Jej serduszko nie dało rady, a organizm na skraju wyczerpania. Poddała się. 0 Jej głos był złamany. - Jest w niebie.
-Nie. - Wstała głośno mówiąc. - Nie. - Podeszła do łóżka, usłanego tą samą białą pościelą. Jedyne czym się różniło, to brak tej pogodnej dziewczyny która nauczyła ją walczyć. - Nie! 0 Rzuciła, i upadła bezsilnie na podłogę. Rozpłakała się zupełnie jak niemowlak. Jej dobra koleżanka po tylu latach walki upadła. Ona nie chciała jeszcze umierać, Dorota pewnie też. Szkoda, miejmy nadzieję że tam będzie jej lepiej. Nagle, ni stąd, ni zowąd w sali znalazł się brunet. Dawid szybko zobaczył skuloną na podłodze dziewczynę. Usiadł koło niej, a ona mimowolnie się do niego wtuliła. Pielęgniarka widząc to, po prostu po cichu wyszła. Para siedziała w przyjemnej ciszy, słysząc jedynie swoje oddechy i coraz bardziej bezgłośne łkanie dziewczyny. Ona, poza tym słyszała jeszcze bicie jego serca. Organu, który bił wciąż dla niej. Myśląc o tym rozpłynęła się i przytulona do niego zasnęła. Jego zdaniem wyglądała słodko gdy śpi. Poprawka. Ona zawsze wyglądała słodko. Była idealna. Przeniósł ją na szpitalne łóżko kładąc na nim. Nakrył ją kołdro, i całując w czoło na pożegnanie po prostu się uśmiechnął. Przez chwilę jeszcze jego oczy wpatrzone były w dziewczynę, ale po pewnym czasie wyszedł, po cichu zamykając drzwi. Wiedział że możliwe że ten moment był ostatnim z ich słodkich - a szkoda.
*Perspektywa Dawida*
Większość rzeczy które dzieją się teraz w mojej głowie tak właściwie nie powinny mieć miejsca. Spojrzałem na zieloną opaskę na moim nadgarstku i westchnąłem. Nigdy nie pomyślałbym że nadejdzie moment, w którym wrócę do swoich "prac" To jest niepojęte. Mam tylko nadzieję, że moi bliscy na tym nie ucierpią. Oni niczym nie zawinili - a szczególnie Daria i moi rodzice. Gdy tak rozmyślałem o sensie tego wszystkiego przechadzając się po zielonych uliczkach Warszawy, obserwując ludzi dookoła w moich uszach rozległ się dźwięk sygnału w telefonie. Na wyświetlaczu pojawiło się "Wrzosek"
-Halo?
-Stary, przyjedź tu. Teraz. - Powiedział ostro nabuzowany Sebastian. - Akcja będzie.
-Uhm, no dobra. Gdzie mam przyjechać? - Zapytałem nieco zdezorientowany.
-Dom Karasiova. - Odpowiedział krótko.
-Zaraz będę. - Po tych słowach rozłączyłem się i zacząłem biec w stronę domu Denego. Złapałem kilka dziwnych spojrzeń od przechodniów, ale w tamtym momencie nie zwracałem na to uwagi. Nagle - wpadłem na kogoś.
-Uważaj jak chodzisz, cwelu. - Do moich uszu dotarł nieprzyjemny głos. Super, pomyślałem.
-Ta, sory, spieszę się. - Spojrzałem na niego, a jego pięści zacisnęły się, powodując u mnie nieprzyjemny dreszcz.
-To Ty.. - Spojrzałem na niego z wyraźnym zdezorientowaniem po raz setny w tej minucie.
-Nie wiem o co chodzi, ale nie przypominam sobie żebyśmy przeszli na "Ty." - Warknąłem.
-Słuchaj, leszczu. Jeszcze raz zobaczę Cię w pobliżu mojej laski, uwierz mi, że będzie z Tobą krucho, chuju. - Splunął z jadem.
-Pedale, ona sama mnie pocałowała, szybko ją odepchnąłem. Ale widocznie nie jesteś dla niej wystarczająco dobry, skoro poleciała na pierwszego lepszego w klubie. Lub inaczej. Twoja dziewczyna to dziwka. - Po tych słowach zarobiłem od niego w twarz. Po chwili sam zacisnąłem pięści, i jedna z nich spotkała się z jego nosem. Zostawiając go zwijającego się z bólu zacząłem biec dalej, przypominając sobie o tym że miałem być u Daniela za chwilę. Po chwili dotarłem na miejsce. Zadzwoniłem dzwonkiem który po chwili rozległ się w całym domu. Usłyszałem kroki, i po paru sekundach drzwi się uchyliły, ukazując sylwetkę Rudego.
-Wchodź. - Powiedział i mocniej uchylił drzwi. Dawno mnie tu nie było. Dużo się tutaj zmieniło od tego czasu szczerze mówiąc. Duży żyrandol powieszony w salonie był bardzo ładny. Pamiętam, jak razem go kradliśmy, stare "dobre" czasy. Były najlepsze, bo z przyjaciółmi. O czym ja tu w ogóle mówię... Białe ściany dobrze komponowały się z kremową skórzaną sofą, na której siedział cały skład Aloha Teamu, który od niedawna był również gangiem Fresh Kings. Twarze wszystkich skierowane były na mnie. Widać było w nich strach, co oznaczało że to coś ważnego.
-Stary..- Zaczął Igor.
-Co się dzieje? - Zapytałem ze zmieszaniem.
-Oni... Wrócili.
-Kto wrócił?
-Mruk i reszta. Oni... Są w Naszym mieście. Oni chcą je zabrać, rozumiesz? - Prawie ryknął, ale powstrzymał się wiedząc, że nie lubię tego.
-Chcą zabrać kogo? - Za dużo pytań zadaje..
-Dziewczyny i... - Zatrzymał na chwilę żeby przełknąć ślinę. - Darię. Chcą ją zabrać.
-Skąd Wy to wiecie? - Po moim pytaniu Igor niechętnie wstał z kanapy i podał mi żółtą karteczkę, która najprawdopodobniej była właśnie od nich. Rozwinąłem ją i zacząłem czytać.
"Lepiej uważajcie kto się między Wami kręci, bo Wasze dziewczynki
mogą zostać bez ochrony, u Nas. Ach, no i jakbym zapomniał..
Do szpitala włamać się bardzo prosto, Daria okna wysoko nie ma,
a takiej laski bym nigdy nie przepuścił. Uważajcie lepiej, zanim coś się im stanie."
Nie mogłem uwierzyć własnym oczom w to, co właśnie przeczytałem. Przecież to nie możliwe, do cholery. Nie mogą uszanować tego że Daria jest chora? Ale przecież chwila.. Daria w szpitalu wiecznie nie jest. Można by ich tam zastać..
-Ej chłopaki.. - Zacząłem powoli. Ich twarze obróciły się w moją stronę wyczekując szczegółów. -Trzeba załatwić Karli, Magdzie i Sarze ochronę. To po pierwsze. - Pokazałem jeden palec, jakbym odliczał. - Po drugie. Daria w szpitalu nie jest zawsze. Jutro już wychodzi, a oni do jutra się tam nie dostaną. Można by ich tam złapać, nastraszyć.. No wiecie o co mi chodzi, prawda? - Skinęli głowami na "tak".
-Czyli trzeba obmyślić plan, okej. - Powiedziała Karla.
-No to tak...
wtorek, 19 sierpnia 2014
009: "Fresh Kings Reactivation"
*Perspektywa Dawida*
Nie chciałem tego. Ale to wszystko było silniejsze. Każda prośba, każdy łamiący się głos Denego. Po prostu nie mogłem temu zaradzić. Wiem, że gdyby Daria, moi rodzice, albo osoby które w jakiś tam sposób są ważne w moim życiu dowiedziały się w jaki sposób kiedyś radziłem sobie z życiem, albo jak pomagałem innym sobie z nim radzić. Bo przemyt narkotyków działa w dwie strony. Nie wiem czy to wiecie, bo ja sam do nie dawna nie wiedziałem. Każdy szmer, każda osoba budziła we mnie jakieś emocje. W tym czasie kiedy należałem do "fresh kings" moje życie było o 180 stopni inne niż moje aktualne życie. Wtedy to nie było życie na jakie zasługiwał ktokolwiek. Nawet mój największy wróg. Wieczne kłótnie, bójki, strzelaniny, takie wojny między gangami. Problemów z policją dotychczas nie miałem.. Ale.. A z resztą nie ważne. Po prostu patrzyłem na każdą osobę z wyższością, z pogardą. Wtedy nie wiedziałem komu można ufać. Myślałem że jestem najlepszy i mogę wszystko, do pewnego momentu, aż nie wymierzono we mnie kulki. Gdy tak rozmyślałem nad sensem mojego życia, i tego co ja właściwie w tym momencie robię, z zamyśleń wyrwał mnie ten znany, przepełniony jadem i brakiem szacunku głos.
-Kwiat! Kopę lat ćpunie! - Poklepał mnie po plecach tak, że prawie się zakrztusiłem własną śliną Kacper. To była osoba która miała niezłe wtyki. No w sumie to ją też można było nazwać wtykiem. Liczne morderstwa, rozróby, miał własny "prywatny" burdel i znęcał się nad dziewczynami w moim wieku. Najczęściej były to dziewczyny, których chłopcy nie mieli już pieniędzy, a one w pewnym stopniu odpracowywały to za nich. Jakie smutne musiało być ich życie, gdy musiały dawać każdemu na około, bez sprzeciwu. Niby dla miłości robi się wszystko, ale takie akcje to zdecydowana przesada.
-Nie jestem ćpunem. - Syknąłem ze złością. Nie mógł się zwracać do mnie w ten sposób. Nie jestem jakąś szmatą, ani męską dziwką jaką był kiedyś on. Po prostu należy mi się szacunek i to chyba najbardziej sobie cenię u innych. Jak ktoś nie ma do ludzi szacunku, na samym początku jest u mnie całkowicie skreślony.
-Nie? A co dostarczałeś Mrukowi? Jeżeli dalej jesteś z tymi swoimi kolegami w gangu, to wiedz że z Tobą dobrze nie będzie. Pamiętaj że z kim przystajesz takim się stajesz. - Prychnął i ironicznie się zaśmiał.
-Nie Twoja w tym główka, Kacper. Lepiej się zamknij, bo wiem co robisz po nocach i uwierz, reszta osób które Cię znają miała by z tego niezłą polewkę. - Ja również sarkastycznie się zaśmiałem na co ten tylko się zarumienił. Baba z niego, pomyślałem.
-Oj Dawidku, mało wiesz o życiu. Jeżeli tylko byś spróbował coś powiedzieć, byłbyś krótko mówiąc martwy. Zresztą już jesteś w cholernym niebezpieczeństwie, bo to jak się do mnie odzywasz przekracza ludzkie granice. - Powiedział do mnie tonem matki ochrzaniającej swoje dziecko za to że wrócił później z podwórka.
-Czego chcesz? Pieniędzy, ubrań, władzy? Dlaczego męczysz mnie zamiast zacząć sobie układać normalne życie? Sam wiesz, że w życiu jesteś nikim. Jesteś do dupy, stary. Cały czas Ci się wydaje że możesz rządzić każdym, ale ludzie tak naprawdę się Ciebie boją, bo możesz ich zabić.
-Ciebie też mogę.
-Tak, ale nie zrobisz tego. -Posłałem mu spokojne spojrzenie, wiedziałem co robić w takiej sytuacji.
-Jesteś tego taki pewien? - Wyciągnął z kieszeni pistolet i wycelował nim we mnie. Zaśmiałem się mu prosto w twarz, niby nie można igrać z ogniem - no cóż, ja jestem ogniem, on może jakimś marnym płomyczkiem.
-Chcesz dostać dożywocie? - Tak, tego by nie chciał. Jestem pewien. Ba! Nawet bardziej niż pewien. Po prostu to wiem.
-Nikt się nie dowie, to pustkowie, Kwiatkowski.
-Wiesz... Możesz mnie zabić, ale jeżeli to zrobisz to wszystko wyjdzie na jaw.
-Dlaczego jesteś taki pewny siebie, Dawid? - Zapytał, całkiem poważnie, jak mniemam.
-Jeżeli bym się przed Tobą kulił i błagał o życie byłbym wtedy dziewczynką w skórze nastolatka. - Wyjaśniłem krótko.
-Ujdziesz z życiem, pod jednym warunkiem. - Wyjął karty i liczył że zagram z nim w wojnę? Niedoczekanie.
-Pieprz się, nie stawiaj mi warunków, nie jestem psem.
-Może moja oferta Cię zainteresuje.
-Czego chcesz, Kacper?
-Nagraj jak się zabawiasz ze swoją laską.
-Pogięło Cię? Jaką satysfakcję będziesz miał?
-Po prostu to zrób. Nie bój się, nie musisz być z nią delikatny, spodoba jej się to. - Mrugnął do mnie z humorem.
-Łatwo Ci mówić, ale trudno zrobić. Daria ma białaczkę, nie zrobię jej tego, idioto.
-To z jakąś inną dziewczyną. - Co?!
-Czy boli Ciebie ten Twój durny łeb, pojebało Cię stary i to ostro. -Zacząłem przeklinać, mimo że rzadko to robiłem. Boże.
-Z dziewczyną Michalika się nie krępowałeś. - Z dziewczyną kogo? O co chodzi?
-Nie rozumiem o czym Ty mówisz..
-Czerwona sukienka, klub Meduza, ubikacja.. Nic Ci to nie mówi? - Zaśmiał się. Ten fałszywy śmiech zaczyna mnie poważnie denerwować.
-Kurwa, skąd wiesz? - Jak już wiedział, to ja też chcę wiedzieć skąd on ma takie informacje.
-Myślisz że Karolina naprawdę trzymałaby język za zębami? - Zacisnąłem zęby, myślałem że zaraz odpadnie mi szczęka. Buzowała we mnie taka złość, że uderzyłem w ścianę.
-Cholera! - Nie wiem czy mój krzyk był spowodowany nagłym bólem, czy zaistniałą sytuacją, ale nie jestem babą dlatego wybieram opcję drugą, okej? -Boże, nie cierpię jej.
-Nie ważne. Co Ci szkodzi? Przecież to będzie szybka znajomość. Bez zobowiązań.
-Co będę z tego miał? - Zapytałem niepewnie.
-Oprócz przyjemności? Twoja dziewczyna ujdzie z życiem, jeżeli tego nie zrobisz ona umrze. Moi chłopcy się upewnią że będzie cierpiała tak długo, dopóki nie będzie miała siły cierpieć.
-Dlaczego to robisz?
-Robię co? - Sukinsyn ma jeszcze czelność się pytać. Ludy, ratujcie mnie.
-Niszczysz.
-Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Nie pamiętasz jaki koszmar niedawno przez Ciebie przeżywałem? Zniszczyłeś mnie. Teraz ja niszczę Ciebie. Zastanów się i przyjdź. Wiesz gdzie mnie szukać. - Odwrócił się i po prostu wyszedł. Zabrał mi resztki godności. Ja miałbym się całować z zupełnie obcą dla mnie dziewczyną, nakręcić to, a w dodatku jeszcze mu wysłać? Za tym coś się kryło, ale ja musiałem się dowiedzieć co. Postanowiłem reaktywować nasz gang śledczy. Wykręciłem numer do Wrzoska. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Czwarty. Już miałem się wyłączać kiedy nagle jego głos odbił się echem w moich uszach.
-Czego? - Ups. Chyba ktoś tu ma okres.
-Potrzebuję Was, cholera. Natychmiast.
-Ulica?
-Magazyn za garażami, wiecie gdzie. - Odpowiedziałem krótko.
-Zaraz będziemy. - Po tych słowach rozłączył się, jakby wiedział co się stało. Czy oni mają jakiś podsłuch, czy co? Usiadłem na jakiejś dużej cegle i oczekiwałem ich przyjścia. Cholera, cholera, cholera! Nie mogłem zrobić tego Darii, ale ona by umarła, ten gość jest psychiczny, zabił już tyle ludzi.. Nie mógł zrobić tego jej. Ona niczym nie zawiniła. Nie wpakowywałem jej nigdy w to bagno, nie miałem takiego zamiaru. Dlaczego ona przez moje "prace", jeśli tak to mogę nazwać ma cierpieć? Kochałem ją. Ufałem jak nikomu innemu, nei wiem co bym sobie zrobił jakby jej nie było. A teraz - tak czy tak ją stracę. Usłyszałem kroki, odwróciłem się i zobaczyłem cały Aloha Team, który teraz wyglądał inaczej niż rok temu. Dojrzalsi, bardziej muskularni. A ja? Dalej taki sam. Ale oni zabijali, niszczyli. Nie mogłem taki być, ale to była nagła sytuacja.
-Co jest, Dawid? - W końcu odezwał się Sebastian.
-No bo.... - Zacząłem.
-Zaczynaj, do chuja pana. Nie mamy całego dnia! - Warknął na mnie. Eh. Zawsze nabuzowany Wrzosiu.
- Spotkałem się z Kacprem.
-Co?! I co Ci nagadał? - Ciekawska dusza, już wiem po kim to mam. Co ja wygaduję...
-Powiedział, że jeżeli nie nagram mojego pocałunku z jakąś laską i mu nie wyślę to on zabije Darię. - Przełknąłem głośno ślinę, a w gardle utworzyła mi się wielka gula. -Nienawidzę go, z całego mojego pieprzonego serca!
- I co chcesz żebyśmy zrobili? - Zapytał.
-Reaktywujmy "fresh kings" -Oznajmiłem.
-Stary, "Fresh Kings" już dawno nie istnieją. Nie możemy tego tak po prostu reaktywować.
-Mam to w dupie czy to istnieje, czy nie, póki moja dziewczyna jest w gównie i może jej się coś stać, do cholery! - Zdenerwowałem się i nie chciałem go słuchać - ale nie mogłem sobie tak po prostu pójść, bo wiem że nic się nie uda bez jego pomocy, a trzeba szybko działać zanim coś jej się stanie.
-Dobra, dobra! Chłopaki - co o tym myślicie?- Zwrócił się do Daniela, Grzecha, Igora i paru innych chłopaków, ale nie pamiętałem ich imion. Dziwne, co? Oni tylko skinęli głowami i spojrzeli porozumiewawczo na mnie. - No więc dobra, ja mam zawsze wszystko w gotowości, więc to Wasze opaski. - Spojrzałem na zielone bransoletki, na każdej było napisane coś po innym języku. Założę się że to Nasze imiona, ale nigdy tak naprawdę chyba się nie dowiem, a pytać nie będę, bo wyjdę na takiego co nic nie wie. Podał każdemu jedną i kazał zapiąć na ręce. Posłusznie wykonaliśmy zadanie, i spisaliśmy od siebie numery jeszcze raz, aby upewnić się że mamy do każdego kontakt. Nie będę słuchać jego rozkazów tylko dlatego że coś na mnie ma. Stawia mi chore warunki i myśli że będę latał za nim jak pies tylko dlatego, że on wie że ja tak naprawdę się go nie boję, ale moja dziewczyna jest dla mnie najważniejsza i nie mam zamiaru po raz kolejny jej ranić. Po krótkiej rozmowie wszyscy udaliśmy się do swoich samochodów. To znaczy: Ja do swojego, oni do busa, czy czegoś tam. Nie wiem czy wszyscy mieli własne samochody, ale wydaje mi się że taki bus to prostsza sprawa. Ciekawe czy kradziony, może raz nie igrali z ogniem i po prostu go wypożyczyli? Tak. Następny żart proszę. Żadna z rzeczy która należy do nich nie jest robiona z czystymi rękoma przy końcowym efekcie. Zawsze jest zamieszany w to gang, a nie po prostu grupka przyjaciół. Bywa. Gdy dojechałem do domu, zgasiłem silnik i stanąłem przed drzwiami musiałem się jeszcze raz zastanowić i pomyśleć jaką będę miał wymówkę że nie było mnie 3 dni w domu. Przemycałem narkotyki i zawiozłem je na drugi koniec kraju? Ta informacja chyba by się nie spodobała mamie. Pomyślałem jeszcze chwilę, a gdy już wymyśliłem moją super wymówkę odchrząknąłem i przekręciłem klucz. Dostałem się do domu, a w progu stała mama z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Super.
-Mogę wiedzieć gdzie podziewałeś się przez trzy dni? Od zmysłów odchodziłam! Twój ojciec też! - Na ostatnie zdanie wzdrygnąłem się. Ojciec rozmawia z matką? O co chodzi?
-Od kiedy tata nagle się zaczął mną przejmować? Dopiero co Nas zostawił a Ty już z nim rozmawiasz? - Wściekły zacząłem mój monolog, szczerze to wątpiłem że będę w stanie się powstrzymać i zacznę robić kazanie własnej matce. Takim właśnie jestem dupkiem.
-Nie interesuj się, pieprzony gówniarzu! Wyjdź stąd! - Wrzasnęła tak, że zdziwiłbym się gdyby któryś z sąsiedzi jej nie usłyszał. Ale jedyne co mogę robić, to wątpić w to. Bez słowa odszedłem. Założyłem moje czarne słuchawki marki sony i włączyłem pierwszą lepszą piosenkę. Leżąc tak i pisząc z Darią o głupotach tak właściwie, uśmiechałem się do ekranu. Tylko ona nie wiedząc nic potrafi pocieszyć mnie jak nikt inny. Tak. Nie powiedziałem jej o zaistniałej sytuacji. I na razie nie miałem powiedzieć. Wiem, że związek powinien być oparty na zaufaniu, ale nie chcę jej w to mieszać. Dopóki nie będzie możliwości że coś jej się stanie, nic nie będzie wiedziała. Potem - pomyślimy. Na razie nic nie wie i niech tak pozostanie do kurwy nędzy. Co to, jakiś dzień wyzwisk i przekleństw? Przy Aloha Teamie, jeżeli to jeszcze mogę tak nazwać zawsze zmieniam się nie do poznania. Jestem bardziej.. Wybuchowy, nie wiem jak to inaczej ująć. Łatwiej się denerwuję, tyle że to z powodu nagłego stresu. Wiem że w każdym momencie może wyskoczyć ktoś z innego gangu i powystrzelać Nas wszystkich. Och, nie chcielibyście być w mojej skórze. Muszę wreszcie przywyknąć do tego, że życie ma mnie za durnia. Ciągle.
czwartek, 14 sierpnia 2014
008. "Don't say that I didn't warn you.."
~Na początku chcę Was poinformować, że nazwy leków i innych podanych tutaj składników itp. nie są przypadkowe, lecz niekoniecznie równają się z tą samą chorobą. Wiem, że skoro to opowiadanie powinno być wszystko perfekcyjnie. Ale chemioterapia jest bardzo trudna do rozgryzienia. Poczytajcie sobie sami, hehe. Nie no, mam nadzieję że nie będziecie mieli mi za złe. A teraz Was zostawiam! Miłego czytania. :')
~Autorka
*perspektywa Darii*
Szpital. Biały kwadratowo/prostokątny budynek. Wygląda skromnie,miło. Fajnie tam jest, ale tylko wtedy kiedy jesteś tam... W sumie bez żadnego głębszego powodu. Szczerze to wolałabym polizać krowie wymiona, niż spędzić tam jeszcze tyle czasu ile potrzebuje mój chory organizm. Smętne twarze pacjentów, odwiedzających, lekarzy, pielęgniarek. To wszystko przyprawia mnie o dreszcze. Nie te, które przechodzą przez Ciebie gdy ktoś szepnie Ci coś słodkiego do ucha, albo muśnie ręką Twoje ramię. To ten dreszcz, który czujesz gdy jest coś złego. Kiedy po prostu się boisz. Szczerze mówiąc to nigdy nie zastanawiałam się co czują lekarze. Codziennie ktoś umiera praktycznie w ich rękach, z ich winy.. Ja często obarczam siebie jak coś się dzieje, a co dopiero kiedy ktoś umiera. Ciężko mi sobie wyobrazić to, co oni czują. W woli ścisłości - wolę nie wiedzieć. Od dłuższego czasu mój organizm przyjmuje chemioterapię. Podczas raka (są różne odmiany, jak już pewnie wiecie) wstrzykuje się dożylnie lub doustnie takie lekarstwo, które wyniszcza wszystko w sumie co ma na swojej drodze. Niszczy te dobre krwinki, jak i te złe. Dlatego osoby "chodzące na takie terapie" - delikatnie mówiąc - mają bardzo wyniszczony organizm. Ich żyły są białe, i ciężko wprowadzić w nie igłę. Oczywiście mówię tu o dożylnych sposobach. Doustne są takie bardziej "nowoczesne" Nie dostajesz lekarstwa w zastrzyku. Są to kapsułki, ew. jakieś płyny. Kiedy dostajemy chemię dożylnie wypadają Nam włosy. Natomiast metoda doustna chroni Nas od tego. Jeżeli mam zdecydować, to chroni tylko od tego. Nie wiem, nie stosuję. Mój organizm nie przyswaja tej metody, dlatego mam coraz mniej włosów, i ciągle boli mnie ręka! Nie chcę narzekać, ale tak już jest gdy jesteś chory. A mnie w przypadku białaczki zdarza się to bardzo często. Utraciłam sporo na wadze. Możliwe, że jest to spowodowane nie tyle co wygłodzeniem, ale po prostu ograniczeniem ilości. Nie mogę pić żadnych gazowanych napoi, soków itp. Nie mogę jeść jajek, mięsa, sera. Jem ciągle jakieś świństwa które są niby zdrowe. Mam nadzieje że to jak najszybciej się skończy. Chemia wpływa na mój organizm na razie pozytywnie, dlatego trzymajmy kciuki żeby tak zostało. Codziennie liczę się z tym, że w danym dniu może mnie braknąć. Ale walczę. Poznałam też dużo osób które są tak samo chore jak ja. Dowiedziałam się o odmianach raka o których nigdy nie miałam pojęcia. Niektórzy znoszą to piekło już parę dobrych lat. Są uśmiechnięci, cieszą się że żyją. Nieraz stykali się ze śmiercią, a teraz co? Teraz tryskają radością i ene.... No dobra, nie mają energii, ale mają siłę. Siłę żeby żyć, a dla mnie jest to wszystkim. Ja tej siły jeszcze nie tracę, to przychodzi z biegiem czasu. Znaczy się jeżeli chodzi o mnie, to wolałabym żeby wcale nie przychodziło. Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, no nie? Nie. Dobra, Cicho siedź moja wredna połówko, dopóki jestem miła masz mieć zamkniętą jadaczkę i słuchać co mówię, bo to ważne! A wracając do choroby, która jest dosyć ciężkim tematem, ale wszystko czego dowiedziałam się w ostatnich dniach, tygodniach, miesiącach, których co prawda nie było dużo, ale wystarczająco żeby powiedzieć "mam już dosyć, chcę wrócić do normalności". Często podawane mam różne leki. Jest dużo rodzajów, ale ja zażywam tylko 2. Cytoxan i Blenoxane. Nie wiem za bardzo co one mi dają i w czym pomagają, bo wolę nie wiedzieć czym codziennie mnie faszerują, ale no.. A co do leków to...
-Daria, musisz zażyć lekarstwo! - Z mojego "transu" wybudziła mnie mama. Jeżeli mogłabym widzieć coś gorszego niż widok mojej mamy w takim, a nie innym stanie - wolałabym zdechnąć na stole operacyjnym. Poważnie mówię. Nie chcecie tego widzieć.
-Dzięki. Mamo, może byś przejechała się przespać? Siedzisz tu już tyle czasu, ja nie umrę jak prześpisz się w swoim łóżku przecież, chyba. - Ostatnie słowo powiedziałam bardziej do siebie niż do niej, więc raczej go nie słyszała. Przynajmniej podawała wrażenie takiej. Jak było to nie wiem, moja mama to nie zła aktorka. Jakby ją dać na jakieś estrady, niezłą fortunę byśmy zbili. Słodki Boże, jaka ja jestem wiecznie rozkojarzona. Wiecznie zmieniam temat, mogę powiedzieć że "rozkojarzona" to moje drugie imię. I trzecie też. Czwartego nie mam - a szkoda..
-Na pewno poradzisz tu sobie beze mnie? -Mama zerknęła na mnie spod swoich długich rzęs, nalewając mi przegotowanej wody do białego plastikowego kubka.Tak bardzo trzęsły jej się ręce, pomyślałam nawet że zaraz cała zawartość czajnika znajdzie się na mojej białej kołdrze (swoją drogą, wszystko tu było białe, zdążyliście zauważyć?) ale na szczęście nalanie wody obyło się bez szkód. - No wiesz, mogę zostać, te szpitalne krzesła wcale nie są aż takie niekomfortowe. -Czy mówiłam już że nie znam lepszej aktorki niż moja mama? No niestety żyję z nią pod jednym dachem już 17 lat, więc zdążyłam przejrzeć ją na wylot, ale przysięgam, że jeżeli nie znałabym jej wcześniej uwierzyłabym i pewnie uległa, ale nie tym razem.
-Dam sobie radę, właściwie to większość mojego czasu tutaj śpię. -Zaśmiałam się pod nosem. - Idź, przecież nic mi nie będzie.
-No dobra, ale jakby coś się działo.. -Przed państwem moja mama - królowa dramatyzowania.
-Idź. -Pokazałam jej na drzwi, były brązowe z drewna... Nie wiem jakiego, co mnie interesuje z jakiej kłody są drzwi, w co ja się zagłębiam, Aniele..
-Dobra, trzymaj się tam! - Pocałowała mnie w czoło i wyszła. Odetchnęłam z ulgą że w końcu odpocznie. Nie chcę żeby ktoś sobie zawracał głowę z mojego powodu. Nawet największy wróg, macie to samo, prawda? Nie jestem odludkiem. Nie wińcie mnie! Chcę dobrze dla wszystkich, zdążyliście zauważyć zapewne! Bawiłam się jeszcze trochę moim telefonem i momentalnie zasnęłam. Wspominałam już że osoby chore jak ja są wiecznie senne i połowę czasu swojego życia śpią?
Obudziłam się o godzinie 10:48. Późno dosyć jakby obliczyć, bo położyłam się dosyć wcześnie - jak na mnie. Leżałam sporo czasu w łóżku i byłam tak od niechcenia. Ciągle spałam albo pisałam z Dawidem, czy z innymi znajomymi sms'y. Było tu WI-FI, więc bez problemu zaglądałam na facebooka, instagrama,czy twittera. Zawsze miałam sporo powiadomień, ale jakoś nigdy nie chciało mi się ich sprawdzać. Leciałam po profilach i pisałam jakieś denne tweety, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Odpowiedziałam dosyć ciche "proszę" i ułożyłam się do pozycji pół-siedzącej, pół-leżącej. Patrzyłam się przez chwile na drzwi których klamka powoli szła w dół. Gdy drzwi całkowicie się otworzyły zobaczyłam w nich moją przyjaciółkę Alicję. Zdecydowanie się zdziwiłam, nie spodziewałam jej się tutaj.
-Daria? -Nieco ściszonym tonem powiedziała, choć to brzmiało bardziej jak pytanie, niż oznajmienie. Whatever.
-Tak? -Odezwałam się po chwili ciszy.
-No bo..
-Nie ma Cię przy mnie tyle czasu, a jak jesteś to nie umiesz wydusić z siebie słowa? Mów, do cholery- Warknęłam do niej już cała podenerwowana.
-Nie denerwuj się tak na mnie, to nie jest dla mnie łatwy temat do poruszenia. -Powiedziała, prawie krzycząc.
-No dalej, nic mnie nie zdziwi. -Obojętnie wzruszyłam ramionami, ale w środku się bałam co to może być za wiadomość.
-Ile już jesteś w szpitalu? - Jej pytanie zbiło mnie z tropu.
-Przedwczoraj przyjechałam. - Oznajmiłam. -A dlaczego pytasz?
-Widziałaś się może z Dawidem przed swoim wyjazdem?
-Owszem, widziałam się z nim. Dowiedział się o mojej chorobie i tak dalej.
-Widziałam go odjeżdżającego spod Twojego domu, więc postanowiłam go śledzić..
-Czy Ty nie ufasz mojemu chłopakowi? - Postawiłam zacisk na "mojemu".
-Daj mi dokończyć. - Machnęłam w dziwaczny sposób ręką na znak, aby kontynuowała. - Widziałam go podjeżdżającego pod jakiś duży budynek, a - przykro mi to mówić - gdy z niego wrócił w rękach miał walizkę, w której na dziewięćdziesiąt procent były narkotyki.. -Ostatnie słowo mnie przytkało.
-Wiem że nie cierpisz Dawida, ale ogarnij się wreszcie i zrozum że ja z nim nie zerwę. On by nie zrobił czegoś takiego, nie jest taki. Nie pije, nie pali, NIE ĆPA przede wszystkim. Nie wierzę że możesz mówić o nim takie rzeczy. Przecież Ty go prawie nie znasz. Widziałaś go raz i myślisz że wiesz o nim wszystko. Nie oceniaj ludzi po pozorach, jak masz to w zwyczaju. Mam Cię dosyć.. Wyjdź stąd i nie mąć mi w głowie dobra? Wróć jak się ogarniesz. -Wyrzuciłam to z siebie, wreszcie.
-Ale Daria....
-Wypad, Alicja. Nie chcę Cię tu widzieć, ok?
-Okej, ale nie mów że Cię nie ostrzegałam. - Napięcie się odwróciła i wyszła, zostawiając mnie z myślami. A co jeżeli ona ma racje? Boże, co ja wygaduję, przecież muszę ufać jemu tak jak on ufa mi. Położyłam się z tym wszystkim. Padłam po prostu.
~Autorka
*perspektywa Darii*
Szpital. Biały kwadratowo/prostokątny budynek. Wygląda skromnie,miło. Fajnie tam jest, ale tylko wtedy kiedy jesteś tam... W sumie bez żadnego głębszego powodu. Szczerze to wolałabym polizać krowie wymiona, niż spędzić tam jeszcze tyle czasu ile potrzebuje mój chory organizm. Smętne twarze pacjentów, odwiedzających, lekarzy, pielęgniarek. To wszystko przyprawia mnie o dreszcze. Nie te, które przechodzą przez Ciebie gdy ktoś szepnie Ci coś słodkiego do ucha, albo muśnie ręką Twoje ramię. To ten dreszcz, który czujesz gdy jest coś złego. Kiedy po prostu się boisz. Szczerze mówiąc to nigdy nie zastanawiałam się co czują lekarze. Codziennie ktoś umiera praktycznie w ich rękach, z ich winy.. Ja często obarczam siebie jak coś się dzieje, a co dopiero kiedy ktoś umiera. Ciężko mi sobie wyobrazić to, co oni czują. W woli ścisłości - wolę nie wiedzieć. Od dłuższego czasu mój organizm przyjmuje chemioterapię. Podczas raka (są różne odmiany, jak już pewnie wiecie) wstrzykuje się dożylnie lub doustnie takie lekarstwo, które wyniszcza wszystko w sumie co ma na swojej drodze. Niszczy te dobre krwinki, jak i te złe. Dlatego osoby "chodzące na takie terapie" - delikatnie mówiąc - mają bardzo wyniszczony organizm. Ich żyły są białe, i ciężko wprowadzić w nie igłę. Oczywiście mówię tu o dożylnych sposobach. Doustne są takie bardziej "nowoczesne" Nie dostajesz lekarstwa w zastrzyku. Są to kapsułki, ew. jakieś płyny. Kiedy dostajemy chemię dożylnie wypadają Nam włosy. Natomiast metoda doustna chroni Nas od tego. Jeżeli mam zdecydować, to chroni tylko od tego. Nie wiem, nie stosuję. Mój organizm nie przyswaja tej metody, dlatego mam coraz mniej włosów, i ciągle boli mnie ręka! Nie chcę narzekać, ale tak już jest gdy jesteś chory. A mnie w przypadku białaczki zdarza się to bardzo często. Utraciłam sporo na wadze. Możliwe, że jest to spowodowane nie tyle co wygłodzeniem, ale po prostu ograniczeniem ilości. Nie mogę pić żadnych gazowanych napoi, soków itp. Nie mogę jeść jajek, mięsa, sera. Jem ciągle jakieś świństwa które są niby zdrowe. Mam nadzieje że to jak najszybciej się skończy. Chemia wpływa na mój organizm na razie pozytywnie, dlatego trzymajmy kciuki żeby tak zostało. Codziennie liczę się z tym, że w danym dniu może mnie braknąć. Ale walczę. Poznałam też dużo osób które są tak samo chore jak ja. Dowiedziałam się o odmianach raka o których nigdy nie miałam pojęcia. Niektórzy znoszą to piekło już parę dobrych lat. Są uśmiechnięci, cieszą się że żyją. Nieraz stykali się ze śmiercią, a teraz co? Teraz tryskają radością i ene.... No dobra, nie mają energii, ale mają siłę. Siłę żeby żyć, a dla mnie jest to wszystkim. Ja tej siły jeszcze nie tracę, to przychodzi z biegiem czasu. Znaczy się jeżeli chodzi o mnie, to wolałabym żeby wcale nie przychodziło. Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, no nie? Nie. Dobra, Cicho siedź moja wredna połówko, dopóki jestem miła masz mieć zamkniętą jadaczkę i słuchać co mówię, bo to ważne! A wracając do choroby, która jest dosyć ciężkim tematem, ale wszystko czego dowiedziałam się w ostatnich dniach, tygodniach, miesiącach, których co prawda nie było dużo, ale wystarczająco żeby powiedzieć "mam już dosyć, chcę wrócić do normalności". Często podawane mam różne leki. Jest dużo rodzajów, ale ja zażywam tylko 2. Cytoxan i Blenoxane. Nie wiem za bardzo co one mi dają i w czym pomagają, bo wolę nie wiedzieć czym codziennie mnie faszerują, ale no.. A co do leków to...
-Daria, musisz zażyć lekarstwo! - Z mojego "transu" wybudziła mnie mama. Jeżeli mogłabym widzieć coś gorszego niż widok mojej mamy w takim, a nie innym stanie - wolałabym zdechnąć na stole operacyjnym. Poważnie mówię. Nie chcecie tego widzieć.
-Dzięki. Mamo, może byś przejechała się przespać? Siedzisz tu już tyle czasu, ja nie umrę jak prześpisz się w swoim łóżku przecież, chyba. - Ostatnie słowo powiedziałam bardziej do siebie niż do niej, więc raczej go nie słyszała. Przynajmniej podawała wrażenie takiej. Jak było to nie wiem, moja mama to nie zła aktorka. Jakby ją dać na jakieś estrady, niezłą fortunę byśmy zbili. Słodki Boże, jaka ja jestem wiecznie rozkojarzona. Wiecznie zmieniam temat, mogę powiedzieć że "rozkojarzona" to moje drugie imię. I trzecie też. Czwartego nie mam - a szkoda..
-Na pewno poradzisz tu sobie beze mnie? -Mama zerknęła na mnie spod swoich długich rzęs, nalewając mi przegotowanej wody do białego plastikowego kubka.Tak bardzo trzęsły jej się ręce, pomyślałam nawet że zaraz cała zawartość czajnika znajdzie się na mojej białej kołdrze (swoją drogą, wszystko tu było białe, zdążyliście zauważyć?) ale na szczęście nalanie wody obyło się bez szkód. - No wiesz, mogę zostać, te szpitalne krzesła wcale nie są aż takie niekomfortowe. -Czy mówiłam już że nie znam lepszej aktorki niż moja mama? No niestety żyję z nią pod jednym dachem już 17 lat, więc zdążyłam przejrzeć ją na wylot, ale przysięgam, że jeżeli nie znałabym jej wcześniej uwierzyłabym i pewnie uległa, ale nie tym razem.
-Dam sobie radę, właściwie to większość mojego czasu tutaj śpię. -Zaśmiałam się pod nosem. - Idź, przecież nic mi nie będzie.
-No dobra, ale jakby coś się działo.. -Przed państwem moja mama - królowa dramatyzowania.
-Idź. -Pokazałam jej na drzwi, były brązowe z drewna... Nie wiem jakiego, co mnie interesuje z jakiej kłody są drzwi, w co ja się zagłębiam, Aniele..
-Dobra, trzymaj się tam! - Pocałowała mnie w czoło i wyszła. Odetchnęłam z ulgą że w końcu odpocznie. Nie chcę żeby ktoś sobie zawracał głowę z mojego powodu. Nawet największy wróg, macie to samo, prawda? Nie jestem odludkiem. Nie wińcie mnie! Chcę dobrze dla wszystkich, zdążyliście zauważyć zapewne! Bawiłam się jeszcze trochę moim telefonem i momentalnie zasnęłam. Wspominałam już że osoby chore jak ja są wiecznie senne i połowę czasu swojego życia śpią?
Obudziłam się o godzinie 10:48. Późno dosyć jakby obliczyć, bo położyłam się dosyć wcześnie - jak na mnie. Leżałam sporo czasu w łóżku i byłam tak od niechcenia. Ciągle spałam albo pisałam z Dawidem, czy z innymi znajomymi sms'y. Było tu WI-FI, więc bez problemu zaglądałam na facebooka, instagrama,czy twittera. Zawsze miałam sporo powiadomień, ale jakoś nigdy nie chciało mi się ich sprawdzać. Leciałam po profilach i pisałam jakieś denne tweety, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Odpowiedziałam dosyć ciche "proszę" i ułożyłam się do pozycji pół-siedzącej, pół-leżącej. Patrzyłam się przez chwile na drzwi których klamka powoli szła w dół. Gdy drzwi całkowicie się otworzyły zobaczyłam w nich moją przyjaciółkę Alicję. Zdecydowanie się zdziwiłam, nie spodziewałam jej się tutaj.
-Daria? -Nieco ściszonym tonem powiedziała, choć to brzmiało bardziej jak pytanie, niż oznajmienie. Whatever.
-Tak? -Odezwałam się po chwili ciszy.
-No bo..
-Nie ma Cię przy mnie tyle czasu, a jak jesteś to nie umiesz wydusić z siebie słowa? Mów, do cholery- Warknęłam do niej już cała podenerwowana.
-Nie denerwuj się tak na mnie, to nie jest dla mnie łatwy temat do poruszenia. -Powiedziała, prawie krzycząc.
-No dalej, nic mnie nie zdziwi. -Obojętnie wzruszyłam ramionami, ale w środku się bałam co to może być za wiadomość.
-Ile już jesteś w szpitalu? - Jej pytanie zbiło mnie z tropu.
-Przedwczoraj przyjechałam. - Oznajmiłam. -A dlaczego pytasz?
-Widziałaś się może z Dawidem przed swoim wyjazdem?
-Owszem, widziałam się z nim. Dowiedział się o mojej chorobie i tak dalej.
-Widziałam go odjeżdżającego spod Twojego domu, więc postanowiłam go śledzić..
-Czy Ty nie ufasz mojemu chłopakowi? - Postawiłam zacisk na "mojemu".
-Daj mi dokończyć. - Machnęłam w dziwaczny sposób ręką na znak, aby kontynuowała. - Widziałam go podjeżdżającego pod jakiś duży budynek, a - przykro mi to mówić - gdy z niego wrócił w rękach miał walizkę, w której na dziewięćdziesiąt procent były narkotyki.. -Ostatnie słowo mnie przytkało.
-Wiem że nie cierpisz Dawida, ale ogarnij się wreszcie i zrozum że ja z nim nie zerwę. On by nie zrobił czegoś takiego, nie jest taki. Nie pije, nie pali, NIE ĆPA przede wszystkim. Nie wierzę że możesz mówić o nim takie rzeczy. Przecież Ty go prawie nie znasz. Widziałaś go raz i myślisz że wiesz o nim wszystko. Nie oceniaj ludzi po pozorach, jak masz to w zwyczaju. Mam Cię dosyć.. Wyjdź stąd i nie mąć mi w głowie dobra? Wróć jak się ogarniesz. -Wyrzuciłam to z siebie, wreszcie.
-Ale Daria....
-Wypad, Alicja. Nie chcę Cię tu widzieć, ok?
-Okej, ale nie mów że Cię nie ostrzegałam. - Napięcie się odwróciła i wyszła, zostawiając mnie z myślami. A co jeżeli ona ma racje? Boże, co ja wygaduję, przecież muszę ufać jemu tak jak on ufa mi. Położyłam się z tym wszystkim. Padłam po prostu.
wtorek, 12 sierpnia 2014
007. "No. That's not a joke."
miesiąc później..
*Perspektywa Darii*
Ta choroba mnie wykończy. Ciągłe badania, męczące chemie, brak energii, więcej dni opuszczanych w szkole. Pytania rówieśników... Zaczęły wypadać mi włosy. Nie widać tego jeszcze tak bardzo, ale ja zdążyłam zauważyć niewielką różnicę. Lekarze pytali się mnie, czy nie chcę ściąć włosów. Ale ja nie chciałam. Nie w tym momencie, może nawet nie w tym życiu. No chyba że będę wyglądać jak jakieś gówno, wtedy pomyślę. Jeżeli w tę myśl zajrzeć głębiej, to jak gówno wyglądam od początku tej choroby. Mam podkrążone oczy, bladą skórę, bezsilne ramiona. Moje usta się śmieją, a oczy nie. Wszystko we mnie umiera. Mam nadzieję że każda osoba chora na białaczkę tak ma.. Chyba że jestem odludkiem, tej opcji nie wykluczamy,prawda? Prawda. Często oglądałam jakieś filmy dotyczące tej choroby, ale nie potrafiłam tego zrozumieć, tego jak te osoby się czują, no i w końcu się dowiedziałam na swojej własnej skórze. Szczerze to wolałabym mieszkać w piwnicy i jeść karmę dla kota, niż leżeć w szpitalnym łóżku podłączona do kabli i patrząca na to jak inni cierpią z mojego powodu. Najgorsze uczucie na świecie to jest to, kiedy ktoś się o Ciebie martwi, a Ty nie możesz mu tego zakazać, bo wiesz że Twoje życie niedługo może się skończyć i nie masz na to wpływu. Co jeżeli tak naprawdę nigdy nie wyzdrowieję, a za jakieś parę lat, miesięcy, dni, a może nawet godzin umrę? Od początku tej choroby mam swoje motto. "Każdy dzień traktuj, jakby miał być tym ostatnim. Nigdy nie wiesz co się wydarzy." Motto może i jest, ale czy to co w nim zawarte jest przeze mnie realizowane? Mimo tego wiem, że życie jest zbyt piękne, żeby je sobie odbierać.
**
Obudziłam się dokładnie o godzinie 07:34. Spojrzałam na telefon, którego nie włączałam od tego czasu kiedy skończyłam na pewien okres naukę w szkole. Prosiłam nauczycieli, dyrekcję, pedagogów żeby nikogo nie informowali co się ze mną dzieje, gdyż miałam nauczanie "domowe". Domowe dlatego, że szpital stał się w pewnym stopniu moim drugim domem. Po prostu nie miałam ochoty patrzeć na to jak inni zamartwiają się z mojego powodu. Dlaczego ktoś ma cierpieć, bo ja się staczam? Eh. Po chwili zastanowienia włączyłam go i to co zobaczyłam potwierdziło moje oczekiwania. 49 połączeń nieodebranych i 120 nieprzeczytanych wiadomości. Większość od Dawida. Miały treści typu "Mała, co z Tobą? Co się dzieje, czemu nie odbierasz? Nie ma Cię w szkole, martwię się!!" Uśmiechnęłam się do ekranu widząc jego zmartwienie. Kochał mnie, ale pytanie - czy na zawsze? Nie wiem. Tego nie wie chyba nawet on. Dzisiaj miałam jechać do szpitala na kolejną obserwację. Wylęgłam się z łóżka i przygarbiona podeszłam do mojej niewielkiej szafy. Rodziców nie było w domu, zawsze rano jeździli do sklepów, aptek i tak dalej, żebym miała wszystko czego potrzebuję na wyciągnięcie ręki. Wybrałam koszulkę z napisem "DO YOUR THING" Którą dostałam od Roksany, podczas gdy produkowała swoje własne koszulki z nadrukami. Czarne wytarte rurki i biały full-cap założony z daszkiem do tyłu idealnie się wpasowały, więc strój wyglądał w porządku. Umyłam zęby i twarz, po czym usłyszałam głośny dzwonek do drzwi. Nie wiedziałam kto to może być, rodziców nie było w domu, ale mieli klucze więc to raczej nie oni. Zeszłam na dół i to co zobaczyłam przez wizjer nieco mnie wystraszyło. Westchnęłam i przekręciłam zamek.
-D...Da..Daria? -Na mój widok Dawid wyglądał jakby jego oczy miały wyskoczyć z orbit, szczerze to po moim stanie zdrowotnym i po wyglądzie nie dziwię mu się.
-Cześć.. -Utkwiłam spojrzenie w podłogę. Nie miałam odwagi żeby patrzeć mu prosto w oczy.
-Co Ci się stało? - Uniósł mój podbródek w górę tak bym na niego spojrzała, ale mój wzrok nadal utkwiony był gdzie indziej. Tak jak mówiłam po prostu nie miałam odwagi. -Dlaczego nie odbierasz moich telefonów, dlaczego wiecznie nie ma Cię w szkole, dlaczego masz mniejszą ilość włosów, no i dlaczego do cholery jasnej nie chcesz na mnie spojrzeć?! - Ostatnie zdanie wykrzyczał. Sprawiałam mu ból. Ale nie mogłam mu pomóc. Nie wiedziałam jak.
-Przepraszam. - Tylko tyle mogłam wydusić z siebie. -Naprawdę.
-Przepraszasz? A myślisz że co to daje?! Wiesz ile nocy czekałem na jakąkolwiek odpowiedź z Twojej strony? Wiesz ile? Właśnie nie wiesz! Gówno wiesz! Masz cały czas wyłączony telefon, i jak zauważyłem, wiecznie mnie okłamujesz! Powiedz mi o co chodzi wreszcie, bo ja już nie daję rady. Chcę mieć jakiś kontakt z moją dziewczyną! -Te słowa cięły jak lód, ale miał rację. Nie wiedziałam, czy mu powiedzieć, ale postanowiłam że to zrobię, nie mogłam już tego przed nim ukrywać. Przed kimkolwiek nie mogłam. Jeszcze chwilę milczałam, a gdy miałam otworzyć usta przerwał mi.
-Odezwij się do mnie jak będziesz gotowa wreszcie mi powiedzieć dlaczego się tak przede mną kryjesz. - Odwrócił się i poszedł. Teraz albo nigdy.
-Mam białaczkę! Zadowolony? - Krzyknęłam ze łzami w oczach. Nerwy mi puściły. Słysząc to zesztywniał i odwrócił się w moją stronę, widząc mnie siedzącą na ganku, całą zapłakaną.
-Słuchaj.. Jeśli to żart to..
-Nie, to nie żart. Pamiętasz ten dzień gdy trafiłam do szpitala? Wykryli u mnie białaczkę. Cały czas to przed Tobą ukrywałam, bo nie chciałam Cię ranić, rozumiesz? Ten dzień kiedy poszliśmy na randkę i leciała mi krew z nosa, to dlatego bo mam raka. Mam dużo siniaków, same się robią, nie uderzyłam się nigdzie. Nie chcę Cię już okłamywać, bo za daleko to zabrnęło, a ja nie potrafię tego ukrywać. Możesz ze mną zerwać, możesz mnie zostawić, możesz mnie zwyzywać, ale zrozum że już nigdy nie będzie ze mną tak jak przedtem. Nie wiem czy kiedykolwiek wrócę do szkoły, bo ciągłe chemie mnie już wykańczają psychicznie i fizycznie. Mam dosyć, często modliłam się o śmierć, mimo że wiem ze nie mogę umrzeć. Nie chcę żeby bliscy mieli dodatkowe cierpienie, a moja śmierć może nie złagodziłaby tego, ale po pewnym czasie o mnie zapomnieli i mówili "Głupia samobójczyni" No widzisz, takie jest moje życie, na pewno chcesz być ze mną dalej? Bo szczerze w to wątpię. - Wykrzyczałam i parsknęłam śmiechem.
-Nie zostawię Cię, obiecałem. -Wyszeptał i przysunął mnie do siebie. Mocno mnie przytulił, a ja szlochałam w jego pierś. Gdy się odsunęłam, na miejscu gdzie miał głowę była duża plama, najprawdopodobniej od moich łez.
-Masz mokrą koszulkę, przepraszam..
-Nic się nie stało. -Uśmiechnął się, a ja zobaczyłam pojazd moich rodziców. Gdy z niego wysiedli, zaczęli zmierzać w naszym kierunku.
-Kochanie, pospiesz się bo idziemy na....
-Chemię. Tak tato, Dawid wie. - Uprzedziłam go, zanim palnąłby coś głupiego.
-Chłopcze, nie zostawisz naszej córki po tym jak się dowiedziałeś, prawda?
-Nie. Nigdy jej nie zostawię. Niech będą państwo uświadomieni.
-No ja mam nadzieję, a teraz poprzytulacie się kiedy indziej, musimy jechać.
-Mogę jechać z państwem? - Jego pytanie zbiło mnie z tropu. Po co on w szpitalu? Nie chcę żeby cierpiał..
-Lepiej nie. Wiesz, to bardziej..
-Rozumiem. nie ma sprawy. No to Daria, ile zostajesz w szpitalu?
-2 dni. - Szybko odpowiedziałam uśmiechając się nieszczerze.
-Mogę Cię odwiedzić? - Zapytał.
-Tato.. -Zaczęłam.
-Tak, może. - Tata uśmiechnął się uspokajająco, zabrał moją torbę, skinął na Dawida i ruszył w kierunku samochodu.
-No to.. Do zobaczenia, Dawid. -Pocałowałam go w policzek i ruszyłam w stronę pojazdu zostawiając go, czując jakbym zostawiała go na wieczność. Ale dziwne. Nagle usłyszałam sygnał, który był chyba dzwonkiem oznaczającym że ktoś dzwoni do Dawida, zignorowałam to i wsiadłam w samochód. Tata nacisnął pedał gazu i ruszył.
*Perspektywa Dawida*
-No to... Do zobaczenia Dawid. - Do moich uszu dobiegł głos Darii, był trochę smutny, ale uznałem że muszę się przyzwyczaić, nikt nie każe jej skakać z radości, przecież jest chora. Pocałowała mnie w policzek i ruszyła zostawiając mnie na jej ganku. Gdy tylko wsiadła do samochodu usłyszałem dźwięk połączenia. Na ekranie dostrzegłem napis "Karasiov". Wystraszyłem się i zacząłem zastanawiać czy odebrać, ale po chwili namysłu nacisnąłem zieloną słuchawkę.
-Czego? -Syknąłem, sam nie wiem dlaczego mój głos tak zabrzmiał, ale podejrzewam że to z nadmiaru emocji.
-Stary, potrzebujemy Cię. - Gdy tylko to usłyszałem dłoń która była "wolna" zacisnęła się w pięść. Znów chciał wpakować mnie w to gówno, niedawno z niego wybrnąłem, zakończyłem je, a on tak po prostu chce żebym wrócił? On i reszta chłopaków myślą że to takie super proste? Oni są w tym już długo, wiedzą co ich może czekać, ja natomiast nie, nie mogę żyć ze świadomością że w każdej chwili może mi się coś stać.
-Nie wpakujesz mnie znowu w to gówno, Deny. -W moim głosie było łatwo dostrzec mieszankę strachu i zdenerwowania. Ale czego ja się bałem?
-Proszę Cię. Jeśli tego nie zrobisz będziemy skończeni. Rozumiesz? Skończeni. Zginiemy. Nikt z Nas nie może przekazać towaru, mamy już zajęte ręce. Proszę Cię, ostatni raz, błagam stary, zrób to dla kumpli, nie dla biznesu. - Nie wiedziałem co powiedzieć. Handel narkotykami to była kiedyś moja działka. Szło mi to zajebiście, ale gdy wymierzono we mnie pocisk, powiedziałem sobie dość. Nie chciałem być narażany na coś, co może się źle skończyć. Nie mogłem po prostu. To był koszmar. Ale gdy usłyszałem w jego głosie strach, uznałem, że tylko jeden raz, ale potem koniec z tym wszystkim. Ich też muszę z tego wyciągnąć.
-Gdzie mam przyjść, i o której?
*Perspektywa Darii*
Ta choroba mnie wykończy. Ciągłe badania, męczące chemie, brak energii, więcej dni opuszczanych w szkole. Pytania rówieśników... Zaczęły wypadać mi włosy. Nie widać tego jeszcze tak bardzo, ale ja zdążyłam zauważyć niewielką różnicę. Lekarze pytali się mnie, czy nie chcę ściąć włosów. Ale ja nie chciałam. Nie w tym momencie, może nawet nie w tym życiu. No chyba że będę wyglądać jak jakieś gówno, wtedy pomyślę. Jeżeli w tę myśl zajrzeć głębiej, to jak gówno wyglądam od początku tej choroby. Mam podkrążone oczy, bladą skórę, bezsilne ramiona. Moje usta się śmieją, a oczy nie. Wszystko we mnie umiera. Mam nadzieję że każda osoba chora na białaczkę tak ma.. Chyba że jestem odludkiem, tej opcji nie wykluczamy,prawda? Prawda. Często oglądałam jakieś filmy dotyczące tej choroby, ale nie potrafiłam tego zrozumieć, tego jak te osoby się czują, no i w końcu się dowiedziałam na swojej własnej skórze. Szczerze to wolałabym mieszkać w piwnicy i jeść karmę dla kota, niż leżeć w szpitalnym łóżku podłączona do kabli i patrząca na to jak inni cierpią z mojego powodu. Najgorsze uczucie na świecie to jest to, kiedy ktoś się o Ciebie martwi, a Ty nie możesz mu tego zakazać, bo wiesz że Twoje życie niedługo może się skończyć i nie masz na to wpływu. Co jeżeli tak naprawdę nigdy nie wyzdrowieję, a za jakieś parę lat, miesięcy, dni, a może nawet godzin umrę? Od początku tej choroby mam swoje motto. "Każdy dzień traktuj, jakby miał być tym ostatnim. Nigdy nie wiesz co się wydarzy." Motto może i jest, ale czy to co w nim zawarte jest przeze mnie realizowane? Mimo tego wiem, że życie jest zbyt piękne, żeby je sobie odbierać.
**
Obudziłam się dokładnie o godzinie 07:34. Spojrzałam na telefon, którego nie włączałam od tego czasu kiedy skończyłam na pewien okres naukę w szkole. Prosiłam nauczycieli, dyrekcję, pedagogów żeby nikogo nie informowali co się ze mną dzieje, gdyż miałam nauczanie "domowe". Domowe dlatego, że szpital stał się w pewnym stopniu moim drugim domem. Po prostu nie miałam ochoty patrzeć na to jak inni zamartwiają się z mojego powodu. Dlaczego ktoś ma cierpieć, bo ja się staczam? Eh. Po chwili zastanowienia włączyłam go i to co zobaczyłam potwierdziło moje oczekiwania. 49 połączeń nieodebranych i 120 nieprzeczytanych wiadomości. Większość od Dawida. Miały treści typu "Mała, co z Tobą? Co się dzieje, czemu nie odbierasz? Nie ma Cię w szkole, martwię się!!" Uśmiechnęłam się do ekranu widząc jego zmartwienie. Kochał mnie, ale pytanie - czy na zawsze? Nie wiem. Tego nie wie chyba nawet on. Dzisiaj miałam jechać do szpitala na kolejną obserwację. Wylęgłam się z łóżka i przygarbiona podeszłam do mojej niewielkiej szafy. Rodziców nie było w domu, zawsze rano jeździli do sklepów, aptek i tak dalej, żebym miała wszystko czego potrzebuję na wyciągnięcie ręki. Wybrałam koszulkę z napisem "DO YOUR THING" Którą dostałam od Roksany, podczas gdy produkowała swoje własne koszulki z nadrukami. Czarne wytarte rurki i biały full-cap założony z daszkiem do tyłu idealnie się wpasowały, więc strój wyglądał w porządku. Umyłam zęby i twarz, po czym usłyszałam głośny dzwonek do drzwi. Nie wiedziałam kto to może być, rodziców nie było w domu, ale mieli klucze więc to raczej nie oni. Zeszłam na dół i to co zobaczyłam przez wizjer nieco mnie wystraszyło. Westchnęłam i przekręciłam zamek.
-D...Da..Daria? -Na mój widok Dawid wyglądał jakby jego oczy miały wyskoczyć z orbit, szczerze to po moim stanie zdrowotnym i po wyglądzie nie dziwię mu się.
-Cześć.. -Utkwiłam spojrzenie w podłogę. Nie miałam odwagi żeby patrzeć mu prosto w oczy.
-Co Ci się stało? - Uniósł mój podbródek w górę tak bym na niego spojrzała, ale mój wzrok nadal utkwiony był gdzie indziej. Tak jak mówiłam po prostu nie miałam odwagi. -Dlaczego nie odbierasz moich telefonów, dlaczego wiecznie nie ma Cię w szkole, dlaczego masz mniejszą ilość włosów, no i dlaczego do cholery jasnej nie chcesz na mnie spojrzeć?! - Ostatnie zdanie wykrzyczał. Sprawiałam mu ból. Ale nie mogłam mu pomóc. Nie wiedziałam jak.
-Przepraszam. - Tylko tyle mogłam wydusić z siebie. -Naprawdę.
-Przepraszasz? A myślisz że co to daje?! Wiesz ile nocy czekałem na jakąkolwiek odpowiedź z Twojej strony? Wiesz ile? Właśnie nie wiesz! Gówno wiesz! Masz cały czas wyłączony telefon, i jak zauważyłem, wiecznie mnie okłamujesz! Powiedz mi o co chodzi wreszcie, bo ja już nie daję rady. Chcę mieć jakiś kontakt z moją dziewczyną! -Te słowa cięły jak lód, ale miał rację. Nie wiedziałam, czy mu powiedzieć, ale postanowiłam że to zrobię, nie mogłam już tego przed nim ukrywać. Przed kimkolwiek nie mogłam. Jeszcze chwilę milczałam, a gdy miałam otworzyć usta przerwał mi.
-Odezwij się do mnie jak będziesz gotowa wreszcie mi powiedzieć dlaczego się tak przede mną kryjesz. - Odwrócił się i poszedł. Teraz albo nigdy.
-Mam białaczkę! Zadowolony? - Krzyknęłam ze łzami w oczach. Nerwy mi puściły. Słysząc to zesztywniał i odwrócił się w moją stronę, widząc mnie siedzącą na ganku, całą zapłakaną.
-Słuchaj.. Jeśli to żart to..
-Nie, to nie żart. Pamiętasz ten dzień gdy trafiłam do szpitala? Wykryli u mnie białaczkę. Cały czas to przed Tobą ukrywałam, bo nie chciałam Cię ranić, rozumiesz? Ten dzień kiedy poszliśmy na randkę i leciała mi krew z nosa, to dlatego bo mam raka. Mam dużo siniaków, same się robią, nie uderzyłam się nigdzie. Nie chcę Cię już okłamywać, bo za daleko to zabrnęło, a ja nie potrafię tego ukrywać. Możesz ze mną zerwać, możesz mnie zostawić, możesz mnie zwyzywać, ale zrozum że już nigdy nie będzie ze mną tak jak przedtem. Nie wiem czy kiedykolwiek wrócę do szkoły, bo ciągłe chemie mnie już wykańczają psychicznie i fizycznie. Mam dosyć, często modliłam się o śmierć, mimo że wiem ze nie mogę umrzeć. Nie chcę żeby bliscy mieli dodatkowe cierpienie, a moja śmierć może nie złagodziłaby tego, ale po pewnym czasie o mnie zapomnieli i mówili "Głupia samobójczyni" No widzisz, takie jest moje życie, na pewno chcesz być ze mną dalej? Bo szczerze w to wątpię. - Wykrzyczałam i parsknęłam śmiechem.
-Nie zostawię Cię, obiecałem. -Wyszeptał i przysunął mnie do siebie. Mocno mnie przytulił, a ja szlochałam w jego pierś. Gdy się odsunęłam, na miejscu gdzie miał głowę była duża plama, najprawdopodobniej od moich łez.
-Masz mokrą koszulkę, przepraszam..
-Nic się nie stało. -Uśmiechnął się, a ja zobaczyłam pojazd moich rodziców. Gdy z niego wysiedli, zaczęli zmierzać w naszym kierunku.
-Kochanie, pospiesz się bo idziemy na....
-Chemię. Tak tato, Dawid wie. - Uprzedziłam go, zanim palnąłby coś głupiego.
-Chłopcze, nie zostawisz naszej córki po tym jak się dowiedziałeś, prawda?
-Nie. Nigdy jej nie zostawię. Niech będą państwo uświadomieni.
-No ja mam nadzieję, a teraz poprzytulacie się kiedy indziej, musimy jechać.
-Mogę jechać z państwem? - Jego pytanie zbiło mnie z tropu. Po co on w szpitalu? Nie chcę żeby cierpiał..
-Lepiej nie. Wiesz, to bardziej..
-Rozumiem. nie ma sprawy. No to Daria, ile zostajesz w szpitalu?
-2 dni. - Szybko odpowiedziałam uśmiechając się nieszczerze.
-Mogę Cię odwiedzić? - Zapytał.
-Tato.. -Zaczęłam.
-Tak, może. - Tata uśmiechnął się uspokajająco, zabrał moją torbę, skinął na Dawida i ruszył w kierunku samochodu.
-No to.. Do zobaczenia, Dawid. -Pocałowałam go w policzek i ruszyłam w stronę pojazdu zostawiając go, czując jakbym zostawiała go na wieczność. Ale dziwne. Nagle usłyszałam sygnał, który był chyba dzwonkiem oznaczającym że ktoś dzwoni do Dawida, zignorowałam to i wsiadłam w samochód. Tata nacisnął pedał gazu i ruszył.
*Perspektywa Dawida*
-No to... Do zobaczenia Dawid. - Do moich uszu dobiegł głos Darii, był trochę smutny, ale uznałem że muszę się przyzwyczaić, nikt nie każe jej skakać z radości, przecież jest chora. Pocałowała mnie w policzek i ruszyła zostawiając mnie na jej ganku. Gdy tylko wsiadła do samochodu usłyszałem dźwięk połączenia. Na ekranie dostrzegłem napis "Karasiov". Wystraszyłem się i zacząłem zastanawiać czy odebrać, ale po chwili namysłu nacisnąłem zieloną słuchawkę.
-Czego? -Syknąłem, sam nie wiem dlaczego mój głos tak zabrzmiał, ale podejrzewam że to z nadmiaru emocji.
-Stary, potrzebujemy Cię. - Gdy tylko to usłyszałem dłoń która była "wolna" zacisnęła się w pięść. Znów chciał wpakować mnie w to gówno, niedawno z niego wybrnąłem, zakończyłem je, a on tak po prostu chce żebym wrócił? On i reszta chłopaków myślą że to takie super proste? Oni są w tym już długo, wiedzą co ich może czekać, ja natomiast nie, nie mogę żyć ze świadomością że w każdej chwili może mi się coś stać.
-Nie wpakujesz mnie znowu w to gówno, Deny. -W moim głosie było łatwo dostrzec mieszankę strachu i zdenerwowania. Ale czego ja się bałem?
-Proszę Cię. Jeśli tego nie zrobisz będziemy skończeni. Rozumiesz? Skończeni. Zginiemy. Nikt z Nas nie może przekazać towaru, mamy już zajęte ręce. Proszę Cię, ostatni raz, błagam stary, zrób to dla kumpli, nie dla biznesu. - Nie wiedziałem co powiedzieć. Handel narkotykami to była kiedyś moja działka. Szło mi to zajebiście, ale gdy wymierzono we mnie pocisk, powiedziałem sobie dość. Nie chciałem być narażany na coś, co może się źle skończyć. Nie mogłem po prostu. To był koszmar. Ale gdy usłyszałem w jego głosie strach, uznałem, że tylko jeden raz, ale potem koniec z tym wszystkim. Ich też muszę z tego wyciągnąć.
-Gdzie mam przyjść, i o której?
Subskrybuj:
Posty (Atom)